Ten telefon ratuje życie. "To poruszające, gdy słyszę ulgę w głosie dziecka, bo zostało wysłuchane"
Czy ten telefon bywa telefonem ostatniej szansy?
Trudno mi o tym mówić, ponieważ nie chciałabym, by telefon był kojarzony tylko z trudnymi decyzjami – dzieci mogą do nas dzwonić w każdym momencie, z każdą sprawą.
Oczywiście, jeżeli wiemy, że życie dziecka jest zagrożone, podejmujemy odpowiednie kroki i wzywamy służby. Są to interwencje ratujące zdrowie i życie dzieci. Gdy je podejmujemy, dzieci o tym wiedzą.
W lipcu mieliśmy 73 takie interwencje, w sierpniu 77, a we wrześniu 60. W każdym miesiącu prowadzimy średnio 5000 rozmów telefonicznych, odpowiadamy na 730 wiadomości i średnio 2-3 razy na dobę interweniujemy w sytuacji zagrożenia życia lub zdrowia dziecka. Zatem nie jest to telefon ostatniej szansy, choć każdej doby bywa telefonem ratującym życie.
Oznacza to, że codziennie 3 dzieci chce odebrać sobie życie, a przecież mówimy tylko o tych, które dzwonią...
Niestety nie jesteśmy w stanie odebrać wszystkich połączeń, bo konsultantów i konsultantek jest zbyt mało, żeby odpowiedzieć na potrzeby wszystkich dzwoniących dzieci. Zatem nie dowiemy się, o czym chcieli porozmawiać ci, którym nie udało się dodzwonić.
Wiemy z danych i rozmów, że z roku na rok liczba samobójstw wśród dzieci i młodzieży rośnie, a prób samobójczych jest nieporównywalnie więcej. Zdarza się, że słyszę "próbowałam już 5 razy, ale nikt o tym nie wie" i to mówi więcej niż niejedna statystyka.
Młodzi ludzie dzwonią do nas tuż przed próbą samobójczą – są zdeterminowani i chcą odebrać sobie życie – lub w jej trakcie albo chwilę po tym, jak tę próbę podjęli. Właśnie w takich momentach interweniujemy.
Rozmów o myślach samobójczych jest dużo więcej. Niestety można powiedzieć, że myśli samobójcze to nasz chleb powszedni, co świadczy o naprawdę złej kondycji psychicznej dzieci.
Dlaczego dzieci to robią?
W momencie, gdy dziecko próbuje odebrać sobie życie, przyczyna nie jest dla nas istotna. W takiej chwili schodzi to na dalszy plan, bo najważniejsze jest bezpieczeństwo dziecka tu i teraz. Czasem do tej decyzji popycha dziecko jakiś impuls, coś, co zdarzyło się chwilę wcześniej. Ale czasem jest to przemyślana decyzja - są dzieci, które planują, jak i kiedy to zrobią, wyznaczają sobie datę.
Trudno mówić o jednej przyczynie odebrania sobie życia, bo to całe spektrum. Nie ma jednego czynnika, odpowiadającego za tę sytuację. Myślę jednak, że dużym problemem jest samotność tych dzieci.
A dlaczego człowiek w ogóle chce odebrać sobie życie? Bo bardzo cierpi i nie widzi innych możliwości na zmianę swojego stanu i sytuacji.
Czy cierpi z jednego powodu? Można by przecież powiedzieć, że jeśli dziecko np. choruje na depresję, to depresja, jako choroba, może "generować" różne myśli. Ale skąd się bierze depresja? I tu znowu jest wiele czynników, zarówno genetycznych, biologicznych, jak i środowiskowych.
Jakie dzieci dzwonią? Niektórzy myślą, że problemy mają dzieci z patologicznych rodzin.
Zależy, co ma pani na myśli, mówiąc patologia. Patologiczną można też nazwać rodzinę, w której rodzice nie mają czasu dla dziecka. Taka sytuacja nie powinna się zdarzać, ale rzeczywiście rodzice mogą być po prostu zapracowani i bywają nieobecni. Nieobecni nie ciałem, tylko niedostępni emocjonalnie, zamykający oczy na problemy dziecka, umniejszający albo nadopiekuńczy i kontrolujący.
