Jak często chodzimy do lekarza? Rekordziści robią to nawet dwa razy dziennie
- W 2021 r. przeciętna liczba porad ambulatoryjnych w przeliczeniu na 1 mieszkańca wyniosła 8,3 - podaje GUS
- Liczba porad rośnie, a liczba lekarzy POZ maleje
- Część porad wynika z nadkonsumpcji i niskiej świadomości zdrowotnej
- Rekordziści potrafią odwiedzać swojego lekarza nawet dwa razy dziennie
Jak wynika z ostatnich danych GUS, który podsumował działanie ambulatoryjnej opieki zdrowotnej, w ciągu ostateniego roku zapotrzebowanie na porady lekarskie wzrosło o 14,1 proc. To efekt "odmrożenia" po pandemii, gdy dostępność do leczenia była ograniczona. Ci, którzy odwlekali wizyty w pandemii, nadrabiają zaległości.
Z najnowszych danych GUS dotyczących ambulatoryjnej opieki zdrowotnej w 2021 roku, wynika m.in., że w ramach AOS działalność prowadziło 22 tys. przychodni oraz 700 praktyk lekarskich świadczących usługi w ramach środków publicznych. W ciągu roku udzielono 285,9 mln porad lekarskich.
Z kolei w ramach POZ udzielono 171,3 mln porad - łącznie z poradami nocnej i świątecznej opieki zdrowotnej. Odnotowano wzrost o 9,7 proc. w stosunku do 2020 r. Zaś w ramach specjalistycznej opieki lekarskiej – 114,6 mln (wzrost o 14,1 proc. w skali roku).
W specjalistycznej opiece lekarskiej największy udział miały porady świadczone w poradniach chirurgicznych (17,3 proc.), a w dalszej kolejności w ginekologiczno-położniczych (10,9 proc.) oraz okulistycznych (9,0 proc.).
Chodzimy do lekarza średnio osiem razy w roku
W 2021 r. przeciętna liczba porad ambulatoryjnych w przeliczeniu na jednego mieszkańca wyniosła 8,3.
Dane pokazują też, że przeważająca większość placówek ochrony zdrowia udzielających porad POZ i AOS (20,1 tys.) zlokalizowana jest w miastach. Na wsiach jest ich 5,6 tys. Najwięcej przychodni funkcjonowało na Mazowszu, ale tu też jest największa liczba mieszkańców.
O to, jak często i po co przychodzą pacjenci zapytaliśmy prezes Porozumienia Pracodawców Ochrony Zdrowia Bożeną Janicką, która sama przyjmuje pacjentów jako lekarz rodzinny.
Według niej, rosnąca liczba porad pokazuje oczekiwania społeczne wzrostu zapotrzebowania na świadczenia bieżące.
Jeżeli chodzi o podstawową opiekę zdrowotną, to obserwujemy już w tej chwili pełny powrót do ilości udzielanych porad, a nawet wzrost i to dosyć spory w ostatnim okresie. Wynika to z jednej strony z utrzymujacego się wysokiego poziomu zachorowań i tu obserwujemy teraz wysyp biegunek, angin i niestety nadal dodatnie covidy. Z drugiej strony bilanse i profilaktyka, która do tej pory była w jakimś uśpieniu.
Jak mówi prezes PPOZ, osiem wizyt rocznie to oczywiście statystyka i tzw. średnia wyliczona. Bywa z tym różnie w każdym podmiocie, w zależności od skali wiekowej i populacji jaka podlega pod daną placówkę i lekarza. Także od edukacji zdrowotnej.
Młodzi i zdrowi nie korzystają z leczenia
Są tacy pacjenci - wyjaśnia Bożena Janicka - którzy nigdy nie odwiedzają swojego lekarza, z różnych powodów. Z reguły są to osoby młode i zdrowe, które nie mają żadnych chorób i nie potrzebują leczenia lub mają zapewnioną opiekę zdrowotną w ramach systemu prywatnego, np. ubezpieczenia zdrowotnego zapewnianego przez pracodawcę. Nie korzystają też z profilaktyki.
