Lewicka: PiS wyciąga rękę do zgody. Co oznacza, że jest w ciemnej dziurze

Karolina Lewicka
10 października 2022, 10:04 • 1 minuta czytania
Im częściej i głośniej PiS apeluje do samorządowców o pojednanie i współpracę, tym większą zyskujemy pewność, że sytuacja przed zimą jest dramatyczna, a rządzący są tam, gdzie plecy tracą swą szlachetną nazwę.
Karolina Lewicka fot. Aleksandra Szmigiel-Wisniewska/REPORTER

Stąd ten rzewny list Mateusza Morawieckiego, wystosowany do wójtów, burmistrzów i prezydentów, w którym premier nawołuje, by "schować legitymacje partyjne do szuflady” i „szukać tego, co nas łączy".


Wcześniej szef rządu deklamował podobne frazy na konferencji prasowej. Była to rzecz o "zgodzie" i "kompromisie" oraz odżegnywaniu się od "wojny" i "sporów". Aż chciałoby się zakrzyknąć: "I kto to mówi?!".

Dużej bezczelności trzeba, by wyskakiwać z takimi właśnie hasłami po latach polaryzowania społeczeństwa, odsądzania konkurentów od czci i wiary oraz eliminowania ich udziału z jakichkolwiek decyzji czy choćby tylko konsultacji. Ale PiS, do czego zresztą nas przyzwyczajono, nie ma wstydu. 

"Węgiel z importu płynie i będzie płynąć"

Późną wiosną PiS zachowywał się tak, jakby siedział na hałdach węgla, a gdzie nie spojrzeć – węgiel, morze węgla. Pewny swego był jeszcze w lipcu. Ale już pod koniec sierpnia zrobiło się nerwowo, choć publicznie rządzący odgryzali się tym, co prognozowali, że te mityczne statki, wyładowane po brzegi węglem z Kolumbii czy innej Wenezueli, raczej nie dopłyną.

"Węgiel z importu płynie i będzie płynąć" – deklarowała minister Moskwa, której wtórował wicepremier Kowalczyk: "on już dopływa". Aż dziw, że nikt z tej ekipy nie cytował Heraklita z Efezu, który prawił, że "wszystko płynie", a skoro wszystko, to może i węgiel. Pewnie nie znają człowieka.

Starsi mieszkańcy naszego kraju mogą sobie przypominać ów dreszcz niepokoju, towarzyszący peerelowskim obywatelom oczekującym przed Bożym Narodzeniem na kubańskie pomarańcze, nim zawinęły one – zwykle mocno spóźnione i ponoć niezjadliwe – do gdańskiego portu. Bo PiS wciąż rekonstruuje nam czasy słusznie minione i jest w tym naprawdę świetny.

Na początku września, który okazał się akurat wrześniem dość zimnym i wilgotnym, kiedy grunt zaczął się rządzącym palić pod nogami (niezbyt to fortunny frazeologizm, bo niby jak ma się palić bez węgla, ale trudno), podczas obrad Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu Terytorialnego, PiS zaczął badać samorządowców, czy daliby się jakoś wciągnąć w proces dystrybucji węgla, którego rząd nie posiada.

Samorządowcy wzruszyli wówczas ramionami i stwierdzili, że mowy nie ma, bo nie mają ku temu ani umocowań prawnych, ani narzędzi (skąd ciężarówki do wożenia węgla, skąd ludzie do handlowania nim itd.). Mogło się wydawać, że rządzący przyjęli tę odmowę do wiadomości. Nic bardziej mylnego. 

Samorządowcy, co ws. węgla "migają się od roboty"

PiS odczekał kilka tygodni i gdy się tylko ochłodziło, to wyskoczył z tą propozycją publicznie. "Zwróciliśmy się do samorządów, by zaangażowały się w dystrybucję węgla" – oznajmił Jacek Sasin. Dobę później głos zabrał Jarosław Kaczyński i od razu pogroził tym, którzy mieliby się ochotę uchylić od udziału w zadaniu: — Są metody prawne, by tę odpowiedzialność samorządowców wyegzekwować.

Następnego dnia znów przemówił Jacek Sasin. Z mównicy sejmowej tak łajał samorządowców, co się "migają od roboty", że aż ochrypł. 

Potem pokazano jeszcze kilku samorządowców z PiS-u lub przez PiS popieranych, co to są prawdziwie zachwyceni możliwością włączenia się w proces dystrybucji węgla i – na potrzeby wizerunkowe – zaczęto tę wspomnianą już operację z nawoływaniem do porozumienia ponad podziałami i współpracy. Aż chciałoby się zacytować Fredrę: "Zgoda, zgoda, a bóg wtedy rękę poda".

Wszystko jest szyte grubymi nićmi i nawet dziecko zorientuje się, o co chodzi. Węgla nie ma, więc niechaj ten nieistniejący węgiel dostarczają samorządy. Wiadomo, jaki będzie rezultat wożenia nieistniejącego węgla – na pewno do gmin nie dojedzie. I wtedy rząd wskaże palcem samorządy i oskarży je o lenistwo, nieudolność, sabotowanie działań rządu oraz inne zbrodnie. 

Kto się dokładnie wczytał w epistołę Morawieckiego do samorządowców, być może zauważył wiele znaczący fragment, odsłaniający prawdziwe intencje PiS. "Będziemy wspierać Państwa operacyjnie w realizacji dystrybucji węgla" – pisze premier.

Czyli to samorządy będą główną siłą odpowiedzialną za dystrybucję, rząd ma im tylko pomagać, "wspierać ich"! No, to na kim spoczywa odpowiedzialność? Na samorządowcach! Kto będzie winny, jak się nie uda? Jasna sprawa, samorządowcy! PiS pewnie sam sobie po cichu gratuluje świetnego pomysłu. 

"PRL-bis, PRL-PiS". A węgla nie ma

Dobrze, ale jest jeszcze jedna, drobna zupełnie sprawa. Bo może się i tak zdarzyć, że ci samorządowcy zdecydują się węgiel wozić, np. miejskimi autobusami, a przecież węgla nie ma! Co wtedy powie ludziom PiS? Państwo nie doceniają PiS-u! PiS, ustami Jacka Sasina, powiedział już co trzeba. Szło to tak: – Luka węglowa wynika z tego, że SAMORZĄDOWE ciepłownie kupowały rosyjski węgiel. Spółki państwowe nie miały na ten rok zakontraktowanej ani tony rosyjskiego węgla! Dziś musimy się mierzyć z tym problemem. 

A zatem brakowi węgla winne są samorządy, którym teraz rząd usiłuje wspaniałomyślnie pomóc w dostarczeniu węgla ich mieszkańcom. "Bardzo proszę wszystkich samorządowców, by skorzystali z pomocy państwa W TYM WIELKIM DZIELE dotarcia z naszymi rozwiązaniami W ZAKRESIE WĘGLA".

Morawiecki sam chyba nie czuje, jak się rymuje z peerelowską nowomową. Jest jak Gierek, który pytał robotników: "Pomożecie? No!" 

Wtedy też partia była właścicielem państwa, też była niewydolna, niezdolna do działań systemowych, potykająca się na działaniach doraźnych i borykająca się z kryzysami, które sama stwarzała.