Zapewniają dziecku dobrą, prywatną szkołę, przeróżne zajęcia pozalekcyjne. Dziecko na przykład ma świetny komputer i wspaniale wyposażony pokój, jeździ na wakacje kilka razy w roku, ale jest w tym wszystkim samotne i zagubione. Cierpi i jest odizolowane od kontaktu, bliskości, zrozumienia i akceptacji rodziców.
Poza tym wiemy nie od dziś, że rodzic, który stosuje przemoc, może być lekarzem, ekspedientem, prawnikiem, psychologiem czy budowlańcem. Nie ma reguły zawodowo-społecznej. Nie ma też znaczenia płeć.
Jeśli mówimy o samotności, słyszałam, że są i telefony, takie rozmowy, gdy np. nastolatki opowiadają o tym, jaką mają sukienkę na studniówkę. Nie mają z kim się tym podzielić...
Statystycznie głównym tematem naszych rozmów jest zdrowie psychiczne, później są to relacje rówieśnicze i rodzina. Oczywiście to wszystko się przenika. Jednak rzeczywiście bywa i tak, że dzieci opowiadają o swojej codzienności nam konsultantom i konsultantkom, bo nie mają komu.
Mają znajomych, ale nie poruszają z nimi wszystkich tematów. Rozmawiają z rodzicami, ale te rozmowy są powierzchowne, dotyczą jedynie organizacji życia codziennego. Bywa, że dzieci nam mówią, że nie chcą opowiadać rodzicom o swoich trudnościach, bo nie chcą dodatkowo ich obciążać, bo widzą, że rodzice są zmęczeni i mają swoje własne problemy. Pamiętajmy, że jesteśmy w dobie kolejnego kryzysu, mieliśmy pandemię, mamy wojnę, mamy trudną i niepewną sytuację gospodarczą i ekonomiczną.
To obciąża i dorosłych i dzieci. Z tym że my dorośli mamy więcej zasobów i możliwości, by sobie z tym poradzić. Odpowiadamy za młodych ludzi.
Z czym jeszcze dzwonią dzieci?
Dzieci dzwonią ze wszystkim. Każde dziecko jest ważne i to, co mówi, jest ważne. My jesteśmy dla niego i go słuchamy. Przerażające jest to, że wiele dzieci mówi, że nie wie, czy jego/jej problem jest na tyle istotny, żeby w ogóle dzwonić. Dzieci czasem podkreślają, że chcą po prostu porozmawiać, wygadać się. Inne patrzą na pomoc telefoniczną, jako na coś ostatecznego.
Dzieci też dzwonią, kiedy czują, że coś się dzieje, gdy mają jakiś problem. Niektóre tematy mogą wydawać się nam dorosłym błahe, np. kłótnia z przyjacielem, pierwsze zakochanie, strach przed 5 sprawdzianem w tygodniu, czy zmęczenie szkołą. Ci młodzi ludzie, którzy dzwonią do telefonu zaufania 116 111, nie mają kogo o to zapytać, nie mają z kim się tym podzielić.
A konflikty rówieśnicze, nękanie, nie chcą powiedzieć o tym komuś ze swojego otoczenia, bo boją się, że ktoś uzna ich za donosicieli?
Mówiąc dziecięcym językiem, nie chcą być konfidentami. Takiego określenia używają, by opisać kogoś, kto donosi w swojej lub kogoś innego obronie. My pokazujemy dzieciom, że są pewne granice, że zgłaszanie takich spraw nie jest donoszeniem, a wręcz koniecznością, by zadbać o bezpieczeństwo. Wspólnie szukamy rozwiązań, jak to zrobić najlepiej.
