Wywołał bunt przeciwko proboszczowi w Pacanowie, mówi: "Byliśmy mięczakami, sami go wyhodowaliśmy"

Katarzyna Zuchowicz
05 sierpnia 2022, 10:22 • 1 minuta czytania
O proboszczu z Pacanowa, którego parafianie oskarżają o mobbing i inne nadużycia, w ostatnich dniach było głośno w całej Polsce. Bunt mieszkańców opisała "Polityka", a za nią inne media i internet. Paweł Masłowski, który przez lata blisko z księdzem współpracował, opowiada nam, dlaczego mieli już dość. – Myślę, że 90 proc. parafian chciałoby, żeby odszedł – mówi w rozmowie z naTemat.
Część parafian zbuntowała się przeciwko proboszczowi w Pacanowie. fot. Karol Porwich/East News

Na początku zaznaczmy. Próbowaliśmy skontaktować się z księdzem proboszczem bazyliki pw. św. Marcina w Pacanowie. Chcieliśmy zapytać, jak odnosi się do wszystkich stawianych wobec niego zarzutów, bo – według części parafian – zdaje się, że jest ich ogrom, a część wydaje się wprost nieprawdopodobna. Jak on to wszystko widzi i co odpowiedziałby parafianom? W kieleckim "Echu Dnia" pojawiła się jego krótka wypowiedź, że "to są wszystko kłamstwa". Jednak ksiądz proboszcz odmówił nam rozmowy na ten temat i nie chciał niczego komentować.


Sprawę opisała "Polityka", w artykule pt. "Z pięściami do wiernych. W Pacanowie mają dość proboszcza". Rzecznik diecezji kieleckiej mówił, że sprawa jest badana. W czwartek Onet podał, że z kapłanem spotkał się już biskup kielecki Jan Piotrowski, jednak żadne decyzje nie zapadły. 

Przypomnijmy również, że na początku czerwca o Pacanowie głośno było z powodu innej afery – gdy Agnieszce Głazek, naczelniczce poczty w Pacanowie, groziło dyscyplinarne zwolnienie z powodu dyskusji, w którą wdała się z ówczesnym z ministrem ds. samorządu Michałem Cieślakiem.

Dziś znów Pacanów znalazł się na ustach Polski. Paweł Masłowski, jeden z parafian, opowiada nam, co oburzyło część parafian.

O buncie przeciwko proboszczowi w Pacanowie słyszała cała Polska. Jak sytuacja wygląda dziś?

Paweł Masłowski: Ksiądz nadal jest. Nikogo nie przeprosił. W środę próbowaliśmy skontaktować się z biskupem. Dzwoniłem do niego na komórkę, nie odbierał. Wysłaliśmy do niego maila z pytaniem, czy usunie księdza, czy nie, bo on teraz śmieje nam się w twarz. Nie odpisał. Wysłaliśmy smsa, też bez odpowiedzi. Wysłałem wiadomość na WhatsAppa, widziałem, że odebrał, ale też nie zareagował. Cały dzień próbowałem się z nim skontaktować, bez skutku. Po prostu nas lekceważy.

Jak byliśmy u niego wcześniej, powiedział, żeby się wstrzymać z mediami, bo jak wróci z urlopu, to podejmie decyzję. Ale nic z tym nie zrobił. Tylko notariusz księdza biskupa odpisał jeszcze w lipcu, że ksiądz proboszcz ma się z nami pojednać. Bardzo nas to zbulwersowało. Gdy zadzwoniłem wtedy do księdza notariusza, usłyszałem, że obrażamy ks. biskupa, wszystko, co mówimy, to nieprawda.

Ksiądz nadal odprawia msze?

Tak, cały czas. Ale ludzi jest na nich malutko. Kiedyś przychodziło 300-400 osób, teraz 40- 50. Ślubów w Pacanowie w ogóle nie ma, bo każdy ucieka poza parafię. Przez cały rok był tylko jeden. Chrzcin też nie ma. Jedynie są pogrzeby.

Widać proboszcza w Pacanowie?

