Putin i bomba atomowa. Oto co warto wiedzieć o zagrożeniu nuklearnym, które serwuje światu

Katarzyna Zuchowicz
13 października 2022, 06:01 • 1 minuta czytania
Kilka dni temu prezydent USA ostrzegał przed nuklearnym Armagedonem. – Putin to człowiek, którego znam dobrze, on nie żartuje – powiedział. Teraz jest przekonany, że przywódca Rosji jednak nie zdecyduje się użyć broni atomowej. Czy Putin może rozpętać wojnę nuklearną? Jak bardzo to zagrożenie jest realne? Cały świat się nad tym zastanawia. Oto co nam powiedzieli eksperci.
Czy Władimir Putin może użyć broni jądrowej? Zastnawia się świat. NATALIA KOLESNIKOVA/AFP/East

Putin grozi użyciem broni nuklearnej praktycznie od początku wojny w Ukrainie. Ale teraz strach powrócił ze zdwojoną siłą. Sytuacja na froncie jest zupełnie inna niż w lutym czy marcu. Wszyscy widzą, że Rosja przegrywa, jak prezentuje się jej potężna armia i jak silna u Putina jest żądza zemsty.


Jedno jest pewne. – Nie ma wątpliwości, że Rosja dysponuje bronią nuklearną. Te środki może są przestarzałe, ale co najmniej 1/3 na pewno jest sprawna. Pytanie, co Putin uzyskałby, dokonując uderzenia nuklearnego? Jego zamiarem jest to, żeby przestraszyć Zachód. Żeby sojusz NATO nie dozbrajał Ukrainy, nie pomagał jej i w ogóle odsunął się od tej wojny – mówi gen. Roman Polko, były dowódca GROM.

Przypomina, że spektrum tego, co można określić jako użycie broni nuklearnej, sięga od awarii w elektrowni atomowej i spowodowanie katastrofy – co niekoniecznie musi być umyślne – po użycie rakiet balistycznych dużej mocy. – Snując katastroficzne wizje, nawet Rosjanie mówią, że mają "car-bombę", która jakby spadła, to zniszczyłaby Warszawę z przyległościami – mówi.

Ale podkreśla: – Polska jest w sojuszu NATO. Nie jest na celowniku Putina. Uderzenie w jakikolwiek kraj NATO spowodowałoby większy odwet. Putin, czy jego otoczenie, zachowując resztki zdrowego rozsądku, nie zaatakuje bezpośrednio NATO. Kraje, które dysponują bronią jądrową, nie są nią terroryzowane przez Putina, bo doskonale zdaje sobie sprawę, że to byłoby samobójstwo. Polska w ramach sojuszu NATO otrzymałaby wsparcie od Francji, Wielkiej Brytanii, czy USA.

Jak oceniać zagrożenie nuklearne?

Czy Putin faktycznie może użyć broni jądrowej? Jakie mogłyby być tego skutki? Jak w ogóle oceniać to zagrożenie?

– Jeśli myśleć w kategoriach racjonalnych, nie powinno dojść do użycia broni jądrowej przez Putina. Ale on ma całkowicie inną logikę. Sam atak na Ukrainę był mało racjonalny i wpędził go w pewien problem, z którym teraz nie może sobie poradzić. Naprawdę bardzo trudno jest spekulować, co może się stać i dawać jakieś gwarancje, co się stanie lub co się nie stanie – ocenia Janusz Onyszkiewicz, były szef MON.

– Jedno wydaje się raczej pewne, że jeżeli miałoby dojść do użycia broni jądrowej, to zostanie ona użyta na terenie Ukrainy i najprawdopodobniej zostanie to ograniczone do jej terytorium – uważa.

Każdy chciałby wiedzieć, co dalej. Hasła "broń jądrowa", "atak nuklearny", czy "bomba atomowa" odmieniane są ostatnio chyba przez wszystkie przypadki.

O tym, czym ta bomba właściwie jest, Alan Wysocki rozmawiał z dr. Łukaszem Tolakiem, ekspertem ds. bezpieczeństwa międzynarodowego Collegium Civitas, zajmującego się proliferacją broni masowego rażenia, terroryzmem oraz surowcami energetycznymi – więcej o tym przeczytacie tutaj.

Dyskusja trwa w mediach, w kręgach wojskowych i politycznych, w domach przeciętnych Kowalskich pewnie nie tylko w Polsce.

– Wszyscy o tym dyskutujemy, jakbyśmy już za chwilę mieli usłyszeć nadlatujące rakiety z głowicami nuklearnymi. To nie jest tak. Broń nuklearna ma to do siebie, że ma elementy odstraszania, ale również zastraszania. W tej chwili wszyscy jesteśmy zastraszeni tym, co może zrobić nieprzewidywalny przywódca – reaguje na to gen. Mieczysław Bieniek, były zastępca dowódcy NATO ds. transformacji.

"Jaki byłby sens taktyczny użycia tej broni?"

