Ksiądz wyznał, że był dręczony i poniżany. Czarnek bezpardonowo zaatakował duchownego

Alicja Skiba
13 października 2022, 12:49 • 1 minuta czytania
Ks. Alfred Wierzbicki w wywiadzie dla czasopisma "Więź" ujawnił, że odszedł z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Jak wyznał, doświadczył tam przemocy psychicznej. Stwierdził też, że czuć wpływ Ministerstwa Edukacji i Nauki na działanie uczelni. Do jego słów odniósł się szef resortu Przemysław Czarnek.
"To słowa osoby sfrustrowanej" – tak Przemysław Czarnek powiedział do księdza Fot. Grzegorz Bukala/REPORTER/ East News

Ks. Alfred Wierzbicki powiedział w wywiadzie dla "Więzi", że odszedł z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, gdzie pracował przez ostatnie 30 lat. Wyznał, że był "dręczony i poniżany" przez władze uczelni. W jego ocenie KUL zyskuje finansowo dzięki obecności Przemysława Czarnka w MEiN, ale wiąże się to z "zapaścią intelektualno-moralną uczelni".

Czytaj także: Kontrowersyjny ksiądz znów szokuje. Tym razem poszło o modę dla kobiet

Jego słowa naturalnie nie spodobały się Przemysławowi Czarnkowi. Minister edukacji i nauki nazwał na swoim Twitterze księdza "osobą sfrustrowaną". Dał mu też radę, która brzmi dość absurdalnie wziąwszy pod uwagę fakt, że zwrócił się do duchownego.

"To słowa osoby sfrustrowanej, obrażające obecnego Rektora KUL i pracowników naukowych tej uczelni. Ks. Wierzbickiemu, jako chrześcijanin, proponuję więcej modlitwy i refleksji nad sobą, wybaczając złe słowa i myśli kierowane pod moim osobistym adresem" - napisał Czarnek.

Ks. Alfred Wierzbicki odchodzi z KUL

Jak pisaliśmy w środę, przeciwko ks. Alfredowi Wierzbickiemu toczyło się postępowanie dyscyplinarne na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Duchowny został oczyszczony z zarzutów, jednak sprawa była dla niego dużym ciosem.

Ostatecznie duchowny zdecydował, że wraz z początkiem nowego roku akademickiego odchodzi z uczelni. O swojej decyzji poinformował w rozmowie z katolickim magazynem "Więź".

Może Cię również zainteresować: Watykan jednak karze swoich podwładnych, ale po cichu. O sankcjach dla biskupa nikt nie mówi

– Dojrzewałem do tej decyzji, gdy na uczelni toczyło się wobec mnie postępowanie dyscyplinarne. Sam jego przebieg to była jedna wielka sugestia, żeby odejść. Dręczono mnie i poniżano. Zacząłem myśleć, że nie chcę mieć do czynienia z tym środowiskiem. Nie było to łatwe, bo ten uniwersytet mnie uformował, sam również coś wniosłem w jego rozwój – powiedział ks. Alfred Wierzbicki w rozmowie z magazynem "Więź".

"KUL utracił akademicką powagę"

W rozmowie z mediami ks. Wierzbicki zdradza, jak wiele kosztowało go sprawa postępowania dyscyplinarnego. – Przed komisją dręczono mnie przez kilkanaście miesięcy. Dodano zarzuty, za które byłem już upominany i karany w przeszłości, wbrew zasadzie ne bis in idem, nie wolno sądzić i karać dwa razy za to samo. Zdałem sobie sprawę, że KUL utracił akademicką powagę – relacjonował, Obecnie duchowny wykłada na UMCS w Lublinie.

Duchowny-intelektualista krytykuje Episkopat

Poważne kłopoty ks. Alfreda Wierzbickiego rozpoczęły się, kiedy podpisał się pod oświadczeniem Stowarzyszenia przeciw Antysemityzmowi i Ksenofobii "Otwarta Rzeczpospolita". Chodziło o głośną sprawę zatrzymania Margot w sierpniu 2020 roku.

Wówczas 12 "osób godnych zaufania" poręczyło za aktywistę. Wśród nich obok ks. Bonieckiego i ks. Jabłońskiego znalazł się także podpis wykładowcy z KUL. To nie spodobało się prawicowym organizacjom.

Przeczytaj również: "Wstyd, komunisto!" Burza po słowach Czarnka, naubliżał Kwaśniewskiemu po pogrzebie Urbana

Po wyjściu Margot z aresztu Fundacja Życie i Rodzina przygotowała baner uderzający w księdza Wierzbickiego. Powstała też petycja z apelem do rektora KUL o wyrzucenie kontrowersyjnego duchownego z uczelni.

Potem ksiądz udzielił wywiadu Onetowi, czym dolał oliwy do ognia. W rozmowie z dziennikarzem krytycznie odniósł się do stanowiska Konferencji Episkopatu Polski w sprawie mniejszości seksualnych, stwierdzając, że "dokument biskupów wygląda, jakby był pisany na księżycu".

W wywiadzie nawiązał też do pobicia uczestników Marszu Równości w Białymstoku, którzy "usłyszeli odezwę do wiernych ówczesnego metropolity białostockiego Tadeusza Wojdy". Konsekwencją tych wypowiedzi i działań było wszczęcie postępowania dyscyplinarnego wobec duchownego.