- Patrząc na naszą populację, jest od 10 do 30 proc. pacjentów, którzy nie przychodzą w ogóle. Ale jest druga strona medalu, ok. 30 proc. pacjentów, którzy mają rocznie 20 czy 30 porad. Nie pięć, ani nie osiem, ale mamy pacjentów, którzy non stop mają potrzeby zdrowotne - tłumaczy Bożena Janicka. Jak dodaje, są to głównie seniorzy oraz dzieci.
Rekordziści korzystają nawet dwa razy dziennie
Bywają tacy, którzy korzystają z 30 i więcej porad w miesiącu.
Ja mam pacjentów, którzy potrafią być rano i po południu w przychodni. Widzę po południu, że pacjent był już o godz. 11 po leki i pytam, co się wydarzyło w miedzyczasie, że przyszedł ponownie. Wtedy słyszę: Pani doktor. A nie mogę? Pozostaje mi odpowiedzieć: Niby pani może, ale wtedy, gdy jest to uzasadnione medycznie.
Tłumaczy, że wynika to często z nie do końca przemyślanej potrzeby. To jest tzw. nadkonsumpcja. - Oczywiście próbujemy o tym mówić, aby pacjent, jeżeli potrzebuje leków, to zgłaszał się z zapotrzebowaniem na miesiąc, dwa, a nie na tydzień - mówi nam lekarka.
Druga rzecz, to pacjenci z wielochorobowością. W jej przychodni POZ rzadko pacjent przychodzi z jednym schorzeniem. Przy wzrastającej liczbie porad i nadkonsumpcji trudno jest ustawiać kolejkę na bieżąco, dlatego w niektórych placówkach tworzą się kolejki z odległymi terminami.
Pacjenci do POZ zgłaszają się ze wszystkim
Dodatowo w POZ , w mniejszych miejscowościach, pacjenci zgłaszają się do swoich lekarzy rodzinnych dosłownie ze wszystkim. Nie po drodze im bowiem do poradni specjalistycznych w dużych miejscowościach oddalonych często o kilkadziesiąt kilometrów. Do lekarza POZ zgłaszają się więc, np. pacjenci na zdjęcie szwów, mimo że mają skierowanie do poradni chirurgicznej.
- W małych miejscowościach, gdzie się wszyscy znamy, jesteśmy też często nie tylko lekarzem, ale doradcą rodzinnym, powiernikiem - dodaje Bożena Janicka.
Jak mówi, to istotne w kontekście zdrowia psychicznego, bo wiele osób nie ma z kim porozmawiać o probemach, o sytuacji w rodzinie, a ta wpływa też pośrednio na stan zdrowia.
- To są ci najtrudniejsi pacjenci w naszych praktykach. Z wielochorobowością, z wieloma potrzebami, z podłożem psychogennym i koniecznością kontaktu z drugim człowiekiem - relacjonuje.
Jednocześnie podkreśla, że wszystkich pacjentów trzeba traktować równo, bo każdy ma prawo przyjść i skorzystać z pomocy.
Nadkonsumpcja i brak świadomości
Ostrzega jednak przed nadkonsumpcją. Regulatorem nadkonsumpcji - jak podkreśla Bożena Janicka - powinien być regulator finansowy, a nie tylko kolejkowy. Według niej, pacjenci powinni bardziej świadomie korzystać z opieki zdrowotnej.
- Każdy pacjent zanim zadzwoni, powinien zastanowić się, czy ktoś nie potrzebuje wizyty bardziej. To nie jest egoistyczne myślenie, bo może być sytuacja, że ten pacjent będzie potrzebował bardziej, a inny mu zablokuje poradę czy karetkę, bo zadzwoni, że znowu czegoś potrzebuje, bo jest źle zorganizowany - przekonuje lekarka.
