"Kochaj, nie rżnij"; "Chcemy mieć mokro". Akcja ma zwrócić uwagę na działania... władz Wrocławia
- Akcja powstała jako efekt współpracy 23 organizacji, które zwróciły uwagę na degradację zieleni we Wrocławiu
- Efektem akcji ma być objęcie ochroną prawną 26 zielonych obszarów
- Kontrowersje wokół akcji wzbudza jej dwuznaczny wydźwięk
Postępująca wycinka we Wrocławiu, związana z zamiłowaniem władz miasta do inwestycji deweloperskich, nabrała już zatrważającego tempa. Skala likwidacji zieleni we Wrocławiu jest zatrważająca, a mieszkańcy regularnie skarżą się na degradację kolejnych zielonych obszarów, które zmieniane są w betonową pustynię.
Przykładem jest teren wokół Parku Klecińskiego i ulicy Partynickiej, gdzie nie dalej niż miesiąc temu pod kolejną inwestycję deweloperską cały zagajnik został wyrżnięty.
I owe "rżnięcie", które ma dość niejednoznaczne brzmienie, stało się sposobem na zwrócenie uwagi, na skalę problemu wycinki we Wrocławiu.
Czytaj także: Wrocław puchnie z każdej strony. Przedmieścia stolicy Dolnego Śląska mogą być tak duże jak miasto
Aktywiści myśleli, myśleli i wymyślili. Na ulicach pojawiły się plakaty z zapylającymi owadami, które "mówią", że "chcą bzykać w spokoju" na tle starodrzewów pojawiły się napisy: "kochaj, nie rżnij".
Moim subiektywnym liderem w tym zestawieniu, jest hasło "chcemy mieć mokro", co odnosi się do problemu z gromadzeniem wód gruntowych, spowodowanym zabudową kolejnych obszarów.
"Grunt to chwytliwe hasło"
Wśród organizacji, które odpowiadają za kontrowersyjną kampanię, jest Dolnośląski Alarm Smogowy. Ten ma na koncie już sporo podobnych eventów o dwuznacznym wydźwięku.
Wśród kampanii można wymienić tę realizowaną we współpracy z Operą Wrocławską, czyli "Zamień odpady na kulturalne wypady", gdzie za elektrośmieci można było dostać bilet na spektakl.
Jak tłumaczy Krzysztof Smolnicki z Dolnośląskiego Alarmu Smogowego, z doświadczenia wie, że akcje oparte jedynie na głosie eksperckim, nie mają siły przebicia. – Tymczasem memy słowne to coś, co jest w stanie przebić się do świadomości mieszkańców.
Skąd pomysł na bzykanie?
Najnowsza kampania, jak tłumaczy Krzysztof Smolnicki, to trochę żart, ale też wyraz bezsilności.
Czytaj także: Dlaczego Wrocław musi dopłacić do koncertu Dawida Podsiadło ok. 2 mln zł?
– Opadają nam ręce, gdy widzimy, jak postępuje wycinka i trochę popadamy już w desperację. Liczymy, że takie hasła pomogą nam przebić się przez zmowę milczenia i obojętność – tłumaczy aktywista i dodaje, że jego zdaniem hasła, choć oczywiście dwuznaczne, są także pomysłowe i zaczepne.
– Mamy na koncie szereg akcji i wiemy, że straszenie jest skuteczne na krótką metę. Woleliśmy użyć tym razem innej narracji, trochę zaczepnej i zabawnej, bo wiemy, że to działa lepiej niż strach – dodaje.
Jak twierdzi, wydźwięk plakatów nie jest przecież negatywny, a każdy może je interpretować po swojemu. Tymczasem, że "nie rżnij" miało w założeniu inicjatorów akcji brzmieć bardziej w kontekście "nie rżnij głupa".
Kampania propaguje kulturę gwałtu
Ponieważ akcja szybko rozniosła się po sieci, nie oszczędzili jej internauci. Jak twierdzą niektórzy, wydźwięk jest wulgarny i świadczy o obsesji na punkcie seksualności, a niektórzy nawet uważają, że kampania propaguje kulturę gwałtu.
Zdaniem specjalisty od PR - Bartosza Naskręskiego, dzięki swojej niecodziennej treści kampania na pewno rzuca się w oczy.
– Jest komentowana nie tylko przez mieszkańców Wrocławia, ale też przez ogólnopolskie portale. Nie każdy podmiot jednak jest w stanie pozwolić sobie na taką komunikację z uwagi na obawę czy treści nie będą przekraczać pewnej konwencji. Sądzę, że realizatorzy kampanii są zadowoleni z jej efektów – komentuje Bartosz Naskręski.
Efekt osiągnięty
– O efektach w postaci postulatów prawnych, które zostałyby przyjęte przez władze miasta Wrocław, lub nie nie, możemy mówić, bo to jest długoterminowy proces, ale jesteśmy zadowoleni z szerokiej dyskusji. Mamy przekonanie, że większość osób ją popiera i rozumie, a to jest dla nas trampoliną do tego, by wywierać wpływ na władze miejskie – mówi Agata Tannenberg Ratajczak koordynatorka medialna kampanii.
Jak dodaje, kontrowersyjna jest tylko gra słów, w której nie ma żadnego seksizmu. Kontrowersja natomiast jej zdaniem musiała się pojawić, bo żadna kampania, w której używa się słów "szanuj zieleń" nie odbije się echem na taką skalę. A o to przecież chodziło.
Kampania jest częścią projektu: "Aktywizacja, synergia, skuteczność - wrocławianie zmieniają klimat". Jej celem jest objęcie ochroną prawną 26 terenów cennych przyrodniczo, w tym powołania co najmniej trzech rezerwatów.