Traktat 2+4 ważniejszy niż decyzja z 1953 r. PiS ws. reparacji otwiera puszkę Pandory

Mateusz Przyborowski
02 września 2022, 16:32 • 1 minuta czytania
1 września Jarosław Kaczyński ogłosił kwotę, jakiej zamierza zażądać od Berlina za krzywdy wyrządzone przez hitlerowców podczas II wojny światowej. Problem w tym, że aby marzyć o tych bilionach, Polska w wydaniu PiS musiałaby podważyć dokument, który... jest kluczową gwarancją kształtu obecnych granic i ustalił porządek w Europie po upadku żelaznej kurtyny.
Prezes PiS Jarosław Kaczyński, obok podpisy sojuszników na "Traktacie 2+4" Fot. Pawel Wodzynski / East News / Wikipedia

Czwartkowym spotkaniem na Zamku Królewskim w Warszawie Jarosław Kaczyński po raz kolejny uruchomił reparacyjną machinę i politykom swojej partii dał jasny sygnał, że mogą się ostro wypowiadać na temat Niemiec. Niektórzy, jak na przykład Marek Suski, potrafią jednak odlecieć.


Niemcy mówią, że są cywilizowanym krajem, że przestrzegają międzynarodowych zasad. No, to jeżeli są cywilizowanym krajem, to powinni przystąpić do negocjacji i wypłacić nam reparacje. A jeżeli mówią "nie", to są tacy sami jak Rosjawypalił Suski w Polskim Radiu.

Traktat 2+4 ważniejszy niż decyzja z 1953 roku

Tymczasem o tym, że nie otrzymamy złamanego grosza, tuż po konferencji Kaczyńskiego poinformowało niemieckie MSZ. "Polska w 1953 roku zrzekła się dalszych reparacji" – napisano w komunikacie, a rzecznik resortu przekazał mediom, że "sprawa jest zamknięta".

Nadzieję na reparacje PiS wiąże właśnie z podważeniem decyzji PRL-owskiego rządu z lat 50., ale za Odrą przypominają też o innym – kluczowym – Traktacie o ostatecznym uregulowaniu w odniesieniu do Niemiec. To umowa międzynarodowa z 1990 roku, a więc z czasu, kiedy Polska była już wolnym krajem. Dlaczego był on tak ważny, że władze RFN wymownie o nim przypominają?

Dokument potocznie nazywany jest "Traktatem 2+4", gdyż w moskiewskich negocjacjach uczestniczyły Niemcy podzielone jeszcze na RFN i NRD, a także cztery mocarstwa alianckie z czasów II wojny światowej: USA, ZSRR, Wielka Brytania i Francja.

Na specjalnych warunkach traktat po części negocjowała też Polska. I jeszcze raz: już nie Polska Rzeczpospolita Ludowa, a wolna i demokratyczna III RP potwierdziła wówczas decyzję z 1953 roku. Jak to później ujęto w ekspertyzie Bundestagu, "Polska w ramach negocjacji traktatowych co najmniej milcząco zrezygnowała z dochodzenia reparacji wojennych".

Najwyraźniej w obozie władzy albo o tym nie wiedzą, albo wiedzieć nie chcą.

Polska i "Traktat 2+4"

Traktat otworzył drogę do zjednoczenia Niemiec, podczas rozmów omawiano dodatkowo kształt granic na Odrze i Nysie Łużyckiej, przynależność Niemiec do struktur międzynarodowych czy wielkość jej armii. Odbyły się cztery rundy konferencji, a w trzeciej – w Paryżu – uczestniczyła także Polska. Uzgodniono wówczas między innymi, że zjednoczone państwo niemieckie potwierdzi istniejącą granicę w stosownej umowie ze stroną polską. Wszystkie ustalenia potwierdzono w układzie zjednoczeniowym, w którym Niemcy wyrzekły się roszczeń terytorialnych wobec innych państw i zobowiązały do niewysuwania ich w przyszłości.

Paryskie postanowienia w zakresie niemieckiego zobowiązania do traktatowego uregulowania kwestii granicy z Polską przypieczętowano osobnym Traktatem o potwierdzeniu istniejącej granicy polsko-niemieckiej. Podpisano go 14 listopada 1990.

Mrzonkami o reparacjach PiS otwiera puszkę Pandory

Dr Janusz Sibora, historyk i badacz dziejów dyplomacji oraz protokołu dyplomatycznego, nie ma wątpliwości, że nowy raport ws. reparacji "jest szyty na miarę polityki PiS". – To stosunkowo łatwe i tanie szukanie sukcesu w polityce wewnętrznej – ocenił w rozmowie z naTemat.

Jednak wewnętrzna rozgrywka Kaczyńskiego i jego wiernych ludzi z partii tym razem wymyka się daleko poza granicę naszego kraju. Polska w wydaniu Prawa i Sprawiedliwości, zamiast przedstawiać się światu jako słuszna ofiara hitlerowskich Niemiec i potężnego zła z lat 1939-1945, może niedługo uchodzić za kraj chcący wrócić do czasów sprzed "Traktatu 2+4".

Już kilka chwil po czwartkowym show Kaczyńskiego na Zamku Królewskim w Warszawie po zachodniej stronie Odry media przypomniały, że kiedy w 1990 roku Polacy potwierdzili decyzję z 1953 roku, Niemcy pogodzili się z "ostateczną utratą ziem wschodnich".

A co, jeśli wyrzucilibyśmy do kosza obecny porządek na politycznej mapie Europy? RFN natychmiast mogłaby domagać się nas zwrotu utraconych terenów. Bo dlaczego nie? Warmińsko-mazurskie, zachodniopomorskie, lubuskie, dolnośląskie... Olbrzymia część Pomorza i Wielkopolski, województw opolskiego i śląskiego. Jedna trzecia dzisiejszej Polski. 10 milionów ludzi.

Nikt z obozu władzy nie wyjdzie jednak na mównicę i nie powie, że powrót do pozycji sprzed "Traktatu 2+4" kosztowałby nas o wiele więcej niż te 6,2 bln zł.