Lewicka: PiS doprowadził nas na skraj przepaści. Wszyscy zapłacimy za te rządy masowym zubożeniem

Karolina Lewicka
11 lipca 2022, 10:34 • 1 minuta czytania
Adam Glapiński jest zadowolony. Przede wszystkim z siebie, ale też z sytuacji w kraju. - W Polsce recesji się nie spodziewam - zadeklarował równo tydzień po publikacji PMI, wskaźnika, który określa kondycję polskiego przemysłu i tym razem zasygnalizował, że to właśnie recesja jest na horyzoncie. No, ale prezesa NBP-u słucha Nowogrodzka i nie należy jej zasmucać czarnowidztwem.
Karolina Lewicka: PiS nie ma ani pomysłu, ani woli, ani ludzi, ani zdolności, by nas cofnąć na bezpieczne pozycje. fot. Aleksandra Szmigiel-Wisniewska/REPORTER

Obserwuj naTemat w Wiadomościach Google

Dlatego Glapiński pilnie odrobił lekcję z aktualnej narracji partii rządzącej i przystąpił do frontalnego ataku na Donalda Tuska - tym samym przybył nam kolejny obsesjonat.


Tusk i krytyka prezesa NBP-u, płynąca ze źródeł eksperckich i politycznych jest tym, co zajmuje głowę Glapińskiego. A poza tym: jest dobrej myśli. Szczyt inflacji w wakacje, potem spadek, a w 2024 roku powrót do inflacyjnego celu, czyli 2,5% plus/minus jeden punkt procentowy. Będzie dobrze - to nam komunikują Glapiński, Morawiecki i cała reszta tego obozu. Zaś Andrzej Duda dorzuca jeszcze, by nastawić się optymistycznie, choć też przy okazji zacisnąć zęby.

Czytaj także: "Prezes nie tylko wybaczył Ziobrze zdradę, ale też dał wielką władzę. Bo to prawdziwa PiS-u"

Ale dobrze być nie może, nie tylko dlatego, że płynące z gospodarki sygnały nie dają zbytnio powodów do optymizmu. Nie może być dobrze z powodów systemowych: PiS to ugrupowanie populistyczne, a takie formacje z definicji prowadzą kraj ku przepaści - i zwykle dopiero wtedy upadają, pozostawiając za sobą spaloną ziemię i zgliszcza.

Kiedy Juan Peron obejmował w 1946 roku urząd prezydenta, Argentyna była krajem bogatym, by po dekadzie jego rządów stanąć na krawędzi bankructwa. Była niechęć do zamożnych, były wysokie świadczenia socjalne, były emerytury od 55 roku życia i była wyfiokowana Evita z darami, odwiedzająca slumsy niczym dwudziestowieczna święta. A było z czego rozdawać, bo skarbiec państwa był pełen. Jedynie do czasu.

Z kolei obywatele Wenezueli w łatwy sposób zostali milionerami. Właśnie w ubiegłym roku tamtejszy bank centralny wprowadził banknot o nominale miliona boliwarów, by dokonać „optymalizacji obecnej struktury monetarnej celem dostosowania jej do potrzeb gospodarki narodowej”. Mówiąc wprost: by rano po chleb nie trzeba było iść z reklamówką pieniędzy. Takie są skutki rządów Chaveza i Maduro, populistycznych prezydentów. Za ich rządów na garnuszku państwa znalazło się 60% społeczeństwa.

Czytaj także: Lewicka: PiS panicznie boi się, że przegra. Więc zrobi wszystko, by wygrać

Co nas czeka po PiS-ie? Armageddon. Według Leszka Balcerowicza, gospodarka jest w takim stanie, że „zwykły rząd partyjny nie poradzi sobie z sytuacją, która nam się szykuje". Populiści abstrahują bowiem od prawideł ekonomii, a na dodatek zwykle są nieudolni. Niczego nie poprawią, co najwyżej mogą zepsuć.

W 2017 roku ówczesna premier Beata Szydło mówiła na sali plenarnej, że „wystarczy nie kraść”, tyle że PiS grabi do siebie, ile może. Że „wystarczy rządzić skutecznie”, ale PiS nie jest zdolny do zapewnienia nam gigantycznych pieniędzy z Funduszu Odbudowy UE. Że „wystarczy dbać o finanse publiczne”, jednak wiemy, że dominuje kreatywna księgowość oraz inżynieria finansowa, a stan państwowej kasy jest tak naprawdę nieznany i wyłączony spod kontroli parlamentu (bo część wydatków została wyprowadzona poza budżet).

Że „wystarczy mądrze zarządzać majątkiem Skarbu Państwa”, ale my wiemy, że firmy państwowe za PiS-u straciły na wartości (według ubiegłorocznych szacunków majątek skarbu państwa ulokowany w spółkach stopniał w ciągu sześciu lat o 100 mld zł), są dojone przez zastępy partyjnych działaczy i oddelegowane do realizacji celów partii (vide Orlen jako wydawca prasy lokalnej).

Czytaj także: Lewicka: PiS się odkleił. Najwyrazistszym tego symbolem jest Jarosław Kaczyński

I wreszcie mówiła Beata Szydło tych pięć lat temu, że „wystarczy wspierać tych, którzy mają ogromny wkład w rozwój gospodarki - przedsiębiorców”, ale przedsiębiorcy to za tej władzy grupa wręcz prześladowana, czego ostatnim i niezbitym dowodem jest Polski Ład. Wszak ludzie przedsiębiorczy i pracujący to dla populisty żadna grupa docelowa.

Tak jak Adam Glapiński koncentruje się głównie na obronie swojej utraconej czci, tak PiS uwagę skupia na wyszukiwaniu coraz to nowych winnych obecnego stanu rzeczy. Inflacji winien jest wirus z Wuhan oraz Władimir Putin (to twierdzenie tylko częściowo prawdziwe), brakowi miliardów euro winna jest Bruksela, która - według posła Marka Suskiego - po to stawia przed Polską rozmaite „zadania”, by ostatecznie powiedzieć: „nie dostaniecie pieniędzy, bo nie wypełniacie tego wszystkiego”.

Wszystkim plagom egipskim winna jest „totalna opozycja”, dla której - jak przekonuje premier - „im gorzej, tym lepiej”, bo po cichu liczą, że „rząd Prawa i Sprawiedliwości sobie nie poradzi z tą sytuacją”. Winny temu, że Polski Ład nie wyszedł jest… Jarosław Gowin - o czym opinię publiczną poinformował Jarosław Kaczyński.

On też winą za brak obiecanych Polakom mieszkań obciążył „układ deweloperski, który został stworzony na początku lat 90. i zapewnił pewnym bardzo niewielkim grupom ogromne zyski”. A dowolnej katastrofie winien jest niezmiennie Donald Tusk. Także sprawa załatwiona, PiS ma czyste ręce i hojne serce. Tyle że źli ludzie uporczywie partii przeszkadzają.

PiS doprowadził nas na skraj przepaści, to raz. Dwa, że nie ma ani pomysłu, ani woli, ani ludzi, ani zdolności, by nas cofnąć na bezpieczne pozycje. Wszyscy zapłacimy za te rządy masowym zubożeniem.

Wprawdzie Andrzej Duda apelował na spotkaniu z mieszkańcami powiatu lipskiego, byśmy „byli spokojni”, bo my (władza), „czuwamy i staramy się zminimalizować presję inflacyjną”. No, ale przecież prezydent ma wikt i opierunek na koszt wszystkich obywateli, nic więc dziwnego, że dobre samopoczucie i skłonność do krotochwili go nie opuszcza.