"W d*pie mam pana zamówienie, jak się pan tak przypomina!" Nikt ci nie napsuje krwi tak jak stolarz

Łukasz Grzegorczyk
12 lipca 2022, 10:33 • 1 minuta czytania
Wpadacie na pomysł, że chcielibyście nową szafkę w swojej kuchni. Szukacie stolarza, niby wszystko już dogadane i czekacie na zamówienie. To moment, kiedy często zaczynają się problemy, bo stolarze naprawdę potrafią przekroczyć granice żenady. A zamiast wymarzonego mebla, możecie mieć... sprawę w sądzie.
Stolarze – czy to najbardziej spóźniająca się grupa zawodowa? Fot. 123rf / zdjęcie seryjne

Obserwuj naTemat w Wiadomościach Google

Gdyby miał powstać ranking najbardziej spóźnialskich albo po prostu niepoważnych grup zawodowych, stolarze byliby wysoko. Bardzo wysoko. To nie opinia, tylko wniosek z paru historii, którymi podzielili się z nami czytelnicy.


Wiemy, że wśród stolarzy są świetni fachowcy, którzy serio traktują swoją pracę i klientów. Sam znam takich, dla których termin to świętość i towar musi być na czas. Naciąć się na oszusta jest jednak bardzo łatwo, nawet w sytuacji, kiedy wydaje się, że wszystko idzie po waszej myśli.

Nie ma reguły, z jakim meblem będziecie mieć problem. To może być kosztowny salon pod wymiar albo jak w przypadku pana Marka z Gdańska – proste szafki i półki. Stolarza znalazł na popularnej stronie do wyszukiwania specjalistów.

– Nigdy się na niej nie przejechałem, do tego miał same wysokie oceny, więc nic nie sugerowało, że coś może być nie tak – mówi naTemat. Potem też wszystko układało się wzorowo. Fachowiec przyjechał ekspresowo na pomiar, cena okazała się atrakcyjna, a wykonawca nie wzbudzał podejrzeń.

Ustalenia wydawały się konkretne. – Pierwszy termin realizacji był bardzo szybki, właściwie miał być w ciągu 1,5-2 tygodni maksymalnie – wspomina pan Marek Do tej pory wszystko szło gładko, ale ustalony termin minął, a stolarz się nie odzywał. – Przypomniałem się, zrzucił wtedy na okres urlopowy, więc czekaliśmy dalej – podkreśla nasz rozmówca.

Odbijanie piłeczki jednak trwało. Meble miały być za miesiąc, ale ten termin też nie wypalił przez "problemy osobiste" wykonawcy. – Byłem bardzo wyrozumiały, bo aż tak nie gonił mnie czas. Potem sam się przypominałem, za każdym razem szukał kolejnej wymówki i przekładał termin o parę dni – dodaje pan Marek.

Zamiast mebli... wyzwiska

Stolarz zapewniał, że "wszystko będzie załatwione". Niestety, nie było, a ciąg dalszy to już festiwal żenady. Trzy umówione terminy minęły, chociaż fachowiec podawał już nawet godziny, kiedy można spotkać się na montaż. Znowu zapanowała cisza, więc pan Marek próbował łapać stolarza przez telefon – co też później nie było łatwe. Kiedy w końcu się dodzwonił, dostał… "wiązankę".

– Skończyło się tym, że mnie zwyzywał, nawrzeszczał i powiedział wulgarnie, że nie będzie nic robić w takich warunkach i zwróci pieniądze. Usłyszałem, że ma w d*pie moje zamówienie, jak się tak przypominam. Aktualnie minęło ponad 70 dni od czasu, gdy wpłaciłem zaliczkę i przyjął zamówienie – wylicza pan Marek. Jego zdaniem stolarz kręcił do końca, bo pewnie w ogóle nie zaczął pracy nad szafkami. – Coś czuję, że ze zwrotem pieniędzy czekają nas podobne przeboje – nie ukrywa.

To tylko jeden przypadek, kiedy ktoś trafił na krętacza. I jasne, można mieć pecha, zresztą podobnie jak do murarza, spawacza, elektryka, betoniarza czy malarza – w branży budowlanej i wykończeniowej nietrudno nadziać się na "czarną owcę". Tyle że słowo "stolarz" w sieci wzbudza po prostu większe emocje i kojarzy się raczej z problemami.

