"To jest bezczelność!". Zandberg nie wytrzymał podczas pikiety we Wrocławiu

Natalia Kamińska
30 lipca 2022, 21:13 • 1 minuta czytania
Niebotyczne wynagrodzenia prezesów spółek Skarbu Państwa niejednokrotnie były krytykowane, szczególnie w kontekście tego, ile zarabia na przykład tzw. budżetówka. Problem ten stał się wyjątkowo nabrzmiały w czasie wysokiej inflacji. Ostro na ten temat wypowiedzieli w sobotę politycy Lewicy, Adrian Zandberg i Agnieszka Dziemianowicz-Bąk.
Adrian Zandberg powiedział, co myśli o zarobkach prezesów spółek Skarbu Państwa. Fot. Sebastian Nowik/REPORTER

Obserwuj naTemat w Wiadomościach Google


We Wrocławiu w sprawie podwyżek dla pracowników tzw. budżetówki odbyła się manifestacja OPZZ. Pojawili się na niej m.in. politycy Lewicy.

– Prawdziwy patriotyzm to szacunek dla tych, którzy każdego dnia wstają rano, wychodzą do pracy i swoim własnym czasem i poświęceniem budują bezpieczeństwo nas wszystkich – przekonywała zebranych posłanka Agnieszka Dziemianowicz-Bąk.

Jak podkreśliła, "patriotyzm to troska o bezpieczeństwo polskich rodzin i troska o tych, którzy to bezpieczeństwo zapewniają".

Polityczka klubu Lewicy oceniła, że rząd PiS nie chce się porozumieć z pracownikami budżetówki w sprawie płac. – Płac, które od lat są zamrożone, płac, których nie rusza ani 15-procentowa inflacja, ani galopująca drożyzna, ani kryzys energetyczny wywołany wojną w Ukrainie – wskazała.

Mocne słowa Zandberga o zarobkach prezesów spółek Skarbu Państwa

Głos zabrał także poseł Adrian Zandberg. Mówił m.in. o tym, że rządzący nie myślą o ludziach mało zarabiających.

To jest bezczelność, że prezesi wielkich spółek z udziałem Skarbu Państwa wypłacają sobie sute wynagrodzenia, a dla ludzi, od których zależy działanie polskich szkół, szpitali, urzędów i samorządów mają odpowiedź: nie, wam podwyżek nie damy – zwrócił uwagę lider partii Razem.

Politycy apelowali także, aby rządzący zajęli się projektem Lewicy dotyczącym płac w budżetówce. Chodzi o 20 proc. podwyżki. Obecnie projekt czeka w "zamrażarce" na decyzję sejmowej większości.

Przypomnijmy, że całkowitym oderwaniem do rzeczywistości w sprawie na przykład zarobków nauczycieli zasłynął wiceminister edukacji Tomasz Rzymkowski.

Rzymkowski w drugiej połowie czerwca w programie Gość Radia ZET był pytany bowiem o problemy w polskim szkolnictwie. Wiceminister edukacji stwierdził, że zna nauczycieli, którzy miesięcznie zarabiają tyle samo, co on.

Ile pan zarabia? – zapytała wiceministra prowadząca audycję Beata Lubecka. – Na konto netto mi spływa 11 tys. zł netto – odparł polityk Zjednoczonej Prawicy. – To proszę mi pokazać nauczyciela, który tyle zarabia – odparła dziennikarka. – Znalazłbym, wie pani? A skoro ja znam, to chyba nie jest to zjawisko odosobnione – odpowiedział członek rządu.

Rzymkowski dodał, że zna kilku takich nauczycieli, na przykład w swoim okręgu wyborczym. Stwierdził, że jeden z nich pracuje w dwóch szkołach i jest z tego zadowolony.

– Panu wpływa 11 tys. netto na konto – kontynuowała dziennikarka. – Przy pracy 7 dni w tygodniu – bronił się minister. – Widziały gały, co brały – stwierdziła dziennikarka. – Nauczyciele też widzieli, co brali – powiedział wówczas Rzymkowski. Później przepraszał za swoje wypowiedzi.

Czytaj także: https://natemat.pl/427960,jedna-lista-do-sejmu-polski-2050-holowni-i-psl-wiele-na-to-wskazuje