Według niej, społeczeństwo nie do końca zdaje sobie sprawę, że ta wydolność jest ograniczona. Wymaga to edukacji i odpowiedzialnego korzystania z porad.
Jak przygotować się do wizyty?
Radą na to byłoby m.in. odpowiedzialne przygotowywanie się do porady. Jak mówi B. Janicka każdy przed wizytą powinien przygowować sie do niej.
Po pierwsze sprawdź, jakie leki bierzesz i na ile starczy ci zapas. Druga rzecz - czy masz ubezpieczenie? Trzecia rzecz, jeżeli byłeś gdzieś na konsultacji u specjalisty, to weź ze sobą najnowsze wyniki badań i diagnozę. Czwarta rzecz - spisz problemy, o które chcesz zapytać, aby potem nie wymyślać ich na miejscu. A po piąte - miej ze sobą NIP zakładu pracy, bo przy ewentualnym zwolnieniu lekarskim jest on niezbędny.
Jak podkreśla Bożena Janicka, to bardzo prosta rzecz, a mogłaby znacznie pomóc w optymalnym przebiegu wizyty u lekarza. Pacjent, który sprawdzi wszystkie leki przed wizytą wyłapie, że kończy mu się nie jeden lek, ale też inne w najbliższym czasie i podczas jednej wizyty weźmie od razu receptę na przedłużenie wszystkich tych medykamentów.
Coraz więcej porad, a lekarzy ubywa
Niepokojące jej zdaniem jest to, że wzrasta liczba porad, ale nie wzrasta liczba lekarzy. Jak mówi, w POZ jest wielu lekarzy, którzy są w wieku emerytalnym co skutkuje tym, że część z nich stopniowo przechodzi na zasłużone emerytury, a część niestety umiera.
- Z każdym tygodniem przychodzą nam ujemne bilanse, bo albo podmiot się zamyka, albo kolega umarł. Wiemy, że to jest dylemat, bo okoliczne poradnie mają już powyżej 3 tys. pacjentów na lekarza i teraz gdzie tych pacjentów skierować? To problem, którego nie widzi pan minister, bo to problem Polski powiatowej. Mamy białe plamy i tu problemem jest to, kto ma zabezpieczyć bieżące potrzeby, a nie myślimy nawet o nowych zadaniach - tłumaczy prezes PPOZ.
Dodaje, że plany ministra zdrowia i zmiany jakie wprowadza w POZ również nie uwzględniają tych wskaźników. Dokładane są nowe obowiązki, nowe świadczenia, a nie idzie za tym większa liczba placówek, lekarzy czy adekwatne finansowanie.
Rewolucja polityczna, a nie propacjencka
Według niej, będą obszary, gdzie nie będzie z kim zawrzeć nowych umów na rozszerzone badania i opiekę kompleksową w ramach POZ. To spowoduje, że pacjenci nie będą mieli równego dostępu do świadczeń.
- Minister w ogóle w planach nie widzi bieżących zabezpieczeń. Mamy mieć nowe obowiązki, mamy robić nowe świadczennia, kiedy tak na prawdę wzrasta potrzeba w bieżących świadczeniach. No i pytanie: co wybrać i jak wybierać w takim układzie? Czy nadal przyjmować tych pacjentów, którzy przychodzą ze wszystkim, czy wybierać i skupiać się na nowych zadaniach i nowych obowiązkach? Papier przyjmie wszystko, ale my mamy niepokój - wyjaśnia Bożena Janicka.
Według niej, "to rewolucja raczej polityczna, pod planowane wybory, a nie społeczna i propacjencka, bo spowoduje większą nierówność w dostępie do opieki zdrowotnej".
Czytaj także: https://natemat.pl/zdrowie/400667,lekarze-rodzinni-ostrzegaja-czesc-przychodni-poz-padnie-bo-koszty-rosna