Obiecanki cacanki, a kolejki do lekarzy coraz dłuższe. PiS zapewniał, że znikną

Beata Pieniążek-Osińska
19 października 2022, 11:32 • 1 minuta czytania
Wbrew zapowiedziom PiS kolejki do lekarzy na NFZ nie zniknęły, a nawet wydłużyły się. System ochrony zdrowia to system naczyń połączonych, a w PiS brakuje i pomysłu, i odwagi, aby wprowadzić większe zmiany. Eksperci wskazują, co należałoby poprawić.
Kolejki do lekarzy miały być krótsze - tak obiecywał PiS. Wojtek Laski/East News

Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej naTemat.pl


Kolejki do lekarzy, jak obiecywał PiS idąc do wyborów jeszcze w 2015 r., miały zniknąć. Polacy są jednak chyba na nie skazani, bo czas oczekiwania do specjalistów raczej się nie skrócił.

Potem znów słyszeliśmy, że "służba zdrowia", jak nazywa system Jarosław Kaczyński i Mateusz Morawiecki jest priorytetem, ale znowu nic się nie wydarzyło. Zdrowie wymienione zostało wśród filarów "Polskiego Ładu", ale część założeń to powtórka zapowiedzi przedwyborczych i późniejszych.

Prezes PiS Jarosław Kaczyński z jednej strony mówił ostatnio na jednym ze spotkań wyborczych, że coś trzeba z tym zrobić, ale z drugiej zamiast konkretnej propozycji, próbuje znaleźć winnego i szkaluje lekarzy.

To jednak kolejek nie skraca. Aby dostać się do specjalisty na NFZ, Polacy muszą czekać w kolejce średnio ok. 3,5 miesiąca. PiS rządzi już od 7 lat, a ochrona zdrowia miała być - według deklaracji członków rządu - jednym z priorytetów. Jednak to, co najważniejsze dla nas, czyli dostęp do lekarzy i świadczeń, niewiele się zmienił. Wzrosła jedynie składka zdrowotna, a z najnowszych pomysłów rządu wynika, że z naszych składek będą finansowane kolejne zakresy w zdrowiu, a także poza nim, co ograniczy pulę środków na świadczenia.

Od kilku lat kolejki monitoruje fundacja Watch Health Care. Według ostatniego barometru fundacji średni czas oczekiwania do specjalisty w ciągu kilku lat się nie skrócił. Z badań wynika, że na koniec rządów Platformy Obywatelskiej - w listopadzie 2015 roku - Polacy w kolejkach do lekarzy specjalistów czekali średnio 2,4 miesiąca. Po blisko czterech latach rządów PiS - w sierpniu 2019 roku - czekali o niemal półtora miesiąca dłużej - średnio 3,8 miesiąca. Kolejna kadencja też nie przyniosła spektakularnej poprawy.

Brutalna prawda o kolejkach

Milena Kruszewska, Prezes Fundacji Watch Health Care podkreśla w rozmowie z NaTemat.pl że gdy przygotowywany był Barometr w zeszłym roku, po pandemicznej przerwie, eksperci z reguły zakładali, że to będzie katastrofa, że się okaże, że kolejki wzrosły, jak nigdy.

– Tymczasem nasi analitycy dostarczali nam dane, które pokazywały niewielkie, dla pacjentów właściwie nieodczuwalne, ale jednak skrócenie kolejek. Rządzący mogliby właściwie odtrąbić sukces, pytanie więc, czemu tego nie zrobili? Bo niestety na ten "sukces" złożyła się chociażby kwestia nadmiarowych zgonów. Mówiąc brutalnie, kolejki nieco skróciły się do lekarzy, bo istotnie wydłużyły się na cmentarze – mówi wprost Milena Kruszewska.

Zwraca też uwagę na to, jak "zapycha się" system prywatnej opieki zdrowotnej i przypomina, że fundacja mierzy "państwowe" kolejki, z których część uprzywilejowanych pacjentów, których na to stać, po prostu ucieka.