Przemoc rówieśnicza w porównaniu do przemocy, której doświadczali dzisiejsi 30, 40-latkowie, ma inny wymiar – nie kończy się w szkole. My, jeśli doświadczaliśmy przemocy rówieśniczej, byliśmy w stanie od niej uciec. Mogliśmy iść do innego środowiska, mogliśmy zamknąć się w domu, pójść na inne osiedle, a dziś ta przemoc ze świata realnego przenosi się do świata wirtualnego.
Dzieciaki wracają ze szkoły, otwierają komputer lub zaglądają w telefon, a tam dalej są wykluczane, są wyzywane, krzywdzone, czyli dzieje się to samo, co w szkole. Czasem nie mają komu o tym powiedzieć albo jak już powiedzą, to nie ma reakcji lub pojawia się taka, która nie daje ulgi i nic nie zmienia. Czasem są wręcz obwiniane za to, że to one doświadczają przemocy. Rodzice nie zawsze orientują się w tym, co dzieje się z ich dzieckiem również w wirtualnym świecie.
A dziecko myśli, jak tu się przyznać rodzicowi, że o 1 w nocy dostałem mema na swój temat albo że rozmawiałem z kimś, z kim nie powinienem rozmawiać? Jak powiedzieć, że z kimś się spotkałem albo coś wysłałem i ta osoba czegoś teraz ode mnie chce, a jest to osoba, którą poznałem na forum, na które nie powinienem był wchodzić? Tu oczywiście wchodzimy w kolejny aspekt, jakiegoś nadużycia, wykorzystania.
Szkoła nie pomoże w przypadku przemocy rówieśniczej?
Niestety, szkoły często zaczynają interesować się przemocą rówieśniczą, nękaniem, kiedy to już się zadziało i wtedy jest dużo trudniej. Nie ma profilaktyki albo jest powierzchowna. Dzieci nie uczy się rozwiązywania konfliktów, reagowania na krzywdę, rozmawiania. Nie uczy się mówić o emocjach, nie uczy się akceptacji. Szkoła skupia się na czymś innym, a czasem wręcz tworzy warunki, w których do krzywdzenia dochodzi szybciej.
A dzieci tak bardzo potrzebują akceptacji...
Jest to kluczowe dla ich rozwoju i naturalne, że dzieci, zwłaszcza nastolatkowie szukają akceptacji rówieśników, a "odsuwają się" od rodziców. Jeśli nie spotykają się z nią w grupie, do której chcą należeć, z którą chcą się utożsamiać, to jest im bardzo trudno.
Wbrew pozorom tutaj internet przychodzi im z pomocą. W przestrzeni wirtualnej bardzo często mogą znaleźć przyjaciół, których nie mają w szkole. To jest niewątpliwy plus internetu. Pandemia pokazała, że dzięki temu dzieciaki jakkolwiek miały ze sobą kontakt, a te bardziej lękowe społecznie mogły nawiązać relacje, które miały szanse przenieść się do świata realnego.
Fundacja Dajemy Dzieciom Siłę od lat zajmuje się też ochroną dzieci przed przemocą i wykorzystaniem seksualnym. Rozumiem, że takich wyznań w trakcie rozmów też nie brakuje. Najczęściej krzywdzi ktoś z bliskiego otoczenia?
Większość przypadków wykorzystywania seksualnego dzieci ma miejsce w ich domu. 80-95 proc. sprawców wykorzystywania seksualnego dzieci to osoby z bliskiego otoczenia dziecka. Często są to członkowie rodziny, sąsiedzi lub bliscy znajomi rodziców. Dopuszczają się tego zarówno kobiety, jak i mężczyźni – jednak statystycznie częściej mężczyźni.
Dzieci boją się, że nikt im w domu nie uwierzy?
Czasami nikt im nie wierzy... Dzieci nie rozumieją tego mechanizmu, bo nie zostały nauczone tego, że dorosłemu można odmówić, wcześniej jego "nie" nie było respektowane. Poza tym sprawca przemocy jest w stanie manipulować takim dzieckiem, więc jest to owiane tajemnicą i wtłacza w poczucie winy. A jeśli tym człowiekiem jest ktoś bliski, to otoczeniu trudno jest uwierzyć, że coś takiego się dzieje, nawet jeśli dziecko to zgłasza.
