Osiem lat od złotego medalu Biało-Czerwonych. To jedna z najważniejszych rocznic w polskim sporcie

Krzysztof Gaweł
21 września 2022, 13:17 • 1 minuta czytania
Osiem lat temu polscy siatkarze wspięli się na sam szczyt, wieńcząc maraton w trakcie mistrzostw świata pamiętnym triumfem nad Brazylią (3:1) w katowickim Spodku i odzyskując po 40 latach tytuł mistrzów świata. Cóż to był za zespół: wojowników, charakterniaków, panów siatkarzy. Ten turniej i ten zespół na zawsze przeszły do historii polskiego sportu.
Osiem lat od złotego medalu Biało-Czerwonych. To jedna z najważniejszych rocznic w polskim sporcie Fot. FIVB

"Zagrywa Wallace, przyjmuje w punkt Mateusz Mika, a Paweł Zagumny wystawia na prawą stronę, gdzie Mariusz Wlazły zdobywa 25. punkt w secie czwartym. Punkt pieczętujący zdobycie przez Polskę mistrzostwa świata" - wspominamy dziś ten wspaniały mecz i finał MŚ. To wszystko działo się 21 września 2014 roku, dokładnie osiem lat temu.

Polska po raz pierwszy była organizatorem mistrzostw świata siatkarzy. Turniej zaczął się niesamowicie, bo meczem na Stadionie Narodowym przy 66 tysiącach kibiców. Choć nasi siatkarze trochę narzekali na warunki (na przykład na wiatr), to ogłuszający doping ich porwał i silny rywal, czyli reprezentacja Serbii, został pokonany w trzech krótkich setach. Jak mówili nasi rywale, mieli ciarki już w trakcie hymnów, a nogi i ręce autentycznie drżały.

Eksperymentem było pierwsze spotkanie na piłkarskim obiekcie, ale jeszcze odważniejsza była decyzja o powierzeniu drużyny całkowitemu nowicjuszowi trenerskiemu, jakim był Stephane Antiga. 27 kwietnia zdobył 13 punktów w spotkaniu PGE Skry Bełchatów z Asseco Resovią Rzeszów, przesądzającym o mistrzostwie Polski dla bełchatowian, by kilka dni później zmienić się z zawodnika w selekcjonera. To była rewolucja.

To właśnie Stephane Antiga przekonał do powrotu do kadry Mariusza Wlazłego, odważnie postawił na rozegraniu na młodego Fabiana Drzyzgę, a miejsce w szóstce dał 23-letniemu Mateuszowi Mice. Nowa reprezentacja grała znakomicie. W pierwszej fazie MŚ pokonała Serbię (3:0), Australię (3:0), Wenezuelę (3:0), Kamerun (3:1) i Argentynę (3:0), tracąc tylko jednego seta. Maszyna nabierała rozpędu.

I wtedy coś się zacięło bardzo mocno. Drugą część mistrzostw – w łódzkiej Atlas Arenie – Polacy zaczęli od porażki z USA (1:3) i musieli zmierzyć się z kryzysem i krytyką. Nie było lekko, ale ten zespół przetrwał nie takie wstrząsy. Siatkarze następnie wygrali z Włochami (3:1), Iranem (3:2), który to horror zakończył się pojedynczym blokiem Marcina Możdżonka. Potem dorzucili triumf nad Francją (3:2) i awansował z grupy. Silni przeciwnicy i kłopoty kadrowe, bo przecież kontuzji doznał Michał Winiarski, scaliły naszą drużynę. 

Los sprawił, że w trzeciej fazie grupowej Biało-Czerwoni trafili na najgroźniejszych przeciwników z tych dostępnych: broniącą tytułu Brazylię oraz Rosję. Z tą pierwszą Polacy przegrywali 1:4, by odwrócić losy spotkania i zwyciężyć po tie-breaku (17:15). Do półfinału brakowało im wygrania dwóch setów z Rosjanami. Tak też się stało, dlatego w dwóch kolejnych szansę dostali zmiennicy. Na piątą partię wrócili kluczowi gracze i Polska wygrała ponownie 3:2. I zameldowała się w czwórce, pierwszy raz od 2006 roku.

Rozgrywany w katowickim Spodku półfinał z Niemcami był bardzo dramatyczny. Oglądający go kibice zapewne do dziś pamiętają niesamowitą obronę nogą Mariusza Wlazłego i błąd niemieckiego zawodnika, który pozwolił nam wyjść na prowadzenie w meczu 2:0. Trzeciego seta wygrali przeciwnicy, lecz w czwartym Polska była znów lepsza i o złoto miała zagrać z Brazylią, walczącą o czwarty tytuł z rzędu.

Finał dla naszej drużyny zaczął się po prostu źle (18:25), ale trzy kolejne partie Biało-Czerwoni rozstrzygnęli na swoją korzyść (3:1). Znakomicie zagrał Mateusz Mika, który zdobył 22 punkty. Dziś nie ma go w kadrze, co jest z pewnością wielką stratą. Mariusz Wlazły dołożył w meczu o złoty medal 14 punktów, grał swoją najlepszą siatkówkę w karierze. A rekonwalescent i kapitan Michał Winiarski - 13 punktów i przyjęcie zagrywki... w punkt.

Po 40 latach Polska znów była najlepszą siatkarską drużyną na świecie. MVP turnieju został oczywiście Mariusz Wlazły, wybrany też najlepszym atakującym turnieju. W drużynie gwiazd znalazł się też środkowy Karol Kłos. Ale dla nas cała drużyna to były gwiazdy, bez wyjątku, bo każdy dołożył cegiełkę do złotego medalu. Po ośmiu latach w kadrze został już tylko duet Karol Kłos i Paweł Zatorski. Michał Winiarski, Krzysztof Ignaczak, Marcin Możdżonek i Paweł Zagumny zakończyli kariery.

Piotr Nowakowski, Dawid Konarski, Michał Kubiak i Fabian Drzyzga grali w drużynie narodowej jeszcze do zeszłego roku, dopiero trener Nikola Grbić odstawił ich na boczny tor. A Andrzej Wrona, Mariusz Wlazły, Mateusz Mika i Rafał Buszek grają tylko w klubach. Trener Stephane Antiga prowadzi żeńską ekipę Developresu SkyRes Rzeszów, a drugi trener Philippe Blain został selekcjonerem Japończyków. Ich asystent Wojciech Janas pracuje w Iranie. A następcy niedawno zdobyli - z Kłosem i Zatorskim w składzie - srebrny medal MŚ.