Mistrzowie świata wygrali bitwę z USA. Biało-Czerwoni zagrają o medale w katowickim Spodku
- Polscy siatkarze bronią tytułu MŚ zdobytego w 2018 roku
- Ćwierćfinał Polska-USA w Arenie Gliwice trwał prawie 2,5 godziny
- Biało-Czerwoni są nadal niepokonani podczas trwających MŚ 2022
Czwartkowy pojedynek mistrzów świata miał ogromne znaczenie zarówno dla Polaków, jaki i reprezentacji USA. System turnieju jest nieubłagany, w fazie ćwierćfinałowej liczyli się tylko zwycięzcy. Wypełniona szczelnie Arena Gliwice była zatem miejscem ogromnych emocji. Na boisku zagrały bowiem dwa klasowe teamy, które od lat rywalizują o najwyższe cele.
Polacy na MŚ z Amerykanami ostatni raz spotkali się... nieco ponad tydzień temu. W fazie grupowej Biało-Czerwoni zwyciężyli 3:1, zapewniając sobie pierwsze miejsce przed częścią pucharową. W 1/8 finału siatkarze Stanów Zjednoczonych ograli Turków 3:2, natomiast Polacy okazali się wyraźnie lepsi od Tunezyjczyków, zwyciężając w trzech setach.
Rewelacyjna seria zagrywek Kochanowskiego
Ćwierćfinał Biało-Czerwoni rozpoczęli w takim samym zestawieniu, jak każdy pojedynek na MŚ. Trener Nikola Grbić postawił na sprawdzone rozwiązania, co przyniosło oczekiwany skutek. Polacy przede wszystkim od początku potrafili odrzucić rywali do siatki.
Królem zagrywki można okrzyknąć Jakuba Kochanowskiego. Środkowy podobnie jak w pojedynku z Tunezją, zaliczył kapitalną serię punktowych serwisów. To pozwoliło odskoczyć Biało-Czerwonym na bezpieczną odległość. Mistrzowie utrzymali prowadzenie do końca partii otwarcia. Amerykanie nadal są jednak groźni, co pokazali zwłaszcza w końcówce seta.
Statystycznie w pierwszym secie najlepiej punktujący był właśnie Kochanowski (5 punktów) oraz Bartosz Kurek, z takim samym dorobkiem, co kolega ze środka siatki. Amerykanie mogli za to liczyć najbardziej na Aarona Russella. Przyjmujący również dorzucił pięć punktów.
Kurek pierwszą strzelbą Polaków
Od początku drugiego seta na boisku po stronie USA pojawił się Garrett Muagututia. Trener rywali Polaków postanowił zostawić w kwadracie TJ Defalco, który w przyjęciu zagrał bardzo solidnie, ale na siedem ataków, zaliczył tylko 29 procent skuteczności.
Polacy i Amerykanie szli łeb w łeb praktycznie na przestrzeni większości drugiej partii. Przy stanie 15:14 asa zaserwował Marcin Janusz. Rozgrywający Biało-Czerwonych uruchamiał też różne strefy boiska, choć najczęściej zaangażowany w atak był kapitan Kurek.
Na odpowiedź USA nie trzeba było długo czekać. Świetna zagrywka Russella dała dwupunktowe prowadzenie (19:21) rywalom Biało-Czerwonych. O czas musiał poprosić trener Grbić, żeby wybić z rytmu jednego z najlepszych w swoich fachu, na tej pozycji.
Po czasie zagrywkę najpierw przyjął, a następnie skończył atak - Aleksander Śliwka (20:21). Chwilę później asa dołożył Mateusz Bieniek (21:21) i kibice w Arenie Gliwice podskoczyli z radości. USA ponownie potrafiło jednak odpowiedzieć. Na zagrywkę wszedł Kyle Russell i podobnie jak w pierwszym meczu w Spodku, ponownie mocno utrudnił przyjęcie Polakom. Zrobiło się na tyle poważnie, że o drugi czas poprosił Grbić (21:23).
Na boisku pojawił się również na zmianie na pozycji za Kamila Semeniuka nie kto inny, a Tomasz Fornal. Biało-Czerwoni doprowadzili do remisu (23:23). Na zagrywce pomylił się jednak Łukasz Kaczmarek (23:24) i Polacy musieli bronić piłki setowej.
Końcówka seta była fenomenalna. Najpierw trudną piłkę skończył Śliwka (24:24), a chwilę później bardzo długą wymianę zakończył ze środka Kochanowski (25:24). Matt Anderson wytrzymał jednak w ataku przy piłce na 25:25. Końcówka należała do naszych środkowych. Najpierw skończył Kochanowski, a seta świetnym blokiem zamknął Bieniek.
Przebudzenie kadry USA
Trzeciego seta Polacy rozpoczęli z Semeniukiem na boisku. Dodatkowo na zmianach ze wsparciem dla Pawła Zatorskiego zaczął pojawiać się Jakub Popiwczak. Biało-Czerwoni zaczęli jednak od deficytu (3:4).
