Polacy szaleją na punkcie tej imprezy. Bitwa pod Grunwaldem wraca!
Obserwuj naTemat w Wiadomościach Google
50 tysięcy widzów, 1200 rycerzy, a do tego impreza, jakich mało. Na grunwaldzkie pola zjeżdżają rekonstruktorzy i widzowie z całej Polski oraz świata. To, co ich przyciąga każdego roku, to pasja i atmosfera, która jak mówią, jest nie do podrobienia. I choć wojska Jagiełły niezmiennie wygrywają z rycerzami Krzyżaków, to na przestrzeni lat pod Grunwaldem zmieniło się całkiem sporo.
Selfie z białogłową
Tym, którzy nigdy pod Grunwaldem nie byli, warto wytłumaczyć, że to nie jest piknik z balonami, bańkami mydlanymi i pseudo-rycerzem na kucu. Ludzie, którzy przyjeżdżają pod Grunwald, przygotowują się do tego wydarzenia latami. To tylko dzięki nim wszyscy, którzy przyjeżdżają na miejsce, żeby sobie pooglądać z boku, mogą być świadkami czegoś niezwykłego na skalę kraju, a może nawet i świata. A dowodem na to jest chociażby popularność bitwy wśród zagranicznych turystów.
Fot. The Medievals
Adrianna Ciem, która pod Grunwaldem jest w tym roku po raz pierwszy, mówi wprost: można się poczuć, jakbyśmy zostali przeniesieni w czasie.
– Zdecydowanie pomaga temu fakt, że wszystko zrobione jest w epokowym stylu. Nie napotkałam ani jednego współczesnego namiotu. Wszystkie są piękne, białe, mają ewentualnie jakieś dekoracje i nasady, ale tworzy to niepowtarzalną aurę – tłumaczy członkini zespołu muzyki średniowiecznej The Medievals.
Adrianna dodaje, że choć nie brakuje klimatycznych kramów, a w strojach z epoki z uroczymi kapturkami na głowie biegają po grunwaldzkich polach nawet roczne maluchy, to równie popularnym widokiem jest białogłowa z telefonem, która robi sobie selfie.
– Zresztą sama się do nich zaliczałam, bo nie wyobrażam sobie być pod Grunwaldem pierwszy raz i nie zrobić sobie zdjęcia - tłumaczy.
Przebłysków współczesności jest więcej. Przykładem jest głośno śpiewane "sto lat" podczas wieczornych imprez, a pasztet w folijce i parówki to w wielu osadach "tradycyjne" śniadanie.
– Dostaliśmy jednak odgórny przykaz, że fajnie byłoby, gdyby po godzinie dziesiątej już pojawiało się na stołach jedynie jedzenie z epoki – mówi Marysia, prywatnie rekonstruktorka, ale zawodowo nauczycielka angielskiego w szkole podstawowej. Jak dodaje, pod Grunwaldem jest już po raz siódmy, ale na imprezie tanecznej z epoki, mimo średniowiecznej kapeli i tak, niezmiennie, królowała Belgijka.
Oprócz Marysi o uczestnictwie w Bitwie pod Grunwaldem opowiedział również inny rekonstruktor, Witek (prawnik z Dolnego Śląska). Jak tłumaczy w samej inscenizacji bitwy nie zgadza się sporo istotnych szczegółów.
– Wszystkim się wydaje, że pod Grunwaldem walczyła głównie piechota. Fakt, podczas inscenizacji jest trochę koni, ale to dosłownie pojedyncze egzemplarze. Tymczasem prawda jest taka, że była to bitwa konna, w której udział brały dziesiątki tysięcy żołnierzy – tłumaczy i dodaje, że praktycznie nie da się zrekonstruować w pełni bitwy, między innymi przez brak wyszkolonych koni.
Paweł Jankiewicz (zawodowo pracuje w biurze) zwraca zaś uwagę na problem z liczebnością konkretnych "wojsk". – Pamiętam taki rok, że wojska krzyżackie, które reprezentowałem, do tego stopnia przewyższały liczebnością wojska Jagiełły, że żołnierze Krzyżaccy musieli "umierać na zawał", żeby nie zmienić biegu historii – śmieje się Paweł.
Fot. Kłodzkie Bractwo Rycerskie
Od rycerzy z Mad Maxa po epokowe stroje
Bitwa pod Grunwaldem przez minione lata bardzo się zmieniła, również wizualnie. Przykładem są, chociażby, stroje. Dzisiejsze są nieporównywalnie bardziej profesjonalne w stosunku do tych sprzed kilkunastu lat.
– Pamiętam, że gdy zaczynałem rekonstruować, to rycerze pod Grunwaldem mieli zbroje zrobione ze sklepanej rynny, a na nogach mieli glany obłożoną skórką z futerkiem z królika. Bardziej wyglądali jak rycerze z Mad Maxa, albo ludzie od Robina z Sherwood, niż od Jagiełły. Teraz jednak stroje są dokładnym odwzorowaniem tego, co naprawdę noszone było w średniowieczu – tłumaczy Witek.
Chyba że mówimy o próbach przed bitwą, które swego czasu były jednymi z bardziej kolorowych elementów grunwaldzkich inscenizacji. - Najbardziej utkwiła mi w pamięci drużyna, która zbroje miała wykonane z czarnych foliowych worków a hełmy z arbuzów, z rogami z patyków – wspomina Paweł.
Rekonstruktorzy zgodnie przyznają, że przygotowania do imprezy trwają latami, a żeby odpowiednio przygotować stroje i rynsztunek, czytają całe tomy tekstów źródłowych i analizują wykopaliska archeologiczne. Na rekonstrukcję bitwy biorą urlopy z pracy, czasem jedyne w całym roku.
Rekonstrukcja sposobem na życie
Zarówno pod Grunwald, jak również na inne historyczne rekonstrukcje przyjeżdżają całe rodziny. Kobiety, jak Marysia, odtwarzają mieszczanki, wieśniaczki, ewentualnie przedstawicielki określonych grup społecznych czy zawodowych z konkretnej epoki. Mężczyźni, oprócz żołnierzy czy rycerzy, są muzykami lub rzemieślnikami, a dzieci, jak to dzieci, bawią się po swojemu, tyle że słodko przebrane w średniowieczne stroje.
Co ciekawe, dzięki rekonstrukcji odżywają prawdziwe zawody. Jak tłumaczy Witek, kiedyś nikt nie myślał, że szewc historyczny może mieć wzięcie. Teraz ludzie zakładają swoje firmy, w których szyją ubrania czy buty dla rekonstruktorów, a te zamawiane są przez zajawkowiczów z całego świata.
– Szewc, który szyje buty ze średniowiecza, potrafi mieć zamówienia z całej Polski, ale też ze Stanów Zjednoczonych, czy Australii – mówi Witek. I takiego szewca czy krawca również pod Grunwaldem możemy w tym roku spotkać.
Jak tłumaczy Marysia, kocha Grunwald za wyjątkową atmosferę tego miejsca.
– Przecież ci wszyscy ludzie w tym 1410 roku, tak jak my dzisiaj, jedli, pili, bawili się i tańczyli, jakby jutra miało nie być. Dzięki obecności w tym miejscu czujemy się trochę częścią tej historii - mówi.