Dziecko może tego nie powiedzieć wprost, a jeśli zbagatelizujemy jego słowa czy sygnały, to może zamknąć się jeszcze bardziej. Zwłaszcza że ono zwykle słyszy od sprawcy, żeby nikomu nie mówiło, że to tajemnica.
Wykorzystywanie seksualne dzieci to duży problem społeczny, którym nasza fundacja zajmuje się kompleksowo – zarówno w zakresie profilaktyki, jak i pomocy bezpośredniej dzieciom, które tego doświadczyły. W telefonie spotykamy się też z rówieśniczą przemocą seksualną.
Pamiętajmy, że wykorzystanie seksualne to kwestia nie tylko niechcianego dotyku, ale też komentarzy, żartów, czy oglądania z dzieckiem pornografii.
Czy dzieci w takich sytuacjach bywają zagubione i same nie wiedzą, czy stało się coś złego, choć czują to?
Nasza rozmowa w 116111 jest towarzyszeniem dziecku. Nazywamy pewne rzeczy. Jeśli dziecko mówi, że coś się stało, to wyjaśniamy, że doświadczyło przemocy, że nikt nie powinien go krzywdzić, że to nie miało się prawa wydarzyć i że to wina sprawcy, a nie dziecka.
Natomiast zawsze robimy to z delikatnością i ostrożnością. Dziecko czasami opowiada o tym, co działo się bardzo dawno, a czasem mówi o zeszłej nocy.
Bywa, że szukając rozwiązań wspólnie z dzieckiem, gdy sytuacja jest dla niego zagrażająca, kontaktujemy się z rodzicem dziecka, szkołą lub z osobami, które mogą podjąć odpowiednie działania, aby zapewnić dziecku bezpieczeństwo.
Ale wtedy dziecko musi powiedzieć o sobie więcej. Już nie jest anonimowe.
Tak, ale tylko jeśli jest na to gotowe. Zależy nam na tym, by dziecko czuło się mocne i by samo podjęło jakieś działania. Gdy sytuacja jest niebezpieczna i dziecko potrzebuje "popchnięcia" sprawy i powie nam na przykład, do jakiej szkoły chodzi, to za jego zgodą kontaktujemy się z właściwą osobą.
Czasami dziecko chce pomocy szkolnego psychologa, ale okazuje się, że nie ma go już w gabinecie, gdy dziecko skończyło lekcje, a dyżur ma tylko raz w tygodniu. Albo dziecko próbuje w trakcie zajęć i zderza się z zamkniętymi drzwiami. W takich sytuacjach może się zniechęcić, by dalej szukać wsparcia.
Bywa, że dzieci dzwonią raz na kilka dni?
Kontakt jest poufny i anonimowy. W telefonie zaufania pracuje wiele konsultantów i konsultantek, więc to nie jest tak, że dziecko dzwoni zawsze o konkretnej godzinie i wie, że trafi na tę samą panią czy tego samego pana. Choć zdarza się, że dzieci mówią, że dzwoniły wczoraj, przedwczoraj i opowiadają o tym, co udało się zrobić, a czego jeszcze nie.
Co ważne, my nie wyręczamy dzieci. Wspieramy je, wzmacniamy, żeby w swoim środowisku znalazły pomoc. Jeśli dziecko chce i jest gotowe, to razem z nim poszukujemy rozwiązań. Kontakt z nami nie jest kontaktem terapeutycznym. Czasami dzwonią do nas dzieci będące w terapii, będące pod opieką specjalistów, a my nie chcemy wchodzić w proces terapeutyczny, żeby go nie zaburzyć. Działamy raczej w trybie "tu i teraz".
Naszym celem jest pomóc dziecku. Chcemy, żeby ono uwierzyło w swoje siły i mogło sobie poradzić w swoim środowisku. Dzieci mogą dzwonić i rozmawiać z nami codziennie, natomiast nie jesteśmy z tym dzieckiem na co dzień, a ono potrzebuje właśnie kogoś takiego, kto będzie obok i będzie dla niego wsparciem.