Osobną kwestią jest fakt, że swojego dnia nie miał arbiter Stefano Cesare. Włoch sędziujący pojedynek na stołku sędziowskim, często podejmował decyzje, które były weryfikowane przez kamery, po interwencjach obu sztabów szkoleniowych. To wprowadzało pewną nerwowość, której na poziomie ćwierćfinału MŚ być nie powinno.
Na boisko szybko wrócił Fornal za Semeniuka, pokazując, że lider Biało-Czerwonych tego dnia był po prostu świetnie rozpisany przez rywala, mając przy tym nieco gorszy dzień. Polacy musieli bronić się przed coraz bardziej nakręconymi przeciwnikami. Goście w decydującą fazę seta weszli z czteropunktowym prowadzeniem (14:18).
Amerykanie przestali popełniać własne błędy, dodatkowo coraz mocniej ryzykowali na zagrywce i świetnie zaczęli ustawiać się w pracy blok-obrona. Kilka defensywnych interwencji pomogło dowieźć USA korzystny wynik do końca. Seta zakończył autowym serwisem kapitan Biało-Czerwonych (21:25).
Biało-Czerwoni zupełnie bez zagrywki
Czwarty set otworzył remis (5:5) po skutecznym bloku Bieńka, który zamknął drogę, którą z lewego skrzydła chciał się wybrać Muagututia. Na prowadzenie Biało-Czerwoni wyszli po asie serwisowym Janusza (7:6). Co więcej, po ataku Fornala, który zahaczył ręce Amerykanów, Polacy mieli już trzy punkty zapasu (11:8).
Biało-Czerwoni stracili jednak cztery punkty z rzędu (11:12). Grbić wziął czas, porozmawiał przede wszystkim z Januszem, po czym... wpuścił Łomacza i Kaczmarka. Doświadczony rozgrywający PGE Skry Bełchatów uspokoił nieco grę polskiej drużyny.
Przy stanie 15:16 na niekorzyść Biało-Czerwonych na boisku wrócił duet Kurek-Janusz. Problemem był jednak brak kończącego uderzenia po stronie Polaków. Ważnej piłki nie skończył Fornal (17:19), później błąd techniczny popełnił Śliwka (17:20) i zrobiło się bardzo niebezpiecznie. Asa serwisowego dołożył jeszcze Averill (17:21) po czasie dla Grbicia.
Polacy zbliżyli się na 21:23 i o przerwę poprosił trener John Speraw. To wybiło z rytmu serwującego Fornala, który po czasie wpakował piłkę w siatkę (21:24). Niestety, chwilę później z prawego skrzydła pomylił się Kurek (21:25).
Prawdziwy thriller w tie-breaku
Tie-break rozpoczął się od remisu (2:2), na boisko powrócił Semeniuk za Fornala. Biało-Czerwoni wrócili do mocnej zagrywki, co było kluczowe, żeby ustawić szczelny blok. Ten zafunkcjonował od samego początku (4:2) - za sprawą Bieńka.
Niezwykle ważnego asa dorzucił Semeniuk (6:3), po czym Arena Gliwice niemal uniosła się w powietrzu, od radości polskich kibiców. Kurek dostawał do ataku niemal każdą piłkę, a kolejny skuteczny serwis dorzucił Bieniek (8:5). Niesieni niesamowitym dopingiem Polacy nie dali sobie wydrzeć wypracowanej przewagi już do końca seta.
Niezwykle ważna była weryfikacja (13:11), która pokazała, że siatki dotknął przy bloku Christenson. Chwilę później asa dorzucił Semeniuk (14:11). To był prawdziwy popis mistrzów świata na ostatniej prostej w drodze do najlepszej czwórki MŚ. Mecz skutecznym atakiem z lewego skrzydła skończył Śliwka (15:12).
W sobotnim półfinale Biało-Czerwoni zagrają w katowickim Spodku przeciwko Brazylii. Początek spotkania o godzinie 18:00. Transmisja w TVP 1 oraz Polsacie Sport. Po meczu Biało-Czerwonych, o 21:00 Włosi zagrają ze Słowenią.
Polska - USA 3:2 (25:20, 27:25, 21:25, 22:25) Sędziowali: Stefano Cesare (Włochy) i Rogerio Espicalsky (Brazylia) Widzów: 12258.
Przebieg meczu:
- I set: 8:7, 12:11, 16:14, 21:16, 25:20
- II set: 8:6, 12:11, 15:16, 19:21, 27:25
- III set: 7:8, 11:12, 13:16, 17:21, 21:25
- IV set: 8:6, 11:12, 15:16, 18:21, 22:25
- V set: 4:2, 8:5, 11:8, 12:10, 15:12
Polska: Bartosz Kurek, Marcin Janusz, Kamil Semeniuk, Aleksander Śliwka, Jakub Kochanowski, Mateusz Bieniek, Paweł Zatorski (libero) oraz Łukasz Kaczmarek, Grzegorz Łomacz, Tomasz Fornal, Jakub Popiwczak (libero), Bartosz Kwolek. USA: TJ Defalco, Micah Christenson, Matt Anderson, Aaron Russell, Taylor Averill, David Smith, Erik Shoji (libero) oraz Garrett Muagututia, Joshua Tuaniga, Jeffrey Jendryk, Kyle Russell, Kyle Ensing.