Ależ to był horror! Triumf polskich siatkarek, który na zawsze przejdzie do historii
- Polskie siatkarki są o krok od ćwierćfinału mistrzostw świata 2022
- Biało-Czerwone po horrorze ograły w Łodzi reprezentację Kanady
- Nasz zespół był już w bardzo trudnej sytuacji, ale zdołał odwrócić mecz
Polskie siatkarki miały w tegorocznych mistrzostwach świata serię wygranych trzech meczów, potem zaliczyły dołek i serię trzech porażek, aż przyszedł przełomowy mecz z USA i kapitalne zwycięstwo w Atlas Arenie 3:0. Biało-Czerwone nagle znalazły się przed szansą na ćwierćfinał MŚ, co nie zdarzyło się naszej drużynie od 60 lat. Ale żeby znaleźć się w najlepszej ósemce, trzeba było w piątek ograć bardzo groźną Kanadę.
Trener Stefano Lavarini przestrzegał, że Klonowe Liście mają za sobą wielki postęp i że nie są byle rywalem do ogrania. Ale też przyznał, że nasza drużyna znów złapała wiatr w żagle. - Jesteśmy w stanie grać na wysokim poziomie i zapracować na zwycięstwo z tak mocnym rywalem, jak reprezentacja USA. Czy to może być dla nas punkt zwrotny w MŚ? Mam taką nadzieję - mówił nam włoski selekcjoner.
Początek meczu z Kanadą pokazał, że włoski selekcjoner miał rację i to rywalki szybko zbudowały prowadzenie 5:2. A nasz zespół długo wchodził na swój wysoki poziom, ale wreszcie mocną zagrywką i blokiem udało sie nam doprowadzić do remisu 7:7. Ale to był dopiero początek świetnej gry, bo Kanadyjki zupełnie pogubiły się w ataku, a polska kadra zadawała cios za ciosem i uciekała (12:9).
Pierwszego seta nasz zespół po prostu zdominował, nie pozwolił ekipie z Ameryki Północnej na zbyt wiele, a sam zadawał ciosy i kontrolował grę. Olivia Różański i Magdalena Stysiak robiły swoje na skrzydłach, Joanna Wołosz rozgrywała szybko i dokładnie, a środkowe raz za razem trafiały aż miło (16:10, 20:15). Wreszcie na lewej flance świetnie trafiła Zuzanna Górecka, poprawiła w bloku Agnieszka Korneluk i mieliśmy seta pierwszego (25:18).
W drugim niestety nasz zespół nieco sobie przysnął, co zaraz wykorzystały Kanadyjki i odskoczyły na prowadzenie 9:5. Ale Biało-Czerwone szybko zostały przebudzone przez naszego włoskiego selekcjonera, ruszyły w pościg, ale dobre akcje przeplatały błędami i wciąż traciły kilka punktów (10:14). Wreszcie coś zaskoczyło w naszej grze, w ataku trafiały Magda Stysiak i Olivia Różański, zaczął się pościg punktowy (12:14).
Biało-Czerwone grały bardzo nierówno, nie mogły poradzić sobie z zagrywką rywalek i nie kończyły ataków w pierwszej akcji. To wystarczyło, by Kanada miała komfortową przewagę (20:14), a nasz zespół popełniał błąd za błędem. I to właśnie tych prostych błędów możemy żałować najbardziej, bo w końcówce zabrakło kilku punktów, by uratować seta. Ale stało się inaczej, Kiera Van Ryk dała swojej drużynie prowadzenie 25:19 i remis w meczu.
I znów nasz zespół musiał pracować ciężko na zwycięstwo w meczu. A gra zupełnie się nie kleiła, mnożyły się błędy, a punkty przychodziły bardzo, ale to bardzo ciężko (6:9, 8:12). Wreszcie ten kryzysowy moment chciał przełamać nasz selekcjoner Stefano Lavarini, poprosił o przerwę i długo przemawiał. Korygował. Motywował. Ale nasz zespół zupełnie się rozsypał i nie był w stanie grać na swoim poziomie (10:17).
