Mistrzynie olimpijskie nie miały szans. Sensacyjny triumf Biało-Czerwonych w MŚ
Trzy wygrane mecze i trzy porażki. Taki bilans wypracowała polska kadra w finałach tegorocznych MŚ. Po serii wygranych przyszły porażki i słabsza gra, a awans do ćwierćfinału zaczął się wymykać siatkarkom Stefano Lavariniego. W środę nasz zespół miał znakomitą okazję, by się przełamać i sprawić wielką sensację, bo w takich kategoriach trzeba traktować wygraną z Amerykankami, mistrzyniami olimpijskimi z Tokio. Ale nie było wyjścia.
W drodze do ósemki trzeba było szukać punktów i wygranych, więc w Atlas Arenie w Łodzi nasz zespół wyszedł na parkiet naładowany energią i wolą wygranej. Ale po drugiej stronie siatki była drużyna kompletna, która otworzyła pojedynek od prowadzenia 4:0 i całkowitej dominacji na parkiecie. Szybko otrząsnęły się jednak ze złych emocji nasze siatkarki i zaczęły odpowiadać Amerykankom w ataku (4:7). Niestety, tylko na chwilę.
Przez cały czas siła sportowych argumentów była po stronie Amerykanek, które bez litości punktowały nas na siatce. Ale do czasu. Biało-Czerwone zaskoczyły blokiem, od stanu 13:16 zaczęły naciskać na rywalki zagrywką i nagle zrobiło się 18:17 dla Polski. A rywalki zaczęły popełniać błędy, grać nerwowo i nierówno. A siatkarki Stefano Lavariniego wyszły na prowadzenie 21:19, by w końcówce partii zachować zimną krew i wygrać seta 25:23.
To była kapitalna chwila dla naszej drużyny, ale też w secie drugim nie brakowało równie pięknych. Nasze dziewczyny blokowały, zagrywały kąśliwie i trafiały w ataku, w czym prym wiodły Magdalena Stysiak oraz Olivia Różański (8:3). Amerykanki zupełnie nie radziły sobie z naszą grą, popełniały zatrzęsienie błędów i krok po kroku traciły kontrolę nad meczem (7:14).
Takiej okazji nie wolno było zmarnować, bo wygrana z mistrzynami olimpijskimi nie zdarza się przecież często. Niestety przydarzył się nam przestój, do tego znów nie popisali się sędziowie i Amerykanki zaczęły szybko odrabiać straty (14:16). Trener Stefano Lavarini eksplodował, dostał kartkę i nie mógł pojąć, czemu znów krzywdzi się nasz zespół. Ale na parkiecie nie było czasu na protesty, Polki cały czas prowadziły (20:18) i wygrały seta po znakomitej końcówce 25:20.
Do pełni szczęścia brakowało jeszcze jednej wygranej partii, więc w secie trzecim Biało-Czerwone ruszyły do ryalizacji z wielkim animuszem. Naciskały zagrywką, blokowały i trafiały w ataku (8:3). a mistrzynie olimpijskie cały czas były na musiku i musiały odrabiać straty (8:11). Polskie siatkarki nie odpuszczały im nawet na krok, nawet na jeden punkt. Ten mecz był chyba przełomowy dla naszej drużyny, która szła po triumf jak po swoje (16:13).
W samej końcówce spotkania widzieliśmy pewny, ofensywny i bardzo skuteczny zespół. W ataku, na zagrywce, w defensywie. Dosłownie w każdym elemencie. Trener Stefano Lavarini wykonał świetną pracę i dał drużynie niezbędne narzędzia, by mogła ograć potęgę. I tak się faktycznie stało, Amerykanki nie były w stanie odwrócić losów meczu. A ataki Magdy Stysiak i Olivii Różański zrobiły różnicę. Tak samo jak nasz blok, bo w to nim zdobyliśmy dwa ostatnie punkty w meczu (25:18).
Polska - USA 3:0 (25:23, 25:20, 25:18) Sędziowali: Ziling Wang (Chiny), Luis Gerardo Macias (Meksyk) Widzów: ok. 5000
Przebieg meczu:
- I set: 4:8, 9:12, 13:16, 20:19, 25:23
- II set: 8:3, 12:6, 16:12, 20:18, 25:20
- III set: 8:3, 12:9, 16:12, 20:15, 25:18
Polska: Joanna Wołosz, Magdalena Stysiak, Zuzanna Górecka, Olivia Różański, Kamila Witkowska, Agnieszka Korneluk, Maria Stenzel (libero) oraz Weronika Szlagowska
USA: Jordyn Poulter, Kelsey Robinson, Andrea Drews, Alexandra Frantti, Haleigh Washington, Chiaka Ogbogu, Justine Wong-Orantes (libero) oraz Lauren Carlini, Danielle Cuttino, Sarah Wilhite, Kara Bajema.