Koszmar Lewisa Hamiltona i sceny grozy na torze. Mistrz pożerał rywali w sposób niebywały
Formuła 1 wróciła po wakacyjnej przerwie wyścigiem o Grand Prix Belgii na torze Circuit de Spa-Francorchamps. Zespoły i kierowcy mieli miesiąc, by przygotować się do decydującej odsłony walki o tytuł i przechytrzyć konkurencję, która nigdy nie śpi. Wszyscy zastanawiali się, czy Ferrari poradzi sobie z Red Bullem, a po kwalifikacjach - wygrał je Carlos Sainz Junior - i serii kar okazało się, że liderujący w MŚ zespół z Austrii może mieć problemy.
Tor jednak wszystko zweryfikował, a na przebiegu rywalizacji zaważyła kraksa, która miała miejsce tuż po starcie. Fernando Alonso (Alpine) zderzył się z Lewisem Hamiltonem (Mercedes), a bolid Brytyjczyka aż wyleciał w powietrze na zakręcie Les Combs. Szybko okazało się, że nie nadaje się do dalszej jazdy i legendarny kierowca - startował z drugiej linii z nadziejami na podium - musi zakończyć zmagania już na starcie.
Podobny los spotkał jego byłego partnera w Mercedesie, bo Valtteri Bottas został staranowany przez Nicholasa Latifiego (Williams) i Alfa Romeo Racing Orlen straciła swojego lidera. Na czele zmagań rozsiadł się Carlos Sainz Jr, ścigał go Sergio Perez, a po sześciu okrążeniach neutralizacji zaczął odrabiać straty Max Verstappen, którego przesunięto na 14. miejsce przed ropoczęciem rywalizacji. Holender pożerał kolejnych rywali.
"Ten człowiek potrafi tylko startować i jechać na prowadzeniu" - wściekał się na Lewisa Hamiltona Fernando Alonso, który również liczył na dobry wynik, a musiał martwić się o stan swojego samochodu. Rywalizację jednak ukończył, w przeciwieństwie do wiekiego rywala. Na torze było ciekawie, pędził jak szalony Max Verstappen i już po ośmiu "kółkach" był trzeci, pożerając rywali jeden po drugim.
Wreszcie został liderem, a wszystko miało miejsce na 12. okrążeniu. Liderujący Carlos Sainz Jr zjechał akurat na wymianę opon, a Holender tylko minął swojego kolegę z teamu Sergio Pereza. I razem obaj jechali do mety, by zgarnąć dublet. Nie napotkali wielkich problemów po drodze, Carlos Sainz próbował skontrować mistrza po "pit stopie", ale ten zaraz go wyprzedził, a potem to samo zrobił Meksykanin.
Hiszpan dojechał trzeci i jest to marne pocieszenie dla Ferrari, zwłaszcza wobec problemów Charlesa Leclerca, który był dopiero szósty. Czwarte miejsce dla George'a Russella, który próbował wmieszać się w walkę o podium, ale był zbyt wolny. A piąte dla Fernando Alonso, któremu udało się jednak wskoczyć do czołówki. Niespodzianką na pewno jest miejsce w dziesiąte Williamsa i Alexa Albona, tak samo jak słaba forma Alfa Romeo Racing Orlen.
Tymczasem Max Verstappen wygrał po raz dziewiąty w tym sezonie i umocnił się na czele klasyfikacji generalnej mistrzostw świata, tak samo jak Oracle Red Bull Racing na czele klasyfikacji konstruktorów. Jeżeli w kolejnych wyścigach Ferrari nie złapie tempa równego Czerwonym Bykom, straci szansę na triumf w tym roku. Kolejny wyścig już za tydzień, w dnach 2-4 września na torze Zandvoort w Holandii.