W końcówce partii trzeciej miał być pościg za Kanadą, ale było solidne siatkarskie lanie. I to takie, którego nikt się nie miał prawa spodziewać. Rywalki nas ogrywały z wielką łatwością, zrobiło się nawet 21:11 i zamiast walki o ćwierćfinał, musieliśmy walczyć o pozostanie w turnieju. Niestety, wszystko układało się bardzo źle. A Klonowe Liście partię trzecią wygrały 25:1 i miały przed sobą historyczną szansą na zwycięstwo w Łodzi.
Biało-Czerwone znów walczyły o życie i pozostanie w turnieju. I wreszcie coś zaskoczyło, coś zadziałało i od stanu 4:6 zaczęliśmy grać naszą siatkówkę. Magda Stysiak trafiała w ataku, Zuzanna Górecka dorzuciła serwis, zaraz zrobiło się pięknie (11:8). A zagrywała aż sześć razy i nasz zespół, nakręcony do walki oraz skuteczny, już prowadził 12:8. Wszystko zmieniło się zatem jak w kalejdoskopie. A potem zaczął się wspaniały mecz.
Kanadyjki nie oddawały pola, nasz zespół naciskał i zrobiło się nam wspaniałe meczycho, w którym nasz zespół szedł po remis i szansę na zwycięstwo w partii piątej (18:15). Udało się nam złamać rywalki, zmusić bo błędów i pokonać po wspaniałej walce (21:17). Ostatnią piłkę w secie wyszarpaliśmy jednak po horrorze. Kanada nas doścignęła, Kanada grała o swoje marzenia i było już 23:23. Wówczas Olivia Różański podbiła kluczową piłkę, a Magda Stysiak skończyła atak, a potem rywalki popełniły błąd.
Piąty set i drugie życie dla naszej drużyny. Tej okazji już nie dało się zmarnować, więc nasz zespół dosłownie rzucił się na przeciwniczki. Polki zasypały rywalki serią kapitalnych zagrywek, atakowały i blokowały, by wygrać fantastycznie 15:5. A także zrobić milowy krok w stronę ćwierćfinału MŚ, na który czekamy już 60 lat. Ależ to był horror, ależ końcówka. I wspaniałe zwycięstwo. Kolejne dla Biało-Czerwonych.
W sobotę czeka nas ostatni mecz w drugiej fazie grupowej i ten mecz trzeba wygrać. Biało-Czerwone zagrają z Niemkami, czy drużyną prowadzoną przez Vitala Heynena. Belg z pewnością nie będzie dla nas miał taryfy ulgowej, ale o triumf i awans do ósemki musimy się postarać samodzielnie. Początek pojedynku w łódzkiej Atlas Arenie o godzinie 20:30.
Polska - Kanada 3:2 (25:18, 19:25, 16:25, 23:25, 15:5) Sędziowali: Kang Joo-Hee (Korea Płd.), Ibrahim Alblooshi (ZEA) Widzów: ok. 9000
Przebieg meczu:
- I set: 7:8, 12:9, 16:10, 20:15, 25:18
- II set: 4:8, 10:12, 12:16, 14:20, 19:25
- III set: 6:8, 8:12, 10:16, 11:20, 16:25
- IV set: 7:8, 12:8, 16:13, 20:17, 25:23
- V set: 5:2, 8:4, 10:5, 12:5, 15:5
Polska: Joanna Wołosz, Magdalena Stysiak, Zuzanna Górecka, Olivia Różański, Kamila Witkowska, Agnieszka Korneluk, Maria Stenzel (libero) oraz Monika Fedusio, Katarzyna Wenerska, Monika Gałkowska
Kanada: Brie King, Kiera Van Ryk, Hilary Howe, Alexa Gray, Emily Maglio, Jennifer Cross, Arielle Palermo (libero).