Temat wojny w Ukrainie sprawił, że od tygodni tysiące osób zadaje to samo pytanie: – Czy Władimir Putin sięgnie po bombę atomową? Głos zabrali generałowie, dyplomaci i eksperci od spraw Europy Wschodniej, jednak w natłoku dyskusji nikt nie wytłumaczył, czym właściwie ta bomba atomowa jest.
O to zapytałem dr. Łukasza Tolaka, eksperta ds. bezpieczeństwa międzynarodowego Collegium Civitas, zajmującego się proliferacją broni masowego rażenia, terroryzmem oraz surowcami energetycznymi.
– Zgodnie z definicją, broń jądrowa jest urządzeniem wybuchowym, którego celem jest wywołanie niekontrolowanej reakcji łańcuchowej na skutek rozpadu ciężkich izotopów uranu U235 lub plutonu Pu239 – tłumaczy.
– Mówimy o klasycznej broni jądrowej takiej jak ładunki użyte w 1945 roku w Hiroszimie (bomba uranowa) i Nagasaki (plutonowa) – dodaje. Jest jednak drugi, o wiele groźniejszy rodzaj broni jądrowej i jest nią broń termonuklearna (Rosja ma ją w swoim arsenale).
– Czyli inaczej broń wodorowa, oparta na fuzji jądrowej izotopów wodoru (deuter, tryt). Umożliwia uzyskanie energii wybuchu o rzędy wielkości większej niż klasyczne bomby atomowe – dodaje.
To jednak nie oznacza, że Rosja może ot tak doprowadzić do unicestwienia znanego nam świata. Ładunki termojądrowe są bowiem zdecydowanie bardziej skomplikowane pod względem technicznym.
– Wymagają uzyskania w procesie inicjowania fuzji jądrowej ekstremalnie wysokich parametrów ciśnienia i temperatury, jak w przypadku Słońca. To ogromne wyzwanie techniczne, dlatego nie wszystkie mocarstwa jądrowe posiadają te ładunki – precyzuje dr Tolak.
Co więcej, broń jądrowa broni jądrowej nierówna. Użycie takiego ładunku nie jest równoznaczne z powtórką z 1945 roku. Wszystko bowiem zależy od rodzaju ładunku jądrowego, jego mocy i miejsca detonacji.
– Niewielka głowica jądrowa o mocy kilku kiloton będzie miała w oczywisty sposób mniejszą strefę całkowitego zniszczenia, w porównaniu do ładunków o mocy kilkuset kiloton – podkreśla ekspert.
– Wielkość opadu radioaktywnego i zasięg jego oddziaływania także może być różny, choćby ze względu na warunki atmosferyczne, ukształtowanie terenu czy ośrodek, w którym nastąpiła eksplozja – dodaje.
Co więcej, nie tylko koszty stanowią poważne ograniczenie dla Putina. Wykorzystanie takiej broni to przede wszystkim cała masa skomplikowanych procedur. Brak odpowiedniej koordynacji może skutecznie zniweczyć całą operację.
– Sprawnie działające arsenały jądrowe są systemami bardzo rozbudowanymi obejmującymi wiele elementów, systemów wczesnego ostrzegania, dowodzenia, przenoszenia etc. etc. – tłumaczy dr Tolak.
W przypadku USA i Rosji to faktycznie prezydenci decydują o użyciu broni atomowej. Na biurku Putina i Bidena nie leżą jednak znane z filmów czerwone guziki. Obaj mogą jedynie zainicjować o wiele większy proces.
Dr Tolak wyjaśnia, że trudno dokładnie wskazać, jak wyglądają kolejne elementy łańcucha. – Nie znamy precyzyjnych procedur, bo te objęte są tajemnicą. Ich tajność ma chronić system przed możliwością zakłócenia wykorzystania arsenałów jądrowych przez przeciwnika – oznajmił.
– To jedna z gwarancji wiarygodności odstraszania nuklearnego, która jest podstawą bezpieczeństwa tych krajów – zauważa.
Jak pisałem dla naTemat, o łańcuchu decyzyjnym rozmawiałem z byłym dowódcą Wojsk Lądowych gen. Waldemarem Skrzypczakiem. – Nawet gdyby Putin chciał jej użyć, to wojskowi, jako siła sprawcza, tej decyzji nie wykonają. Putin dostał też wyraźne ostrzeżenia od Chińczyków i Amerykanów – stwierdził.