Nie. Po tych artykułach, od niedzieli, nie wychodzi. Tyle, co przejdzie z kościoła do plebanii albo wieczorem do sklepu. Do tej pory było go pełno, chodził po rynku, a teraz go nie widać. Na pewno to czytał. Powiedział do jednej osoby, że ostatnio żyje w strasznym stresie.

Pan był jednym z bohaterów tego reportażu. Ktoś potem zarzucał panu, że podniósł rękę na księdza?

Nie. Bałem się tego bardzo, ale nie spotkałem się z ani jedną negatywną reakcją. Każdy był "za", mówili, że trzymają za nas kciuki, że bardzo dobrze robimy. Wszyscy pytali, czy biskup w końcu zabierze proboszcza. Mówili: "Już nie możemy z nim wytrzymać". Dużo osób przestało chodzić do kościoła w Pacanowie, bo nie chcą go słuchać. On niejednemu już bluzgał, dlatego ludzie odeszli, zmienili parafię.

Jakby mu się pani sprzeciwiła, to u niego nie ma innego słownictwa jak: Nie wpier****j się, nie wpiep***j, nie wk*****j. Jak ktoś się sprzeciwił, to przeklinał. Mówił, że on tu rządzi w parafii. Że jest papież Franciszek, a on drugi po nim. 

Myślę, że 90 proc. parafian chciałoby, żeby odszedł. Ale większość osób boi się wypowiadać. Nie wszyscy mogą jeździć do innego kościoła 10 km dalej i boją się, że ksiądz będzie ich przeklinał. Tego najbardziej się boją – że ich przeklnie.

Słucham?

Tak, boją się, żeby nie spotkało ich to, co pana Krajewskiego i innych osób. Do pana Krajewskiego, który też wypowiadał się w reportażu "Polityki" ksiądz powiedział, "żeby mordę temu skur... wykrzywiło”, a on potem zachorował. Miał udar i zawał. Do dziś chodzi na rehabilitację. Badał się wcześniej i lekarze mówią, że nie wiadomo, jak się to stało. Ten pan bardzo wiele lat pomagał w kościele za poprzedniego proboszcza, śpiewał w chórze. Od jego rodziny słyszę, że ksiądz bez przerwy im dogryza.

Na czym teraz najbardziej państwu zależy?

Żeby proboszcz odszedł. Wtedy byśmy odetchnęli z ulgą, bo mobbinguje całą parafię. On czuje się jak na Białorusi, gdzie był wcześniej przez 18 lat. Sam opowiadał, że tam ludzie byli na każde zawołanie, jak u nas może 50 lat temu. Że jak widzieli księdza, to go po rękach całowali. Opowiadał, że jak panie przychodziły pracować, to biły się, która będzie pierwsza. I takie podejście przeniósł tutaj.

Od początku zaczął wprowadzać swoje reformy, ciągle coś było dla niego niedobrze. Rozwiązał Radę Parafialną, która miała pieczę nad finansami. Do starszych osób zawsze odnosił się "babka” albo "dziadek”. Nigdy pani/pan. Nie potrafił powiedzieć "proszę”, "przepraszam”, "dziękuję”. 

A jak widział, że nikt nie reaguje, to czuł się pewnie i doprowadził do tego, co jest. 

Ksiądz proboszcz jest w Pacanowie od 12 lat. Dlaczego zbuntowaliście się teraz?

Jest w tym trochę naszej winy, bo sami go trochę wspieraliśmy w tym, jak obrażał ludzi i im bluzgał. Akceptowało się to. Myślało się, że może ci ludzi faktycznie są niedobrzy?

Sami go wyhodowaliście?

Dokładnie, tak. Jest wyhodowany na naszych rękach. Tyle się działo, a my byliśmy trochę mięczakami. Myśleliśmy, że ksiądz się zmieni. Ludzie bali się zadziałać. Bardzo dużo osób sponiewierał, ale każdy się bał, co społeczeństwo będzie mówiło, jeśli się zareaguje. Że ktoś będzie na nich krzywo patrzył. Mnie też ostrzegali. Ale ja w końcu powiedziałem sobie: Trudno. Co będzie, to będzie, dość krzywdzenia ludzi. Jestem osobą wierzącą i nie może tak być.

