Marcelina miała zostać zgwałcona i wyrzucona przez balkon w Turcji. Co wiemy o sprawie?
- 22-letnia Marcelina z Rybnika miała wypaść z trzeciego piętra hotelu w Bodrum, gdzie spędzała wakacje. Do wypadku doszło 11 lipca.
- Według tureckich mediów kobieta miała zostać wypchnięta przez 26-letniego Polaka. Wcześniej mężczyzna miał ją zgwałcić. Jego rodzina zaprzecza.
- Rybniccy dziennikarze na wszelkie sposoby próbowali potwierdzić tę wersję. Oto co nam powiedzieli.
Według tureckich mediów turystka z Polski miała zostać zrzucona z balkonu pokoju hotelowego na trzecim piętrze, a sprawcą miał być 26-letni Polak, który spędzał z nią wakacje. Wcześniej mieli pić alkohol, miało dojść do kłótni, kobieta miała zostać zgwałcona. Polkę w ciężkim stanie przewieziono do szpitala, a mężczyzna miał trafić do aresztu.
Artykuł, który w taki sposób opisał to zdarzenie, ukazał się m.in. na stronie lokalnego portalu "Bodrum Haber Merkezi" 14 lipca. Tego dnia również inne media w Turcji pisały o horrorze polskiej turystki, ale ich wersja dotycząca wypadku Polki dotarła do Polski dopiero teraz, zrobiła się głośna na cały kraj, poruszyła mnóstwo ludzi i rozgrzała internet do czerwoności.
– Gdy w połowie lipca przeczytałam ten artykuł, to nawet zastanawialiśmy się ze znajomymi, czy ta informacja trafi do mediów w Polsce. Byliśmy zdziwieni, bo wszędzie była cisza i nikt o tym nie mówił. Lokalne portale z Bodrum przekazywały tę wiadomość dalej, a w Polsce nic o tym nie pisano – opowiada nam Polka, mieszkająca w Bodrum.
W Bodrum takie historie się nie zdarzają
W tureckim kurorcie, jak zaznacza nasza rozmówczyni, była to zaskakująca i szokująca informacja: – Bodrum to spokojne miasto, tu nie dzieje się nic, co mrozi krew w żyłach. Tak dramatyczne historie z udziałem turystów się nie zdarzają, a na temat polskich turystów w ogóle bardzo rzadko pojawia się cokolwiek. Bardzo często w mediach pisze się ogólnie o turystach, miesza się nacje, wszystkich wrzuca się do jednego worka. Tymczasem tu od początku była informacja, że chodzi o Polaków.
Już w tytule napisano, z wykrzyknikiem: "Zgwałcił swoją dziewczynę, z którą przyjechał na wakacje z Polski, a następnie wyrzucił ją z 3 piętra!". Opisano, jakich obrażeń doznała Polka i poinformowano, że 26-latek z Polski trafił do aresztu, że zarzucono mu napaść na tle seksualnym i celowe spowodowanie uszczerbku na zdrowiu. Te doniesienia wywołały szereg komentarzy w Turcji, o czym już pisaliśmy tutaj.
– Jeśli ktoś mieszka w Bodrum, to szybko wychwycił tę informację. Tu była ona szeroko rozpowszechniana w internecie. Ja dostałam link do artykułu od znajomego, bo ta sytuacja dotyczy Polki – mówi nasza rozmówczyni.
Jej znajomych Turków historia opisana w mediach poruszyła. Słyszała to w rozmowach: – Zbulwersował ich fakt, że do czegoś takiego mogło dojść między dwojgiem młodych ludzi. Na pewno nie można powiedzieć, że na Turkach ta informacja nie zrobiła wrażenia, że dwójka młodych ludzi przyjeżdża na wakacje, chłopak ma rzekomo zgwałcić dziewczynę, po czym wyrzucić ją z balkonu. Turecka mentalność bardzo to potępiła. Proszę mi wierzyć, że każdy turecki mężczyzna, z którym rozmawiałam, był tym zaszokowany. Na każdym taka informacja zrobiłaby wrażenie – opowiada nasza rozmówczyni.
Dopiero po jakimś czasie w polskich mediach przeczytała o nieszczęśliwym wypadku i zbiórce dla Polki, która podczas wakacji w Turcji miała wypaść z balkonu. Myślała nawet, że to może zupełnie inna historia, tak inna to była wersja. W sumie różnych wersji tego zdarzenia słyszała już cztery.
Do dziś tak naprawdę nie wiadomo, co się wydarzyło. – My już tego nie śledzimy. Nie mamy zielonego pojęcia, co się stało. Sprawa jest dziwna. Ale Turcja to naród plotkarzy, pewne historie żyją swoim życiem. Jak człowiek tu żyje, to wie, że jakaś historia może być przerobiona wielokrotnie – mówi.
Zbiórka dla Marceliny
Teraz sprawą żyją Polacy. Historię opisały chyba wszystkie ogólnopolskie media, w internecie zaroiło się od komentarzy. "Super Expressie" skontaktował się z rodziną zatrzymanego mężczyzny. Twierdzi, że z Marceliną byli związani od czterech miesięcy i układało się między nimi dobrze.
"Tak naprawdę to on jest ofiarą w całej tej sprawie. Wszystko z winy hotelu. Razem z Marceliną weszli na dach budynku, który nie był zabezpieczony. Dziewczyna potknęła się i spadła. Po co oni tam w ogóle weszli..." – powiedziała krewna zatrzymanego Polaka.
