Śmiertelny wypadek w Warszawie. Tramwaj ciągnął 5-letnie dziecko przez kilkaset metrów
- Tragiczne zdarzenie miało miejsce na warszawskiej Pradze Północ
- Zginęło małe dziecko, które chciało wysiąść z tramwaju
- Sprawą wypadku zajęła się już policja i prokuratura
- Doszło do śmiertelnego wypadku na Pradze Północ. Stało się to po godz. 11.40. Na miejscu cały czas pracuje policja pod nadzorem prokuratora. Wyjaśniane są okoliczności zajścia - powiedział naTemat.pl Jakub Pacyniak z Komendy Stołecznej Policji. Jak dodał, motorniczy był trzeźwy.
Nie żyje pięcioletnie dziecko
Informacje ws. wypadku zebrał też reporter portalu TVN Warszawa Mateusz Szmelter. - Jego noga została przycięta. Opiekun nie zdołał wysiąść, został w środku i tramwaj ruszył - relacjonował. Jak dodał, dopiero po kilkuset metrach tramwaj się zatrzymał. Zastrzegł, że są to wstępne informacje. Jednak policja nie chce na razie komentować tych ustaleń. Jakub Pacyniak z KSP podkreślił w rozmowie z naszą redakcją, że jest zbyt wcześnie, aby się do tego odnieść.
Tramwaje Warszawskie podają, że był to tramwaj numer 18, który jechał w kierunku pętli Żerań FSO. To niejedyna tragiczna wiadomość z Warszawy z ostatnich godzin. W jednej z wiat śmietnikowych znaleziono bowiem odcięte nogi zawinięte w foliowe worki.
Jak relacjonowaliśmy w naTemat.pl, nieoficjalne informacje wskazują, że do Centrum Powiadamiania Ratunkowego zadzwoniła kobieta, która była poważnie zaniepokojona faktem, iż nie może skontaktować się ze swoim mężem.
Mężczyzna miał odebrać sądowe dokumenty od Jarosława R., mieszkającego na Białołęce. Gdy funkcjonariusze pojawili się w miejscu zamieszkania 48-latka, drzwi do mieszkania były zamknięte.
Zwłoki bez nóg w jednym z warszawskich mieszkań
W pewnym momencie na klatkę schodową wszedł mężczyzna, który pojawił się z piłą tarczową oraz plamami na ubraniu i śladami ziemi. Jarosław R. odmówił, gdy policjanci poprosili o otwarcie mieszkania. Przekazał im jednak klucze.
Po otwarciu drzwi już w przedpokoju funkcjonariusze zobaczyli zwłoki mężczyzny pozbawione nóg na wysokości ud. Ciało należało do 75-letniego męża kobiety, która zaalarmowała Centrum Powiadamiania Ratunkowego.
Z kolei kilka dni temu w domu jednorodzinnym w podwarszawskiej wsi Kiełpin niedaleko Łomianek dokonano makabrycznego odkrycia dwóch ciał. To kobieta i mężczyzna, małżeństwo w wieku 42 i 50 lat.
Makabryczne odkrycie pod Warszawą
Według nieoficjalnych doniesień zwłoki małżeństwa były w stanie znacznego rozkładu. Zgłaszający, ojciec mężczyzny, który znalazł ciała, ostatni raz miał kontakt ze zmarłymi około dwóch tygodni temu.
W związku z tą sprawą zatrzymano 15-letniego syna denatów, który mieszkał z rodzicami w jednym domu. Jak dowiedział się Onet, w trakcie zatrzymania chłopak przebywał w kinie. Twierdzi, że nie zamordował swoich rodziców. Tłumaczył, że "nagle umarli", a on się wystraszył, nie wiedział, co ma zrobić i dlatego nikogo o tym nie poinformował.