Był na szczycie, ale nagle zniknął na lata. Historia Brendana Frasera sama jest jak film z Hollywood
- 53-letni Brendan Fraser był jednym z najpopularniejszych aktorów przełomu milleniów. Zagrał główne role w takich hitach jak m.in. "Mumia", "George prosto z drzewa" czy "Zakręcony".
- W pewnym momencie podupadł na zdrowiu fizycznym i psychicznym. Przeszedł mnóstwo operacji, rozwiódł się, a także zmarła mu mama.
- Ujawnił też, że był molestowany przez szychę z Hollywood. Przez to miał trafić na czarną listę Fabryki Snów.
- Teraz jednak jesteśmy świadkami wielkiego powrotu dawnej gwiazdy. Za rolę w filmie "Wieloryb" Darrena Aronofsky'ego dostał pierwszego w karierze Oscara. Wkróce zobaczymy go też w "Killers of the Flower Moon" Martin Scorsese.
W zeszłym roku Brendan Fraser dostał 6-minutową owację na stojąco na festiwalu w Wenecji. Zgromadzonych widzów poruszyła jego rola w "Wielorybie" (oryg. "The Whale"), a aktor nie krył łez wzruszenia. Internet obiegło nagranie, na którym widzieliśmy jak płacze ze szczęścia. Zarówno ten filmik, jak i wygrany Oscar nabierają nowego znaczenia, gdy wiemy, przez co aktor przeszedł, zanim znów trafił do głównej stawki Hollywoodu.
Brendan Fraser przez role w filmach przygodowych nabawił się urazów kręgosłupa
Brendan Fraser pomimo problemów zdrowotnych i w życiu prywatnym przez cały czas grywał w filmach i serialach, ale to były mniejsze role lub epizody – czasem w szmirach, a czasem i ambitniejszych dramatach (zwłaszcza w późniejszych angażach). Mają się one nijak do tego, co się działo przed laty.
Nie twierdzę, że w czasach świetności był wybitnym aktorem, który grał w ambitnych produkcjach (np. głupkowatym "George'u prosto z drzewa"), ale jego kreacje bawiły i urzekały, a postać Ricka z trylogii "Mumia" to przecież taki Indiana Jones XXI wieku. Same filmy do dziś się świetnie ogląda i duża w tym jego zasługa.
Jego występy w kinie przygodowym mają również mniej znaną i przyjemną stronę. Przez popisy kaskaderskie, w których w większości nie wysługiwał się dublerem, zajechał swoje ciało. "Prawdopodobnie za bardzo się starałem. I to w destrukcyjny sposób" - mówił w magazynie "People".
Wspomina, że na planie trzeciej "Mumii" w 2008 roku składał się do kupy za pomocą taśmy i okładów z lodu. Zamiast bardziej profesjonalnych ochraniaczy, korzystał z tych... rowerowych, bo nie było ich widać pod kostiumem. Ten i inne filmy sprawiły, że musiał przejść szereg poważnych operacji:
- częściowa wymiana stawu kolanowego
- laminektomia (operacja neurochirurgiczna) - i to dwa razy, bo za pierwszym razem nie udało się zmniejszyć nacisku na rdzeń kręgowy
- inne operacje kręgosłupa, który miały go odciążyć
- operacja strun głosowych
Oprócz tego, poza planem, w 2012 roku spadł z drzewa w czasie huraganu Sandy (chciał odciąć piłą złamany konar) i znów musiał przejść zabieg związany z kręgosłupem, po którym leżał przez 7 miesięcy w klinice w Beverly Hills. Fraser przyznał, że przez 7 lat praktycznie wchodził i wychodził ze szpitali. Często uniemożliwiało mu też pracę przy filmach.
Porównał się do konia Boksera z "Folwarku Zwierzęcego", który ciągle tyrał dla dobra ogółu, nie zadawał pytań, tylko robił swoje, aż go w końcu zachorował z przepracowania i trafił na ubój. Urazy na planach aktora i ciągłe wizyty na stole operacyjnym były jednym z głównych powodów, przez które usunął się w cień.
