"Kochaj, nie rżnij"; "Chcemy mieć mokro". Akcja ma zwrócić uwagę na działania... władz Wrocławia

Dorota Kuźnik
04 sierpnia 2022, 16:08 • 1 minuta czytania
"Chcemy mieć mokro","kochaj, nie rżnij", "chcemy bzykać w spokoju" i inne hasła o jednoznacznych skojarzeniach, pojawiły się na bilbordach we Wrocławiu. Za akcją stoją ekologiczne intencje.
Kontrowersyjna akcja bilbordowa Koalicji "Wrocławska Ochrona Klimatu" Fot. Facebook Koalicja Wrocławska Ochrona Klimatu

Postępująca wycinka we Wrocławiu, związana z zamiłowaniem władz miasta do inwestycji deweloperskich, nabrała już zatrważającego tempa. Skala likwidacji zieleni we Wrocławiu jest zatrważająca, a mieszkańcy regularnie skarżą się na degradację kolejnych zielonych obszarów, które zmieniane są w betonową pustynię.

Przykładem jest teren wokół Parku Klecińskiego i ulicy Partynickiej, gdzie nie dalej niż miesiąc temu pod kolejną inwestycję deweloperską cały zagajnik został wyrżnięty.

I owe "rżnięcie", które ma dość niejednoznaczne brzmienie, stało się sposobem na zwrócenie uwagi, na skalę problemu wycinki we Wrocławiu.

Czytaj także: Wrocław puchnie z każdej strony. Przedmieścia stolicy Dolnego Śląska mogą być tak duże jak miasto

Aktywiści myśleli, myśleli i wymyślili. Na ulicach pojawiły się plakaty z zapylającymi owadami, które "mówią", że "chcą bzykać w spokoju" na tle starodrzewów pojawiły się napisy: "kochaj, nie rżnij".

Moim subiektywnym liderem w tym zestawieniu, jest hasło "chcemy mieć mokro", co odnosi się do problemu z gromadzeniem wód gruntowych, spowodowanym zabudową kolejnych obszarów.

"Grunt to chwytliwe hasło"

Wśród organizacji, które odpowiadają za kontrowersyjną kampanię, jest Dolnośląski Alarm Smogowy. Ten ma na koncie już sporo podobnych eventów o dwuznacznym wydźwięku.

Wśród kampanii można wymienić tę realizowaną we współpracy z Operą Wrocławską, czyli "Zamień odpady na kulturalne wypady", gdzie za elektrośmieci można było dostać bilet na spektakl.

Jak tłumaczy Krzysztof Smolnicki z Dolnośląskiego Alarmu Smogowego, z doświadczenia wie, że akcje oparte jedynie na głosie eksperckim, nie mają siły przebicia. – Tymczasem memy słowne to coś, co jest w stanie przebić się do świadomości mieszkańców.

Skąd pomysł na bzykanie?

Najnowsza kampania, jak tłumaczy Krzysztof Smolnicki, to trochę żart, ale też wyraz bezsilności.

Czytaj także: Dlaczego Wrocław musi dopłacić do koncertu Dawida Podsiadło ok. 2 mln zł?

– Opadają nam ręce, gdy widzimy, jak postępuje wycinka i trochę popadamy już w desperację. Liczymy, że takie hasła pomogą nam przebić się przez zmowę milczenia i obojętność – tłumaczy aktywista i dodaje, że jego zdaniem hasła, choć oczywiście dwuznaczne, są także pomysłowe i zaczepne.

– Mamy na koncie szereg akcji i wiemy, że straszenie jest skuteczne na krótką metę. Woleliśmy użyć tym razem innej narracji, trochę zaczepnej i zabawnej, bo wiemy, że to działa lepiej niż strach – dodaje.

Jak twierdzi, wydźwięk plakatów nie jest przecież negatywny, a każdy może je interpretować po swojemu. Tymczasem, że "nie rżnij" miało w założeniu inicjatorów akcji brzmieć bardziej w kontekście "nie rżnij głupa".

Kampania propaguje kulturę gwałtu

Ponieważ akcja szybko rozniosła się po sieci, nie oszczędzili jej internauci. Jak twierdzą niektórzy, wydźwięk jest wulgarny i świadczy o obsesji na punkcie seksualności, a niektórzy nawet uważają, że kampania propaguje kulturę gwałtu.

Zdaniem specjalisty od PR - Bartosza Naskręskiego, dzięki swojej niecodziennej treści kampania na pewno rzuca się w oczy.

– Jest komentowana nie tylko przez mieszkańców Wrocławia, ale też przez ogólnopolskie portale. Nie każdy podmiot jednak jest w stanie pozwolić sobie na taką komunikację z uwagi na obawę czy treści nie będą przekraczać pewnej konwencji. Sądzę, że realizatorzy kampanii są zadowoleni z jej efektów – komentuje Bartosz Naskręski.

Efekt osiągnięty

– O efektach w postaci postulatów prawnych, które zostałyby przyjęte przez władze miasta Wrocław, lub nie nie, możemy mówić, bo to jest długoterminowy proces, ale jesteśmy zadowoleni z szerokiej dyskusji. Mamy przekonanie, że większość osób ją popiera i rozumie, a to jest dla nas trampoliną do tego, by wywierać wpływ na władze miejskie – mówi Agata Tannenberg Ratajczak koordynatorka medialna kampanii.

Jak dodaje, kontrowersyjna jest tylko gra słów, w której nie ma żadnego seksizmu. Kontrowersja natomiast jej zdaniem musiała się pojawić, bo żadna kampania, w której używa się słów "szanuj zieleń" nie odbije się echem na taką skalę. A o to przecież chodziło.

Kampania jest częścią projektu: "Aktywizacja, synergia, skuteczność - wrocławianie zmieniają klimat". Jej celem jest objęcie ochroną prawną 26 terenów cennych przyrodniczo, w tym powołania co najmniej trzech rezerwatów.