Serena Williams zalała się łzami, a cały świat patrzył. Czy to koniec największej legendy?
- Serena Williams odpadła w sobotę z wielkoszlemowego US Open
- Amerykanie są przekonani, że to był pożegnalny występ 40-latki
- Legenda podziękowała za lata sukcesów, ale nie zarzeka się, że nie wróci
Serena Williams to w świecie tenisa postać bardziej niż ważna, więcej niż legendarna i o wiele mocniej kojarzona z sukcesami na korcie, niż jakakolwiek tenisistka w dziejach. Amerykanie, a w ślad za nimi cały sportowy świat, są przekonani, że właśnie zobaczyli zmierzch legendy i jej ostatni mecz w karierze. Po ponad roku przerwy wróciła, by dać ostatnie show na swojej ziemi.
To właśnie w Nowym Jorku wygrała swój pierwszy Wielki Szlem, latem 1999 roku. Turniej był jej popisem, a przecież miała wówczas niecałe 18 lat. W drodze po tytuł ogrywała największe wówczas zawodniczki: Kim Clijsters, Conchitę Martínez, Monicę Seles i Lindsay Davenport, a w finale liderkę światowych list Martinę Hingis 6:3, 7:6. Wówczas sławniejsza była jeszcze jej siostra Venus, o której dziś Serena mówi, że nie byłoby sukcesów bez jej pomocy.
Tamten finał okazał się początkiem epoki, która zmieniła tenis na zawsze. Serena Williams wygrała 23 tytuły w Wielkim Szlemie, najwięcej w erze Open i tylko jednego zabrakło jej do wyrównania rekordu wszech czasów Margaret Court. Próbowała przed rokiem na Wimbledonie, ale musiała zrezygnować z gry na długie miesiące. Próbowała teraz w Nowym Jorku, ale i tym razem się nie udało.
Dwa razy w karierze mogła zgarnąć klasycznego Wielkiego Szlema. W 2002 roku wygrała trzy turnieje, ale nie wystąpiła w Australian Open i rekord przepadł. W roku 2015 była najbliżej, ale w półfinale US Open jej przygoda dobiegła końca. Rekord wszech czasów też był o krok, jednak ostatnie cztery finały Szlema przegrała.
– Nadal mogę grać na najwyższym poziomie, ale teraz kosztuje mnie to o wiele więcej – zwierzała się dziennikarzom na US Open. Ponad dwie dekady po erze niebywałych sukcesów jest mamą, ma już 40 lat i status legendy. A rywalki, coraz młodsze i szybsze, nie zamierzają traktować ją ulgowo. I dobrze, bo Serena by tego nie zaakceptowała. – Zawsze walczyłam na korcie i zawsze będę walczyć. Nawet dziś, co było widać – mówiła po porażce.
Pojedynek z Australijką chorwackiego pochodzenia trwał ponad trzy godziny, a Williams wróciła z dalekiej podróży po secie pierwszym, ale w trzecim zabrakło jej sił i musiała uznać wyższość Alji Tomljanović. Przegrała 5:7, 7:6(4), 1:6, ale karierę kończy na własnych warunkach. Przez rekordowe 319 tygodni była liderką światowych list, bijąc też inny rekord, bo na szczycie spędziła 186 tygodni z rzędu. Rok jako nr "1" kończyła pięć razy.
Krótko po porażce stadion im. Arthura Ashe'a, największa tenisowa arena świata, zupełnie ucichł, co zdarza się niezwykle rzadko. A Serena Williams płakała, udzielała wywiadu i znów ocierała łzy z policzków. A te płynęły jedna za drugą. – Jestem gotowa, by być mamą na pełen etat i odkryć nową wersję Sereny – powiedziała wzruszona. Jej córeczka Olympia ma już pięć lat i wymaga sporo uwagi mamy.
Kto wie, może napisze kolejny rozdział legendy sióstr Williams? – Jestem bardzo wdzięczna za to, gdzie dziś jestem. I za ten wyjątkowy moment. Cieszę się, że jestem Sereną – zakończyła dumna legenda. Jej kariera tak naprawdę w ogóle się nie kończy, bo w każdej chwili może wrócić na kort. W US Open startowała jako 413. rakieta świata, dziką kartę dostanie zawsze i wszędzie. A życie prywatne na pewno jej nie przeszkodzi.
Od lat zajmuje się modą, występuje w reklamach i filmach, a czasem też w serialach. Co więcej, jest aktywistką na rzecz praw zwierząt, udziela się charytatywnie i inwestuje fortunę, którą zarobiła na korcie. Ale jeden cel w życiu wciąż czeka, bo coś nam mówi, że ona jeszcze wróci. Po 24. tytuł w Wielkim Szlemie. Przegrała ich w karierze dziesięć, w tym cztery ostatnie - dwa w Londynie i dwa w Nowym Jorku. Czy spróbuje przejść do historii za rok?
– Kto wie, może kiedyś? – powiedziała tajemniczo dziennikarzom Serena Williams. Kropkę na końcu rozdziału: "Kariera" postawi wtedy, gdy sama będzie miała na to ochotę.