Rozwód z żoną i śmierć matki to kolejne ciosy, które otrzymał gwiazdor "Mumii"
Możemy się domyślać, że nieustanna praca i pobyty w klinikach odcisnęły się również na jego życiu osobistym. Brendan Fraser rozwiódł się ze swoją żoną Afton w 2007 roku. Byli ze sobą przez 9 lat i mają trzech synów: Griffina, Holdena i Lelanda. W komunikacie prasowym mogliśmy przeczytać, że zostali w przyjacielskiej relacji.
Te relacje jednak szybko się zmieniły, bo dawni małżonkowie pożarli się o alimenty. Sąd po rozwodzie nakazał płacić Fraserowi rocznie prawie milion dolarów (konkretnie 900 tysięcy dolarów) na dzieci i żonę. Afton miała dostawać miesięcznie 50 tys. dolarów przez 10 lat lub do czasu aż ponownie wyjdzie za mąż, a synowie mieli dostawać 25 tys. dolarów na miesiąc.
Aktor płacił sumiennie, ale w 2013 roku wniósł o zmniejszenie kwoty, bo już nie wyrabiał finansowo. Tłumaczył, że operacje i rehabilitacje słono go kosztowały (przypomnę, że opieka zdrowotna w USA jest prywatna), a ostatni wypadek na drzewie dobił go jeszcze bardziej. Stwierdził też, że już nie zarabiał na filmach tyle, co kiedyś.
Jego była żona, Afton Smith, oskarżyła go o oszustwo i to, że ukrywa 9 milion dolarów z nowych kontraktów. Sprawa skończyła się na tym, że Brendan Fraser będzie mógł obniżyć alimenty, jeśli zacznie zarabiać mniej niż 3 miliony dolarów rocznie. Z tego co szperałem w sieci, tak się jednak nie stało. Za to w styczniu 2019 roku wygasł obowiązek opłaty alimentacyjnej.
Trudno powiedzieć, czy faktycznie ściemniał ze swoim majątkiem, czy po prostu znów zaczął dostawać lepiej płatne role (wydaje się, że raczej brał wszystko, co popadnie). Tym niemniej sądowa batalia z eks-małżonką też mu musiała srogo dać w kość. Podobnie jak śmierć mamy, którą rak zabrał w 2016 roku.
Cztery dni po jej śmierci udzielił niesławnego wywiadu promującego serial "The Affair". Wideo stało się viralem i memem "sad Brendan Fraser". Mało kto z szydzących zdawał sobie sprawę, że aktor przeżywał żałobę, dlatego łamał mu się głos w zupełnie niespodziewanych momentach.
Brendan Fraser był molestowany: czułem się jak dziecko, myślałem, że się rozpłaczę
Brendan Fraser niedługo potem zachorował na depresję. Stało się po to po aferze z 2018 roku. Aktor w wywiadzie dla "GQ" ujawnił, że był molestowany przez Philip Berka - ówczesnego prezydenta Hollywood Foreign Press Association (Hollywoodzkie Stowarzyszenie Prasy Zagranicznej, które organizuje Złote Globy).
Sam zgłosił się do dziennikarza, z którym rozmawiał kilka lat wcześniej, bo dopiero zdobył się na odwagę. Poprzednio bał się upokorzenia i ryzyka utraty kariery. Zainspirował go też ruch #metoo.
Traumatyczne doświadczenie miało miejsce w 2003 roku na przyjęciu w hotelu w Beverly Hills. Berk najpierw przywitał się z nim w zatłoczonym pokoju, a potem uszczypnął w tyłek - potwierdziła to też Sharon Waxman z "The New York Times". Według Frasera to było coś więcej niż zwykłe złapanie za pośladek.
Jego lewa ręka zaczęła się przesuwać, złapała mój pośladek, a jeden z palców dotknął mojego krocza (aktor konkretnie powiedział "taint", czyli perineum, obszar między odbytem a genitaliami - red.). I on zaczął nim ruszać.
