Nauczyciele uciekają z oświaty. Kuratoria codzienie publikują setki ogłoszeń o pracę
- Mimo upływu miesiąca od rozpoczęcia nowego roku szkolnego, na stronach kuratoriów wiszą tysiące ogłoszeń z propozycją pracy dla nauczycieli
- Brakuje nauczycieli przedmiotowych, ale potężne braki odczuwają także przedszkola
- Poruszenie na rynku pracy wśród nauczycieli i chęć zmiany przez nich branży, dostrzegają także eksperci
Nauczycieli brakuje nie tylko w podstawówkach, ale też liceach oraz technikach. Ofert pracy dla matematyków czy polonistów są w skali kraju tysiące, ale nie brakuje również anonsów dotyczących przedstawicieli innych profesji nauczycielskich. Te publikują kuratoria oświaty.
Bardzo źle jest również w przedszkolach. W samym Mazowieckiem od września pojawiło się około 180 ofert pracy dla nauczycieli w przedszkolach i zerówkach, a niemal identyczna sytuacja ma miejsce w pozostałych województwach.
Na zebraniu z rodzicami dyrektorzy proszą, żeby informację o brakach kadrowych rozpowszechniać wśród znajomych. Może akurat ktoś się znajdzie. Zatrudniają nawet na ułamek etatu, byle tylko mieć kim łatać kadrowe dziury.
Katarzyna Jamróz, dyrektorka przeszkola "Niezapominajka" we Wrocławiu mówi, że takiego roku jak aktualny jeszcze nie było.
– W dalszym ciągu jest 6 wakatów, a w gronie nauczycielek mamy panią, która przychodzi dwa razy w tygodniu na kilka godzin. Nawet taki model jest dla naszej placówki ratunkiem, by pozostali nauczyciele nie musieli pracować na dwie zmiany – tłumaczy dyrektorka.
Nauczyciele szukają pracy poza szkołą
Nauczyciele nie tylko migrują między placówkami, ale coraz częściej w ogóle odchodzą z zawodu.
Aż 87 proc. z niemal 4,4 tys. badanych pracowników oświaty przyznało, że w ich szkole są nauczyciele, którzy od września tego roku rezygnują z pracy w oświacie lub odchodzą na emeryturę. Jedynie 13 proc. twierdziło, że ich placówki ten problem nie dotyczy lub nie mają takich informacji, wynika z ankiety „Głosu Nauczycielskiego”.
Pod koniec ubiegłego roku szkolnego, co piąty badany nauczyciel (19 proc.) deklarował, że w wakacje będzie szukał innej pracy. 23 proc. przyznało, że podejmie w wakacje dodatkową pracę, żeby sobie dorobić.
Nauczyciele są specjalistami w określonych dziedzinach, stąd często bez problemu są w stanie znaleźć pracę poza szkołą w sektorach zbieżnych z nauczaną profesją, a także otwierają własne działalności edukacyjne.
Wśród nich są korepetycje. – Przez niski poziom edukacji w szkołach, spowodowany brakiem konkurencji na rynku i zatrudnianiem wszystkich, którzy tylko mają uprawnienia i chcą pracować, korepetycje są koniecznością – mówi Anna, polonistka ze Śląska, która w szkole zostawiła sobie tylko ułamek etatu. Jak tłumaczy, dzięki temu ma opłacone składki. Na życie zarabia, przygotowując licealistów do matury.
Nauczyciel zmienia branżę
Zainteresowanie zmianą kwalifikacji przez grupę zawodową, jaką są nauczyciele, dostrzegają także agencje pracy.
– Obecnie w sektorze edukacji obserwujemy sytuację podobną do tej, która w wyniku pandemii dotknęła branżę HoReCa. Nauczyciele odchodzą z pracy i zaczynają się przebranżawiać, a na ich miejsce nie chcą przyjść kolejni.
Różnica jest taka, że – jeśli chodzi o HoReCa – część stanowisk nie wymagała kwalifikacji i braki kadrowe udało się w pewnym stopniu uzupełniać osobami do przyuczenia, również dzięki obcokrajowcom szukającym etatu w Polsce. Niestety w edukacji pula dostępnych kandydatów nie jest aż tak elastyczna, nie można posiłkować się osobami bez kwalifikacji i liczyć, że podejmą pracę po krótkim szkoleniu – mówi cytowana przez Portal Samorządowy Magda Dąbrowska, wiceprezes Grupy Progres.
Nauczyciele u progu protestu
Choć rząd regularnie chwali się podwyżkami dla nauczycieli, na optymizm z tym związany nie wskazują nastroje w oświacie. 20 września padły kolejne groźby strajkowe ze strony ZNP, a w październiku w Warszawie ma powstać edukacyjne miasteczko.
Prezes największego nauczycielskiego związku, Sławomir Broniarz mówi, że jego celem ma być kampania informacyjna adresowana do polityków, rodziców, samorządów i nauczycieli.
Broniarz zaznaczył, że zrzeszeni w ZNP nauczyciele będą informowali o przyczynach akcji protestacyjnej i "bardzo złej sytuacji, jaka ma miejsce w oświacie".
– To nie jest wyłącznie problem wynagrodzeń i braku nauczycieli, to jest naszym zdaniem sprawa, która dotyczy treści edukacyjnych, zadań spoczywających na szkole – wyjaśnił Sławomir Broniarz i dodał, że niewykluczony jest również strajk nauczycieli, ale nie odbędzie się on ani w październiku, ani w listopadzie.
Podwyżki dla nauczycieli to fikcja
Niezmiennie problemem są kwestie finansowe. Ostatnio sieć obiegł wpis, w którym internauta zwraca uwagę, że szumnie ogłoszona przez MEiN podwyżka pensji o 4.4 proc. to "nieśmieszny żart" i "splunięcie w twarz".
Głosy nauczycieli w swoim stylu gasi minister Przemysław Czarnek, który wyliczył:
"11 mld zł większa subwencja oświatowa od 1 stycznia 2023 roku, łącznie o 24 mld więcej niż za PO-PSL. 1240 i 814 zł łącznej podwyżki dla najmniej i najlepiej zarabiających od 1 stycznia, łącznie blisko 80 proc. i 50 proc. więcej niż za PO-PSL. 5,2 mld zł inwestycji w infrastrukturę edukacyjną i blisko 5 mld zł inwestycji informatycznych, w tym ponad 1 mld zł na Laboratoria Przyszłości – nowoczesny sprzęt w każdej szkole" - wyliczał w serii wpisów.
Czarnek wspomniał również o debiurokratyzacji i uproszczeniu awansu zawodowego, o 140 mln zł na wycieczki z programu "Poznaj Polskę", a także o 160 mln zł inwestycji w szkoły niesamorządowe i stowarzyszenia edukacyjne.
Na zakończenie Przemysław Czarnek w swoim stylu zapytał ZNP: "Szanowne ZNP i Panie Broniarz, która z tych pozycji to 'bardzo zła sytuacja' i gdzie byliście przed 2016 rokiem? Na whisky?".
Ad vocem odpowiadają nauczyciele, którzy informują, że propozycje podwyżek dla nauczycieli zaserwowane przez MEiN nie dorastają nawet do 1/3 poziomu inflacji.