Sam Putin miał powiedzieć miliarderowi Elonowi Muskowi, że może użyć broni atomowej, jeśli Ukraina dokona "inwazji" na Krym. Wywiad NATO alarmował, że po Morzu Arktycznym pływa rosyjski okręt podwodny K-329 "Biełgorod" z głowicą nuklearną "Posejdon". Nawet media "namierzyły" w Rosji nuklearny pociąg Putina z głowicami jądrowymi, który miał zmierzać w stronę Ukrainy.

Od wielu dni jesteśmy bombardowani podobnymi informacjami. Atmosfera jest taka, jakby Putin zaraz miał nacisnąć czerwony guzik.

– To nie jest tak, że po uderzeniach rakietowych bronią konwencjonalną, po niepowodzeniach na froncie, natychmiast zostanie uruchomiona broń jądrowa. Nie wierzę, że klęski na odcinku konwencjonalnym, które ponoszą Rosjanie, skłoniłyby Putina do użycia broni nuklearnej. Nie sądzę, żeby w swoim otoczeniu nie miał ludzi, którzy nie wiedzą, czym ona może skutkować. To nie jest tak, że Putin wyciągnie walizkę, naciśnie guzik i rakiety lecą. To jest cały łańcuch dowodzenia i procedur, które muszą być spełnione, by broń została użyta. Myślę, że to nie do końca jest tak, że nieprzewidywalność lidera może spowodować użycie broni nuklearnej. Nie wierzę w to – mówi gen. Bieniek.

– Poza tym, jaki byłby sens taktyczny użycia tej broni? Tylko zastraszenie. Putin już jest pariasem polityki światowej. Wtedy byłby już zupełnie wykluczony. Oczywiście Zachód pewnie by nie odpowiedział bronią nuklearną, gdyż hipotetycznie broń zostałaby odpalona nad Ukrainą, tylko bronią konwencjonalną, żeby dotkliwie zadać ciosy Federacji Rosyjskiej. Użycie broni jądrowej, nawet na małą skalę, spowodowałoby eskalację konfliktu – dodaje.

Przypomina, że są naciski Chin i Indii, żeby Putin tego nie robił. I nawet nie chce spekulować o czarnych scenariuszach.

– Generalnie uspokajamy – podkreśla gen. Bieniek.

"To nie jest duże zagrożenie"

Wielu ekspertów uspokajało od początku i uspokaja dziś. Również prezydent USA. Joe Biden, który powiedział w wywiadzie dla CNN, że jest przekonany, że Putin nie użyje broni jądrowej.

– Dlaczego Biden powiedział, że groźba użycia broni jądrowej jest mała? Bo gdyby Putin jej użył, to w istocie oznaczałoby jego samobójstwo. Odwet ze strony NATO byłby nieuchronny. Sojusz nie mógłby nie zareagować. On dysponuje ogromnym potencjałem konwencjonalnym. Nie potrzebne byłoby użycie broni jądrowej, żeby dokonać uderzenia odwetowego – mówi gen. Roman Polko.

Podkreśla, że NATO pokazało wreszcie, że przestało się bać i nie daje się zastraszyć. – Doskonale wiemy, że jeśli terrorysta wygraża bronią nuklearną, to jeśli mu odpuścimy, zagrożenie wcale nie zniknie. A doprowadzimy do sytuacji, że pod groźbą nuklearną będzie mógł żądać właściwie wszystkiego – komentuje.

Jak on ocenia zagrożenie nuklearne?

– Zagrożenie jest. Nie można udawać, że go nie ma. Przy szaleństwie Putina, który za wszelką cenę chce udowodnić swoje racje, a wszelkie argumenty już stracił, to należy się z tym liczyć. Ale z pewnością nie można mu ulegać. Mamy terrorystę, który w imię tego, by udowodnić, że dokonuje niemożliwego, zaatakował Ukrainę. W tej chwili ten sam terrorysta nakazał Surowikininowi mordować ludność cywilną, bo ataki na infrastrukturę to rzecz bez precedensu – mówi gen. Polko.

Nie mamy innego wyjścia. Nie możemy poddać się temu terroryzmowi nuklearnemu, bo wówczas zburzy się cały porządek światowy. Każdy kraj, który dysponuje bronią nuklearną, mógłby szantażować te, które jej nie mają. A Rosja urosłaby w siłę, ponieważ ta metoda by się sprawdziła i musielibyśmy spełniać inne żądania tego terrorysty. gen. Roman Polkobyły dowódca GROM

Jednak podkreśla: – Ale nie jest to duże zagrożenie, bo ludzie w otoczeniu Putina jednak chcą przeżyć. To dla uspokojenia. Czy sam rozkaz użycia broni jądrowej byłby wykonany? Podejrzewam, że ci, którzy musieliby w tym procesie współuczestniczyć, pewnie nie mają ochoty na zbiorowe samobójstwo i rozkaz mógłby się spotkać z odmową. To oznaczałoby definitywny koniec Putina.

"Mam nadzieję, że Putin bierze to pod uwagę"

Czysto hipotetycznie – jak mógłby wyglądać ewentualny, potencjalny atak?