I został pan prowodyrem buntu?

Tak. Teraz musimy doprowadzić tę sprawę do końca, że proboszcz zostanie usunięty. Cały czas mamy kontakt z parafianami, czekamy na decyzję, co zrobi biskup. Bo jak nic, to zastosujemy bardziej drastyczne środki i pewnego dnia po prostu zamknie się kościół i nie wpuści proboszcza. Do tego to doprowadzi. 

Od 12 lat był pan blisko księdza. W reportażu "Polityki" napisano nawet, że był pan jego faworytem. Kiedy i jak to się zmieniło?

Pomagałem mu od początku, kosiłem trawę koło kościoła, wycinałem drzewa koło plebanii, pomagaliśmy ubierać i rozbierać choinki na Boże Narodzenie, sprzątać w kościele. Ksiądz o to prosił, byłem na każde zawołanie, nigdy nie wziąłbym za to zapłaty.

Takie jego odzywki były od zawsze. Miałem chyba za miękkie serce, bo to tolerowałem. Nigdy z kapłanami nie prowadziłem wojny, zawsze ich szanowałem. Wręcz przeciwnie, broniłem ich. Do maja tego roku. Wtedy zgłosiliśmy się do biskupa, ale skargi na proboszcza były od początku.

Co się stało, że przejrzał pan na oczy?

Broniłem pani Agnieszki z poczty w Pacanowie, która miała zostać zwolniona po zdarzeniu z ministrem Cieślakiem. A proboszcz był jej przeciwnikiem. Jak o tym mówiłem, to ksiądz był niemal do bicia, tak zaciskał pięści. Krzyczał, że życzy mi wszystkiego najgorszego, żeby szlag mnie trafił, a paciorki ręce powypalały.

Nie wiem, jakie ma powiązania z Michałem Cieślakiem. Wiem, że jak przychodzi na pocztę, a ona jest, to wykręca się do niej tyłem. Z kolei Cieślak nie przyjeżdża już na pocztę do Pacanowa, przesyłki do niego są odsyłane do innego miasta. 

Proboszcz odmówił mi też komunii św.. Byłem sam w kościele, powiedział, że nie będzie otwierał tabernakulum, bo mu się nie chce. Powiedziałem: "Ksiądz tu jest na służbie panu Bogu. O północy, jeśli ktoś będzie potrzebował, to ksiądz ma udzielić mu komunii". Powiedział, że on musi się najpierw wyspać.

Po tym, jak byliśmy u biskupa, nie dałem mu na tacę. Siedziałem z rodziną w ławce, a on potrafił powiedzieć: Dawaj kasę. Od tamtej pory nie chodzimy z rodziną do tego kościoła, tylko do sąsiedniej parafii.

Co jeszcze nie podobało się parafianom?

W czasie pandemii ksiądz pościągał krzyże w kościele. Nie dał zrobić ogrzewania. Ludzie zrobili zbiórkę, ogrzewanie założono, ale on nie grzeje. Powiedział, że go nie stać. W kościele jest bardzo zimno, nieraz zimą nawet -5 stopni.

XII-wieczny Krzyża Pana Jezusa Konającego ostatnio nazwał bohomazem, choć wiosną nazywał go "cudownym", bo wojska rosyjskie próbowały go zniszczyć i zdjąć z krzyża, ale jego światłość spowodowała, że odeszli.

Cały czas coś chciał od parafian. Przed komunią rodzice musieli sprzątać koło kościoła, sadzić kwiatki, kosić trawę. Jak dzieci szły do bierzmowania, rodzice musieli wysprzątać cały cmentarz. Teraz mamy nowego wikarego, który w tym roku mu się sprzeciwił i sprzątania nie było.

Co dobrego może pan powiedzieć o proboszczu w ciągu tych 12 lat?

Na dzień dzisiejszy, jak przejrzałem na oczy, to nic.