O to, by nie wpadać w panikę, apelował także b. dowódca GROM i b. doradcą Lecha Kaczyńskiego gen. Roman Polko.
– To wpisuje się w tę atmosferę szerzenia strachu, paniki. Takie wręcz wskazywanie celów. Mógłbym tysiąc jeszcze innych scenariuszy nakreślić, ale nie chodzi o wpisywanie się w narrację Putina tylko o to, żeby uspokajać nastroje i robić swoje – ocenił.
Wielu z nas, myśląc o broni atomowej, wyobraża sobie zrzucaną z nieba bombę, która wywołuje "grzyba", a następnie doprowadza do destrukcji całego świata. Tak też nie jest. Poza tzw. brudnymi bombami przyjęto umowny podział na dwa rodzaje broni jądrowej – strategiczną i taktyczną.
– W uproszczeniu strategiczna broń jądrowa przeznaczona jest do porażenia krytycznych dla przeciwnika elementów arsenałów jądrowych i centrów społeczno-politycznych, czyli najważniejszych ośrodków przemysłowych, miast – wyjaśnia dr Tolak.
– Taktyczna broń jądrowa jest przeznaczona do użycia na polu walki w warunkach styczności z przeciwnikiem i dlatego ma zazwyczaj mniejszą siłę rażenia i zasięg środków przenoszenia – dodaje.
Strategiczna broń atomowa ma większą siłę rażenia i wymaga umieszczenia na środkach przenoszenia o większym zasięgu, niż taktyczna broń atomowa.
– Arsenał strategiczny jest przenoszony na pociskach międzykontynentalnych o zasięgu powyżej 5500 km, atomowych okrętach podwodnych oraz ciężkich pociskach samosterujących przenoszonych przez bombowce – wymienia dr Tolak.
Taktyczna broń jądrowa jest zaś przenoszona przez lżejsze lotnictwo oraz rakiety mniejszego zasięgu. – Broń taktyczna może być przenoszona przez rakiety balistyczne krótkiego zasięgu, rakiety samosterujące, precyzyjne bomby lotnicze, miny, torpedy, głowice rakiet przeciwlotniczych – dodaje.
W wojnie w Ukrainie wykorzystywane są między innymi rakiety balistyczne Iskander, o których media rozpisywały się wielokrotnie. Rosjanie wystrzelili ich grubo ponad setkę, wykorzystując głowice konwencjonalne o mocy półtonowej bomby.
Same Iskandery mogą przenosić głowice jądrowe i służyć do ataków na wspominane już cele wojskowe lub na cele w miastach. Fakt sięgnięcia po broń jądrową wciąż nie stanowi wyroku śmierci.
Nawet jeśli Władimirowi Putinowi uda się przeprowadzić tak skomplikowaną operację, to Zachód może się bronić. W przypadku taktycznej broni jądrowej możemy się bronić dzięki nowoczesnym systemom przeciwrakietowym i pociskom antybalistycznym.
Niestety nigdy nie jest to obrona w 100 proc. pewna, a schodki zaczynają się, gdy mamy do czynienia ze strategiczną bronią atomową.
– Istnieją możliwości obrony przed środkami jej przenoszenia. Istnieją i są opracowywane także nowe możliwości, ale nigdy nie jest to obrona w 100 proc. pewna. Problemem jest zarówno wykrycie ataku, jak i przechwycenie lub strącenie pocisku jądrowego – mówi ekspert.
I dodaje: – W dużym uproszczeniu, im większy zasięg i prędkość rakiety balistycznej, tym wyzwanie jest większe, ponieważ wymaga to niezwykle wysokich parametrów systemów antyrakietowych.
W przypadku głowic międzykontynentalnych z wysokomanewrującymi głowicami jądrowymi środki zaradcze są dopiero opracowywane. Antyrakiety międzykontynentalne mają w niewielkim stopniu Stany Zjednoczone. Te systemy są skierowane przede wszystkim przeciwko Korei Północnej, która straszyła atomem, zanim stało się to modne.