Jak rozmawiać z dzieckiem?
Słuchać z uważnością, bo słuchać i słyszeć to, co innego. My, będąc w kontakcie z dzieckiem, jesteśmy w danym momencie dla niego i tylko dla niego. Słuchamy, reagujemy, akceptujemy i szanujemy je, niezależnie, z czym dzwoni. Nieważne czy ma 9 lat, czy 17, dla nas to jest człowiek. Człowiek, któremu wierzymy, którego słów nie podważamy i ze zrozumieniem podchodzimy do tego, co czuje. To jest prawda tych dzieci i jest ona dla nas ważna.
Nazywamy problem, pomagamy, ale nie na zasadzie "cioci dobrej rady", czyli wiemy, co będzie dla ciebie najlepsze, bo swoje przeżyliśmy. Nie wiemy, bo to jest życie tego dziecka. Ono opowiada nam swoją historię. Nawet jeśli wysłuchaliśmy tysiące opowieści, to każda z nich jest inna, bo każdy jest inną osobą.
Te opowieści zostają z panią? Wydaje się to bardzo trudne.
Wszystkie zawody pomocowe są trudne. Skłamałabym, gdybym powiedziała, że jest to taka praca, że wchodzę do domu i zapominam. Pomimo doświadczania i umiejętności radzenia sobie z własnymi emocjami, to na jakimś poziomie pewne rzeczy we mnie zostają.
To, co ważne, to to, że pracujemy w zespole i jeśli coś mnie dotknie w rozmowie albo poruszy, to mam obok koleżankę, z którą mogę zrobić taką szybką interwizję po skończeniu rozmowy. Mamy też superwizję, a to jest ważny element pracy każdego pomocowca, psychologa, terapeuty, profesjonalnego coacha.
Przechodzimy wiele szkoleń. Na początku pracy byłam bardzo zaskoczona tym, jak fundacja rekrutuje, jak szkoli ludzi do telefonu zaufania. Każdy z nas ma świadomość swoich granic, wie, kiedy musi odpocząć, złapać równowagę i w jaki sposób poradzić sobie indywidualnie z doświadczeniami w pracy.
Jest jakaś rozmowa, która została z panią?
Tak, ale nie chcę jej przywoływać, bo naruszyłabym prywatność młodej osoby i anonimowość naszego kontaktu.
Myślę o rozmowach, gdy dzieci pokazują, że tak dużo zrobiły, a system zawiódł, że my dorośli zawiedliśmy, że starały się, a ktoś je zbagatelizował. Chciałabym, żeby dzieci były przekonane, że zawsze otrzymają pomoc. Do nas dzwonią i piszą, bo nie zapominajmy, że mamy kanał wiadomościowy. Uzupełniamy lukę w systemie pomocy psychologicznej, ale ona jest bardzo duża, niestety.
Na pewno poruszają mnie wszystkie te rozmowy, kiedy dziecko dziękuje, bo np. było w trudnej sytuacji i nie wierzyło, że coś się zmieni, ale podjęło działania po kontakcie z nami i okazało się, że jego życie poszło do przodu. To jest bardzo ważne dla nas konsultantów i konsultantek. Dzielimy się takimi historiami, oczywiście anonimowo.
Poruszające są wszystkie te rozmowy, kiedy czuję, że dziecko zadzwoniło z jakimś trudem i kiedy w którejś minucie bardzo się otworzyło – bo zaufało – a później poczuło jakąkolwiek ulgę. Słyszę to, bo albo samo mi o tym mówi, albo słyszę wytchnienie w głosie, słyszę lekkość. Wiem, że coś tak prostego – czas i wysłuchanie – pomogło.
Oczywiście nie wiem, co będzie, jak odłoży słuchawkę. Natomiast na tu i teraz czuję, że coś takiego się zadziało, że dziecko stwierdza, że teraz pójdzie posłuchać muzyki albo położy się już spać, choć nie spało od kilku dni.