Giertych uderza w rząd ws. dodatku węglowego. Podał przykład sąsiadki: Nie spojrzę jej w oczy
Obserwuj naTemat w Wiadomościach Google
- W związku z szalejącymi cenami w Polsce rząd chce pomóc obywatelom i dopłaci im 3000 złotych do zakupu węgla kamiennego
- Pomysł ten wywołał spore oburzenie, ponieważ dopłaty te nie obejmą osób ogrzewających domy drewnem, olejem czy gazem, a ceny tych surowców też rosną
- Tę niesprawiedliwość wytknął rządzącym Roman Giertych
We wtorek rząd przyjął projekt autorstwa Ministerstwa Klimatu i Środowiska zakładający jednorazowe dopłaty dla rodzin ogrzewających dom węglem. Wysokość dodatku ustalono na poziomie 3 tys. złotych. Z dofinansowania będzie mogło skorzystać około 3,5 mln gospodarstw domowych, co oznacza wydatek z budżetu państwa w wysokości około 10,5 mld zł.
Dodatek przysługiwać ma gospodarstwom, w których głównym źródłem ogrzewania jest kocioł na paliwo stałe, kominek, koza, ogrzewacz powietrza, trzon kuchenny, piecokuchnia, kuchnia węglowa lub piec kaflowy na paliwo stałe, zasilane węglem kamiennym, brykietem lub peletem zawierającymi co najmniej 85 proc. węgla kamiennego.
Wychodzi więc na to, że reszta Polaków, którzy wymienili piece węglowe na bardziej ekologiczne – w myśl antysmogowej polityki państwa – zostaną na lodzie, chociaż ich wydatki na ogrzewanie też wzrosną.
Na tę nierówność w pomocy rządu zwrócił uwagę w najnowszym wpisie Roman Giertych. Mecenas podał przykład swojej sąsiadki, którą przekonał do wymiany starego pieca.
"Kiedyś w Józefowie pod Warszawą (gdzie mieszkam) przekonałem starszą Panią, aby korzystając z pomocy gminy wymieniła stary, kopcący piec na gazowy" – napisał Roman Giertych.
"Teraz boję się jej spojrzeć w oczy, bo za starego kopciucha dostałaby dofinansowanie, a 3000 złotych to dla niej duże pieniądze" – czytamy we wpisie mecenasa.
Problemy PiS z węglem
Przypomnijmy, że rząd Prawa i Sprawiedliwości, żeby dopłacić do węgla, musi najpierw sprawić, żeby ten był w składach. Na razie te świecą pustkami, bo chociaż rząd wiedział na wiosnę, że surowca zabraknie, nie zrobił nic, żeby temu zapobiec.
W niedzielę premier stwierdził, że po nałożeniu embarga na węgiel rosyjski w całej Unii Europejskiej, trzeba ściągać węgiel z różnych kierunków. Dodał, że spółki, które specjalizują się w tym od kilkudziesięciu lat, jak Węglokoks, czy PGE paliwa, "rozesłały wici".
– Dzwonią po całym świecie, znając kanały sprzedaży, mając swoich traderów, dilerów, po to, aby pozyskać ten węgiel – poinformował.
Specjaliści znikają z rządu
Rząd chyba mocno nie przejmuje się widmem kryzysu energetycznego, bo w tak gorącym okresie pozbywa się ze swoich szeregów specjalistów. Tak przynajmniej określa byłego już wiceministra Piotra Naimskiego, który w środę wieczorem został odwołany ze stanowiska Pełnomocnika Rządu do spraw Strategicznej Infrastruktury Energetycznej.
"Piotr Naimski od lat jest jednym z najlepszych w Polsce specjalistów od energetyki. Baltic Pipe i wielu innych inwestycji tworzących architekturę bezpieczeństwa energetycznego Polski to jego dziedzictwo. Dziś kończy swoją misję w rządzie. Dziękuję mu za jego pracę i zaangażowanie" – napisał na Twitterze Mateusz Morawiecki.
Ciekawe, że co innego twierdzi sam Naimski. Polityk zamieścił w mediach społecznościowych informację, w której dokładnie opisał, dlaczego stracił stanowisko w rządzie.
"Korzystam z tej formy, by zawiadomić Państwa, iż z dniem 20 lipca otrzymałem dymisję ze stanowiska Pełnomocnika Rządu do spraw Strategicznej Infrastruktury Energetycznej oraz Sekretarza Stanu w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. Jako ustne uzasadnienie powiedziano mi, że nie nadaję się do współpracy i "wszystko blokuję" – czytamy w jego oświadczeniu.