Na grupie o urządzaniu domu jedna pani miała dylemat, czy zamówić meble do kuchni ze sklepu popularnej sieciówki, czy jednak zaangażować stolarza. Dostała wskazówki, ale parę osób wyjaśniło jej, jak to jest ze stylem pracy stolarzy.

"Mało który stolarz jest w stanie dotrzymać terminu montażu" – czytamy. "Zaliczki biorą, umawiają się na dostawę za 8 tygodni, mija 12 a meble nadal nieskończone. Stolarz z polecenia" – opisała jedna z użytkowniczek Facebooka na swoim przykładzie. Mimo to powtarzają się posty, by wybrać stolarza, bo wiadomo – dociągnie wszystko co do milimetra, jeśli zna się na swojej robocie. Problem w tym, że oddzielenie fachowców od partaczy i oszustów jest bardzo trudne.

Oszustwo na ponad 20 tys. zł

Pani Magda z Krakowa chciała mieć nową szafę. Znalazła stolarza, podpisała umowę, wpłaciła zaliczkę. Pierwszy umówiony termin montażu szafy nie powiódł się, stolarz nie dotrzymał słowa. Argument? Popsute auto. Drugi termin też nie doszedł do skutku, bo wykonawca tłumaczył się koniecznością dopięcia innych zaległych zleceń.

– Takich kolejnych terminów było jeszcze trzy. Przestał odbierać ode mnie telefony, odpisywał tylko na SMS-y. W wiadomościach zaczął być arogancki i wulgarny – opisała nam pani Magda, która sprawę zgłosiła na policję.

Potem nasza rozmówczyni znalazła w internecie ogłoszenie od tego samego stolarza, który miał wykonać dla niej szafę. – Zostawiłam komentarz, że to oszust i podałam swój kontakt mailowy. Miałam nadzieję, że inne oszukane przez niego osoby odezwą się do mnie. Sam stolarz zauważył mój wpis i zaczął mi grozić. Pojawiły się teksty: "nie usuniesz tego, to podam cię do sądu za pomówienia" – zaznacza pani Magda.

W ten sposób znalazły się trzy inne oszukane osoby. Schemat był ten sam – złożyły zamówienie, ale nigdy nie zobaczyły swoich mebli. Posypały się kolejne zgłoszenia na policję. – Oszukał ludzi na ponad 20 tys. zł, więc policja już musiała ruszyć tę sprawę. Ciągnęło się to ponad 2,5 roku, były wezwania do prokuratury, do sądu. Zakończyło się tak, że wszystkim oddał kasę – mówi nam rozmówczyni.

To skrajny przypadek oszustwa, ale powtarza się przede wszystkim problem z niedotrzymywaniem terminów. Ludzie ostrzegają się na grupach przed "specjalistami" zostawiającymi zrobioną fuszerkę, albo takimi, dla których słowo "termin" w słowniku nie istnieje.

"Dotrzymanie terminu to podstawa"

Zapytaliśmy więc, jak to wygląda z tej drugiej perspektywy. – To zależy głównie od cech człowieka. Przede wszystkim nie łapiemy się kilku zleceń jednocześnie, jeśli nie mamy pewności, że się wyrobimy – mówi nam pan Marek, który pracuje w małym zakładzie stolarskim. Ma doświadczenie w branży, ale funkcjonuje też na mniejszym rynku.

W Warszawie czy rejonie innych większych miast działa to bardziej na zasadzie łapania wielu srok za ogon. Zleceń nie brakuje, więc kalendarz się zapełnia. W takim środowisku trudniej też w porę wyhaczyć naciągaczy. Poza wielkomiejskim rynkiem działa to trochę inaczej. – Jasne, że mogą zdarzyć się poślizgi w terminach, ale to głównie przez chorobę pracownika czy awarię maszyny. To można uznać jednak za wyjątkowe sytuacje – dodaje pan Marek, który na pytanie o przeciąganie terminów nie rozumie, jak można być tak niesłownym.

– Zdarza się, że ktoś mówi na początku, że nie zależy mu tak bardzo na czasie. Wtedy my też możemy inaczej zorganizować sobie pracę, ale dobry stolarz, który dba o swoich klientów, musi dotrzymywać słowa – stwierdza nasz rozmówca.

Czytaj także: https://natemat.pl/329795,jak-wyglada-budowa-domu-ten-profil-na-instagramie-pokazuje-gorzka-prawde