Stwierdziła, że 26-latek jest załamany, oni – jako rodzina – też. "To odciska się na nim psychicznie. Kiedy pierwszy raz rozmawiali z nim rodzice, powiedział: Módlcie się, żeby Marcelina z tego wyszła. (...) Wylał się hejt na niego. To się nie mieści w głowie" – powiedziała.
Rodzina Polki nie chce niczego komentować, a oficjalnego potwierdzenia wersji tureckich mediów nie ma. Jak się przekonały rybnickie media, trudno ją też na szybko sprawdzić.
Fakty są takie, że 21-letnia Marcelina spędzała wakacje w Turcji, w hotelu uległa wypadkowi i w bardzo ciężkim stanie trafiła do miejscowego szpitala, gdzie spędziła prawie dwa tygodnie. Gdy koszty leczenia przekroczyły wartość ubezpieczenia, pod koniec lipca rodzina uruchomiła zbiórkę na zrzutka.pl na transport medyczny do kraju i dalsze leczenie dla niej.
"Marcelina musi być poddana trzem operacjom (złamana kostka, połamana miednica, uraz głowy), z czego tylko ta pierwsza w Turcji kosztuje 75 tys. zł. Ubezpieczenie wynosiło 250.000 zł, wiec już nie ma wsparcia. Dalsze leczenie wymaga pilnego powrotu do Polski specjalnym transportem medycznym, który kosztuje 100 tys. zł. I na to właśnie zbieramy, bo nie mamy więcej kasy…" – prosili bliscy kobiety.
Udało się. Pod koniec lipca kobieta wróciła do Polski, gdzie przechodzi dalsze leczenie.
Pierwsza napisała o doniesieniach tureckich mediów
Magdalena Palowska-Trzebuniak z portalu Rybnik dla Was Info jako pierwsza opisała historię Marceliny. Zrobiła to, gdy rodzina zwróciła się do redakcji z prośbą o zamieszczenie informacji o zbiórce.
– Zasięg zbiórki był bardzo pozytywny. Wystarczyło półtora dnia, żeby środki zostały zebrane i wpływają dalej. Potem rodzina przekazała, że Marcelina jest już w Polsce, w szpitalu w Rybniku. Tyle wiemy. Natomiast o jej stanie zdrowia nie chcą już udzielać informacji. Podziękowali nam też za nagłośnienie zbiórki – mówi naTemat.
Jako pierwsza napisała też o doniesieniach tureckich mediów. Po pierwszym artykule sami czytelnicy zaczęli do niej o tym pisać.
– Dostawaliśmy screeny, czytelnicy sami wyszukali te informacje, pytali, dlaczego polskie media w ogóle o tym nie pisały. Dlatego poruszyliśmy ten temat. Ale nie pisaliśmy o tym od razu, daliśmy sobie czas, dopóki MSZ nie potwierdziło, że ma informacje o poszkodowanej. Poza tym napisaliśmy praktycznie do wszystkich urzędów w Polsce i w Turcji. Skontaktowaliśmy się ze szpitalem, z policją. Komenda Główna Policji odsyła nas do policji w Turcji. Pisaliśmy do redakcji, które nagłośniły ten temat w Turcji. Cały czas czekamy na odpowiedzi – mówi Magdalena Palowska-Trzebuniak.
To ona skontaktowała się z dziennikarzem "Bodrum Haber Merkezi". Özay Kartal potwierdził doniesienia o aresztowaniu 26-letniego Polaka i przekazał, że źródłem informacji jest turecka agencja prasowa Anadolu Ajansı oraz ogólnokrajowy portal informacyjny İhlas Haber Ajansı.
Rozmawiał z ojcem Marceliny
Wojciech Żołneczko, zastępca redaktora naczelnego portalu Nowiny.pl, jako jedyny rozmawiał z ojcem Marceliny.
"Nie dajemy wiary tureckiej policji. Złożyliśmy stosowne oświadczenie w tamtejszej prokuraturze. Naszym zdaniem oni szukają kozła ofiarnego. Wierzymy, że Marcelina potwierdzi to, gdy tylko się obudzi, a aresztowana osoba zostanie jak najszybciej uwolniona. Miejsce, w którym doszło do wypadku, było nieprawidłowo zabezpieczone" – powiedział kilka dni temu mężczyzna.
Wojciech Żołnieczko wskazuje, że tureckie media nie zachowały standardów dziennikarskich. – W tych artykułach nie podano ani jednego źródła informacji. Nie jest tak, że tak powiedział np. rzecznik policji, świadek wypadku, ktokolwiek. Jest podana tylko wersja wydarzeń bez podania źródła – mówi naTemat.
On również próbował zweryfikować te doniesienia, ale na razie bez skutku. Kontaktował się z Generalną Dyrekcją Bezpieczeństwa w Ankarze oraz Komendą Wojewódzką Policji w prowincji Muğli, jednak nikt nie chciał rozmawiać z zagranicznym dziennikarzem. "Policja w czasie trwania dochodzenia nie podaje szczegółów sprawy – powiedzieli nam dziennikarze z portalu Bodrum Haber Merkezi" – opisał.
– Ta historia wywołała wielkie poruszenie w Rybniku i okolicach. To dramatyczna historia, która poruszyła ludzi. Ale trudno jest potwierdzić tę informację w Turcji. Szukałem artykułu z agencji prasowej, poświęciłem na to dużo czasu, i nie znalazłem go. Dzwoniłem do Turcji, na policję, ale bardzo trudno jest porozumieć się po angielsku. Wysłałem też maile, może ktoś odpowie – mówi.
O swoich ustaleniach lokalne media na pewno będą informować.