Na niewielkie skrócenie się czasu oczekiwania wpłynęła także możliwość wizyt online, niejako wymuszona przez pandemię. Otwarte pozostaje pytanie, czy te wizyty były dla pacjentów wystarczające.

– W Polsce nadal stoimy w kolejkach zbyt długo, chociaż mam wrażenie, że spora część społeczeństwa po prostu przyzwyczaiła się, czy może dała sobie wmówić, że te trzy miesiące to taki standard, że tak po prostu musi być – mówi Milena Kruszewska.

Koszyk świadczeń do przeglądu

Z kolei Krzysztof Łanda, założyciel Fundacji Watch Health Care, były wiceminister zdrowia (2015-2017) dostrzega problem w obowiązującym koszyku świadczeń.

– Kolejki w Polsce nie znikną, jeśli nie przeprowadzimy przeglądu koszyka świadczeń gwarantowanych i nie określimy jego zawartości za pomocą technologii medycznych. Kraje, które mają najlepsze systemy opieki zdrowotnej, w Europie przoduje Holandia, mają doskonale określone prawa chorych do diagnostyki i leczenia w jasno określonych wskazaniach medycznych, a więc mają koszyki bardzo dobrze zdefiniowane. Dlaczego to jest takie ważne?

Dlatego, że nie można przeprowadzić obliczeń aktuarialnych i określić, ile pieniędzy potrzeba na świadczenia zdrowotne finansowane ze środków publicznych bez dokładnego określenia za co płatnik, czy płatnicy, mają płacić – mówi Krzysztof Łanda.

Jak ocenia, kolejki są "objawem choroby systemu opieki zdrowotnej, która nazywa się dysproporcją pomiędzy zawartością koszyka świadczeń "gwarantowanych", a wielkością środków na jego realizację".

– Dziś koszyk jest dziurawy, a skala marnotrawstwa ogromna. Pieniędzy jest za mało w stosunku do potrzeb i teoretycznych tylko "gwarancji" państwa, a obserwowany od lat wzrost środków w NFZ nie przekłada się na poprawę dostępności do świadczeń zdrowotnych – podkreśla Krzysztof Łanda.

Jak dodaje, innymi objawami choroby systemu jest korupcja, jawna i zawoalowana oraz korzystanie z przywileju, czyli korzystanie ze znajomości, żeby ominąć kolejkę i szybciej dostać się do lekarza. Zwraca też uwagę, że politycy nie stoją w kolejkach tak, jak zwykli obywatele.

– System opieki zdrowotnej w Polsce jest bardzo chory i potrzebuje dobrego lekarza, w tym przypadku specjalisty od systemów. Dobry lekarz systemu na pewno zacznie poważną reformę od koszyka – przekonuje były wiceminister zdrowia.

Brakuje lekarzy

Z kolei były prezes NFZ Marcin Pakulski za główny problem uważa niewystarczającą liczbę lekarzy. Jak podkreśla w rozmowie z NaTemat, kolejki związane są głównie nie z brakiem pieniędzy, ale właśnie z brakami kadrowymi.

– Najprostsza i najbardziej oczywista przyczyna kolejek to brak lekarzy – stwierdza jednoznacznie Marcin Pakulski.

Dodaje, że w Polsce już teraz brakuje ok. 50-60 tys. lekarzy, a sytuacja będzie tylko się pogarszać, bo lekarze się starzeją. Wielu pracuje będąc już na emeryturze, a młodzi lekarze, przez fatalne warunki pracy, wybierają emigrację.

Podaje przykład POZ, gdzie w Polsce na jednego lekarza przypada 2,7 tys. pacjentów, a np. we Francji - 450.

To system naczyń połączonych

Według niego, skrócenie kolejek, a więc poprawa dostępu do świadczeń, wymaga całościowej reformy ochrony zdrowia i podjęcia odważnych decyzji, aby zlikwidować wszystkie niedomogi systemu. Chodzi zarówno o pieniądze, ale jednocześnie o bardziej efektywne ich wykorzystanie oraz wdrożenie sprawnej organizacji.

