Gwiazdor chce grać za darmo, a klub dalej kupować. Barca pod kreską, brakuje milionów

Krzysztof Gaweł
10 sierpnia 2022, 08:04 • 1 minuta czytania
FC Barcelona wydała latem na wzmocnienia 150 mln euro i gdy wydawało się, że za chwilę zacznie ogrywać kolejnych rywali w LaLiga, gruchnęła wiadomość, że klub nie może zarejestrować nowych piłkarzy do gry w rozgrywkach. Brakuje, jak wyliczył jeden z dziennikarzy, 13 mln euro. Albo zmian w składzie, które poprawią sytuację budżetową klubu. Czas ucieka, pierwszy mecz już w sobotni wieczór.
Czy tak będzie wyglądał skład Barcelony na sobotni mecz? Na razie niewiele na to wskazuje Fot. Nur Photo/East News

FC Barcelona od roku zmaga się z problemi finansowymi, które poprzednie władze klubu zostawiły w spadku obecnym. Ekipa Josepa Marii Bartomeu tak źle zarządzała Dumą Katalonii, że trzech jej członków - z byłym prezydentem na czele - trafiło do więzienia, a potęga do dziś nie może się wygrzebać spod kreski. Jeden z katalońskich dziennikarzy wyliczył, ile zabraknie w budżecie, jeżeli nie dojdzie do zmian w składzie.

Zdaniem Toniego Juanmartiego przesądzone jest już uruchomienie czwartej "dźwigni finansowej", a Duma Katalonii sprzeda 25 procent praw do Barca Studios, czyli firmy, która zarządza częścią praw marketingowych giganta. Ten ruch sprawi, że klub powiększy swój budżet o 100 milionów euro, co przyspieszy rozwiązanie problemów finansowych. Ale ich nie zakończy. Zabraknie niewiele, by spełnić wymogi budżetowe stawianie przez LaLiga.

Ile konkretnie? 13 milionów euro. Jak na standardy klubu i jego rozrzutność przez lata, to grosze. Ale bez tych pieniędzy nie uda się zarejestrować do gry Raphinhi, Julesa Koundé, Roberta Lewandowskiego, Francka Kessiégo i Andreasa Christensena, który pojawili się na Camp Nou latem, nie będzie mógł też grać Ousmane Dembélé, który podpisał nową umowę po wygaśnięciu starej i jest traktowany jako zawodnik pozyskany w lipcu.

Zegar tyka, a media wskazują, że trzeba będzie ciąć zarobki gwiazd. I tu wspaniale zachował się Gerard Pique, który zaoferował, że może grać przez najbliższe dwa lata za darmo. Tak, to nie żart. Władze klubu i kibice z pewnością docenią ten gest, bo defensor ostatnio nie miał dobrej passy i był krytykowany co rusz. Jego umowa faktycznie zostanie renegocjowana, ale nie będzie wolontariuszem. Dostanie kilka milionów euro mniej. Taki sam los czeka innych.

Sergio Busquets już dostał propozycję obniżki pensji, ale na razie się na nią nie zgodził. Frenkie De Jong, którego odejście uratowałoby finanse klubu, nie chce opuszczać Camp Nou i nie chce słyszeć o tym, że będzie zarabiał mniej. Jest na szczycie listy płac w Barcelonie, a klub podważa legalność jego kontraktu i chce go anulować powołując się na przestępcze działania poprzednich władz.

Z kolei Memphis Depay, inny holenderski as w składzie Blaugrany, dogadał zdaniem "Mundo Deportivo" umowę z Juventusem Turyn i wkrótce przeniesie się do Piemontu. Piłkarz chciał, by Barca puściła go do Włoch za darmo, a klub niemal przystał na takie rozwiązanie. Okazuje się jednak, że Stara Dama chce być solidarna z Katalończykami i wypłaci im kilka milionów euro symbolicznej kwoty za transfer. Wszak oba kluby niedawno zakładały Superligę.

Walka z czasem trwa, a trener Xavi Hernandez szykuje zespół do inauguracji sezonu i musi mieć gotowy plan zapasowy, gdyby nie udało się zarejestrować wszystkich piłkarzy do gry. W składzie wciąż jest 27 piłkarzy, więc będzie komu zagrać w sobotę z Rayo Vallecano na Camp Nou (godzina 21:00). A w planach, poza spięciem budżetu, są kolejne transfery. Do gry w Barcy szykują się ponoć Marcos Alonso oraz Bernardo Silva. I kto tu mówi o kryzysie?