– Putin prawdopodobnie użyłby taktycznej broni jądrowej, przenoszonej przez rakiety typu Iskander lub rakiety manewrujące, obsługiwane z okrętów lub samolotów. Zasięg ich rażenia to 2 tys. km, a Iskanderów – deklarowany przez Rosję – 500 km. Tymi rakietami można razić cele w całej Ukrainie, czego Ukraińcy boleśnie doświadczają, bo wiele tych rakiet zostało już użytych przez Rosję, ale w wersji konwencjonalnej – mówi Janusz Onyszkiewicz.

Więcej o nuklearnym potencjale Rosji opowiadał niedawno w naTemat prof. dr hab. Bogusław Pacek, który ocenił: – Przewaga trochę występuje po stronie Rosji w głowicach, ale biorąc pod uwagę możliwe skutki, jakie ta broń by spowodowała, to potencjał wygląda podobnie po stronie NATO i Rosji.

– Myślę, że byłby to jednostkowy atak. W ramach rosyjskiej koncepcji deeskalacji przez eskalację, która polega na tym, że użycie broni jądrowej w ataku na cele wojskowe miałoby pokazać absolutną determinację Rosji, żeby nie ustępować. I w nadziei, że tak zademonstrowana determinacja Rosji nakłoni ich przeciwników do tego, żeby poszli na ustępstwa wobec Rosji – mówi Janusz Onyszkiewicz.

Wydaje się, że gdyby doszło do ataku jądrowego na Ukrainie przy pomocy broni tzw. taktycznej, a więc nie na Kijów, a na centra dyspozycyjne państwa ukraińskiego bądź na elementy infrastruktury i cele wojskowe, to NATO i USA nie puściłyby tego płazem. Prawdopodobnie w odwecie dokonałyby uderzenia również na rosyjskie cele wojskowe rosyjskie, np. na Krymie. Ale środkami konwencjonalnymi, tyle że na dużą skalę.Janusz OnyszkiewiczByły szef MON

Potencjalne skutki?

– Jeżeli byłby to atak środkami o ograniczonej sile rażenia, czyli nie w skali megaton, ale kiloton, a takimi środkami Rosja dysponuje i takie środki uważane są za taktyczne, to oznaczałoby zniszczenia w promieniu kilku kilometrów. To nie oznacza, że to coś, co od razu zniszczy całą Ukrainę, ale byłby to dramatyczny skok i złamanie międzynarodowego tabu, jeśli chodzi o użycie broni jądrowej. To przyniosłoby ogromne konsekwencje polityczne, szczególnie dla Rosji. Mam nadzieję, że Putin i rozmaici decydenci rosyjscy biorą to pod uwagę – mówi.

"Nikt nie atakuje terytorium Rosji"

Tu można przypomnieć jeszcze, jak bronią atomową od lat straszą inne państwa. Ale Rosja to jednak inny przypadek niż Iran, czy Korea Północna, które grożą, by uzyskać coś od Zachodu.

Ukraina jest krajem atakowanym, to nie ona atakuje. Ona, broniąc się, próbuje odzyskać swoje cele na swoim terytorium. Doktryna Federacji Rosyjskiej mówi o tym, że w przypadku zaatakowania ich systemów dowodzenia i terytorium bronią konwencjonalną, mogą użyć broni nuklearnej. Ale nikt nie atakuje ich terytorium. Zarówno Krym, obwód ługański i doniecki i nielegalnie zagrabione republiki są ciągle, zgodnie z prawem międzynarodowym, własnością Ukrainy. To oni zagrabili im ziemie. A zniszczenie Mostu Kerczeńskiego nie jest atakiem na Rosję, tylko na nielegalną infrastrukturę wzniesioną bez zgody Ukrainy – mówi gen. Bieniek.

Jakąś lekcją, a może raczej uspokojeniem dla wszystkich, być może być tzw. kryzys kubański z 1962 roku, który zaczął się niemal dokładnie 60 lat temu, 15 października – gdy Amerykanie odkryli, że ZSRR potajemnie rozmieściły na Kubie pociski balistyczne średniego zasięgu, które zagrażały USA.

Tego dnia amerykański samolot wywiadowczy sfotografował niedaleko Hawany wyrzutnie sowieckich rakiet typu ziemia-ziemia. Prezydent John F. Kennedy natychmiast zagroził, że odpowie atakiem nuklearnym, jeśli Rosjanie wystrzelą choć jedną rakietę, wprowadzono blokadę wyspy.

Przez kolejne 13 dni świat znajdował się na krawędzi wojny nuklearnej.

Do wojny jednak nie doszło. Do dziś historyczne źródła pochylają się nad twardą postawą USA i tym, jak ZSRR ustąpił pod naciskiem dyplomacji.

"Od czasu Kennedy'ego i kryzysu kubańskiego nie mieliśmy do czynienia z perspektywą apokalipsy" – przypomniał teraz prezydent Biden.

Czy to może być lekcja? – Zdecydowanie tak. Wiele lekcji było, które pokazywały, że kiedy Zachód okazywał strach, to przegrywał, a kiedy pokazywał determinację i solidarność, to wygrywał. Rzeczywiście cały czas warto to mieć na uwadze i po prostu temu strachowi się nie poddawać – mówi gen. Polko.