Jednak na pierwszym miejscu problemów do rozwiązania stawia brak lekarzy. Jak mówi, działania rządu w tym zakresie są trochę takie, jak z inflacją. Z jednej strony mamy otwieranie nowych wydziałów i kierunków lekarskich, kredyty dla studentów tego kierunku, ale z drugiej strony warunki pracy dla lekarzy pogarszają się.

Tymczasem młodzi lekarze zmieniają oczekiwania i stawiają głównie na life balance, dlatego często zaraz po stażu podejmują decyzję o wyjeździe z naszego kraju.

Także działania, typu nielimitowe świadczenia, nic tu nie zmienią.

– Doba ma 24 godziny, a lekarz ma dwie ręce, więc w ten sposób nie da się tego systemu usprawnić – wyjaśnia Marcin Pakulski.

Podaje przykład zniesienia limitów do badań diagnostycznych typu tomografia komputerowa i rezonans. Nie spowodowało to skrócenia kolejek, bo nie ma lekarzy i pacjenci na opis czekają po dwa miesiące.

Jak mówi, to muszą być więc globalne reformy, które dobrze zidentyfikują wąskie gardła systemu, bo bez tego nie będziemy w stanie uzyskać skrócenia czasu oczekiwania. Tym wąskim gardłem jest głównie niewystarczająca liczba medyków i odpływ lekarzy za granicę.

Warunki pracy dla medyków

Według niego, aby zatrzymać lekarzy w kraju, niezbędne jest stworzenie dla nich lepszych warunków pracy.

– Nie rozwiąże tego problemu przykucie studentów medycyny kredytem na przyszłość. Zachęty powinny być kierowane nie do studentów, bo nie mamy problemu z tym, aby ktoś chciał studiować. Zachęty powinny być kierowane do młodych lekarzy, którzy mogliby np. otrzymać preferencje w postaci mieszkania czy ułatwień w otrzymaniu kredytu na dom czy działkę. To musi być system, który nie narzuca lekarzowi, jaką ma kończyć specjalizację, bo to się skończy katastrofą – mówi były prezes NFZ.

Jak podkreśla, to zawód trudny, studia są ciężkie, człowiek zaczyna uczyć się intensywnie jak ma 19 lat, studia i specjalizacja trwają w sumie 12-13 lat i w zasadzie nauka się nigdy nie kończy.

Wysokie zarobki, ale jakim kosztem

Zwraca też uwagę, że lekarzom rządzący wypominają wysokie zarobki. Jednak nikt nie mówi jakim kosztem to się odbywa i że lekarze pracują nie na jednym etacie, ale przepracowują znacznie więcej godzin, a ich praca wiąże się też z dyżurami w nocy, w weekendy i w święta. Zaznacza, że nie chodzi o stworzenie dla lekarzy lepszych warunków pracy niż w innych zawodach, ale takich samych warunków pracy.

– Można te warunki poprawić poprzez odciążanie lekarzy od czynności administracyjnych, poprzez angażowanie w sposób efektywny przedstawicieli innych zawodów, np. pielęgniarek czy odpowiednie wyposażenie w narzędzia teleinformatyczne – wylicza Marcin Pakulski.

Mówi też o potrzebie przebudowy koszyka świadczeń, odejścia od części hospitalizacji na rzecz opieki ambulatoryjnej, kupowaniu świadczeń na zewnątrz, szukaniu takich rozwiązań, aby np. opisy do badań realizowane były zdalnie.

– To trudna i wielowymiarowa droga, aby w tej chwili w Polsce, w tych realiach skrócić kolejki do lekarzy. Politycy przede wszystkim powinni przestać traktować lekarzy jak wrogów. Był tylko jeden moment oklasków na balkonach, a potem zaczęło się wypominanie dodatków covidowych i inne nagonki – przypomina Marcin Pakulski.