35-letni wówczas aktor w tamtym momencie był przesiąknięty paniką i strachem. Udało mu się jednak zabrać rękę szefa HFPA. "Czułem się jak dziecko. Jakby w moim gardle stanęła piłka. Myślałem, że się rozpłaczę" - relacjonował. Wybiegł z pokoju, minął nawet policjanta, ale nie był w stanie nic z siebie wydusić. Do tej pory ta sytuacja go przeraża i wiele razy chciał o tym opowiedzieć publicznie (podzielił się nią ze swoją byłą żoną), ale zawsze rezygnował.
Philip Berk zaprzeczył, twierdząc, że Brandon Fraser wszystko zmyślił. Przedstawiciele aktora zwrócili się do stowarzyszenia o przeprosiny, Prezydent napisał, że "jeśli zrobił coś, co zdenerwowało pana Frasera, nie było to zamierzone i przeprasza". Nie pozwał aktora za zniesławienie ani jakoś specjalnie nie podważał jego wersji.
Brendan Fraser zaczął się obwiniać, uważać, że sam na wszystko zasłużył, a także wycofał się z życia publicznego. Podejrzewał, że nawet trafił na czarną listę Hollywood. "Nie wiem, czy popadłem w niełaskę w środowisku HFPA, ale cisza była ogłuszająca" - zastanawiał się.
Po 2003 roku praktycznie wcale nie był zapraszany na gale wręczenia Złotych Globów. Berk twierdził, że "jego kariera upadła nie z ich winy". W tym roku aktor był co prawda nominowany do tej nagrody, ale statuetkę wygrał Austin Butler za swojego Elvisa. Nie pojawił się na ceremonii i chyba nikt nie był tym zaskoczony.
Wielki powrót Brendana Frasera. Zdobył Oscara za pierwszoplanową rolę w filmie "Wieloryb"
Kontuzje, hospitalizacje, rozwód z walką o mniejsze alimenty, śmierć matki, afera z molestowaniem, depresja. To wszystko wyniszczyło Brendana Frasera nieodwracalnie. Przestał wyglądać jak kiedyś, ale mimo tego, nie stracił sympatii widzów i internautów.
Ok, najpierw powstawały memy z przekrwionymi od płaczu oczami, ale w ostatnich latach widziałem jednak więcej serdecznych obrazków. Ludzie nie wyśmiewali jego postury, bo coraz więcej z nich szukało w internecie przyczyn jego kryzysu. I dlaczego spadł do III ligi Hollywood. Sporo osób utożsamiało się z aktorem, ale i kibicowało w niewybredny sposób.
Pierwszym światełkiem w tunelu była rola Robotmana w dobrze przyjętym superbohaterskim serialu "Doom Patrol", ale prawdziwym przełomem miał być dla niego film "Batgirl", gdzie miał się wcielił w Firefly'a. Pech chciał, że gotowy film... skasowano ze względu na nową politykę Warner Bros. Nic straconego, bo aktor dostał kolejną szansę od losu w postaci filmu "Wieloryb" Darrena Aronofsky'ego ("Czarny łabędź", "Requiem dla snu", Źródło").
"Wieloryb" jako film sam w sobie był średni. Maja Mikołajczyk pisała w naTemat, że czasem przypomina tani melodramat. Produkcję ratuje jednak niesamowita i zniuansowana kreacja aktora – wcielił się w postać ważącego prawie 300 kilo Charliego. Jeden z krytyków zauważył, że "to jedna z tych rzadkich ról, które wydają się czerpać z lat, jeśli nie dziesięcioleci, osobistych nieszczęść aktora i przekuwać je w coś głębokiego".
Już wcześniej mówiło się, że Fraser "zasługuje na Oscara", bo Hollywood lubi takie historie (zarówno osobiste, jak i filmowe). I tak też się stało. – Zacząłem pracę w tym biznesie 30 lat temu. Nic nie przychodziło mi łatwo, ale nie doceniałem tego, dopóki to się nie skończyło. Chciałem tylko podziękować za to uznanie – powiedział aktor ze łzami w oczach.
To nie koniec tej historii. Na horyzoncie jest też nowy kryminał Martina Scorsese "Killers of the Flower Moon", w którym wystąpi u boku m.in. Leonardo DiCaprio i Roberta De Niro. Film ma mieć premierę w tym roku, ale nie znamy dokłądnej daty.