Nowy Rolls-Royce zawstydził mnie i przytłoczył luksusem. Ale nadal jest królem wśród limuzyn
Kontakt z luksusem jest przyjemny, ale trochę wstydliwy. Tym jednym zdaniem można streścić podejście do Rolls-Royce’a w Polsce. Jeździ ich u nas mało, ale kiedy już się pojawiają, kradną spojrzenia. Sprawdziłem to za kierownicą Ghosta, podobnie było, kiedy testowałem Cullinana. Można gapić się na nie z zazdrością, podziwem – nieważne. Po prostu robią ogromne wrażenie.
W ofercie Rollsa na szczycie jest Phantom, którego najnowszą odsłonę zaprezentowano w Warszawie. Byłem na tej premierze i po raz pierwszy zobaczyłem z bliska, jak brytyjska marka dopieściła swój flagowy model.
Zmiany w przypadku Rolls-Royce’a nigdy nie mogą być rewolucją. To wsłuchiwanie się w podpowiedzi klientów, więc de facto spełnianie ich zachcianek. Nie stawia się projektu na głowie, raczej małym pędzelkiem nanosi drobne poprawki.
Przejdźmy przez to po kolei. Zmienił się efektowny podświetlany grill, żeby plakietka "RR" oraz figurka Spirit of Ecstasy stały się jeszcze bardziej widoczne. Z kolei światła drogowe ozdobiono… laserowo ciętymi ramkami, co w nocy daje gwieździsty efekt.
W Warszawie mogłem zobaczyć Phantoma w dwóch wersjach: standardową o długości 5,76 m i utrzymaną w bardziej nowoczesnym designie oraz Extended – długą na prawie 6 metrów, mocno nawiązującą do klasyki.
Ten krótszy Rolls-Royce to puszczenie oczka do młodszych klientów. Stylistykę utrzymano w bardziej nowoczesnym tonie i od razu przypomniałem sobie, jak czułem się podczas przejażdżki Ghostem. Tam też postawiono na mniej konserwatywny design, co zresztą jest zgodne z aktualną filozofią marki – otwieraniem się na nowe pokolenia.
Dłuższy Phantom to rodzynek jakby wyjęty z innej epoki. Największe wrażenie robiły felgi, przypominające wielkie talerze. Podobne wypatrzyłem niedawno w Maybachu, ale tutaj przywołują romantyczny klimat Rolls-Royce’ów z lat 20. poprzedniego wieku.
Do tego obłędny granatowy lakiery wykończenie wnętrza w duchu pięknej i drogiej… kamienicy. To propozycja dla kogoś, kto nigdy nie zdejmuje drogiego garnituru.
Do dziś nie mogę się zdecydować, czy wolę kierować "rollsem", czy jednak być wożonym na wielkiej tylnej kanapie. Szofer nie ma na co narzekać, bo w kwestii napędu, chociaż nic się nie zmieniło, to parametry nadal wywołują uśmiech. Pod maską znalazło się V12 o pojemności 6,75 litra. Moc? 571 KM.
Do setki przyspieszymy w 5,3 sekundy (wersja Extended jest o ułamek sekundy wolniejsza). Trzeba jednak uważać. Przecież pasażerowie z tyłu nie mogą rozlać szampana podczas jazdy. A ten ponad 3-tonowy kolos jest na tyle zrywny, że może nawet wcisnąć w fotel. Spalanie? Nie wypada o tym wspominać.
Być wożonym Phantomem to z kolei rozpływanie się w nadzwyczajnym luksusie. Pod ręką mamy lodówkę, w której można schłodzić trunek. Dwa kieliszki zawsze są do dyspozycji. Podsufitka na życzenie zamienia się w rozgwieżdżone niebo. To jeden z moich ulubionych dodatków, który w Rolls-Royce’ach niezmiennie robi piorunujący efekt.
Pod nogami mamy grube dywany z jagnięcej wełny. Stopy w odpowiedniej pozycji układamy za pomocą regulowanego automatycznie podparcia. Wszystkimi dodatkami pasażerowie mogą sterować za pomocą rozkładanych ekranów.
W przypadku Rolls-Royce’a rozmowa o pieniądzach zawsze będzie niezręczna. Marka chwali się, że każdy Phantom jest jak "białe płótno" personalizowane przez właściciela w ramach programu Bespoke. A to oznacza, że wycena każdego egzemplarza jest bardzo umowna.
Ten szary Phantom, czyli egzemplarz mniej nastawiony na klasykę, był wyceniony na 534 099 euro, ale do tego trzeba doliczyć podatki. W Polsce kosztowałby ponad 3,7 mln zł. Wersja Extended to wydatek ponad 600 tys. euro. Po przeliczeniu na naszą walutę wyjdzie w sumie ponad 4,2 mln zł.
Te kwoty w ogóle nie mogą dziwić, bo po pierwsze Phantom to najwyższy model marki, który przyciąga najbardziej elitarnych klientów. Po drugie każdy nabywca "rollsa" powie, że to auto jest nie tylko "najlepszym samochodem na świecie", ale "dla nich w ich świecie". Chętnie wskoczę na chwilę do tej innej galaktyki, by sprawdzić Phantoma w zderzeniu z codziennością.