Odsiedział 24 lata za zabójstwo. Jego historia przypomina sprawę Tomasza Komendy

Diana Wawrzusiszyn
17 października 2022, 09:49 • 1 minuta czytania
Ciężko chora kobieta wyznała dziennikarzowi WP tajemnicę, którą ukrywała przez lata. Zdradziła, kto naprawdę dokonał w 1995 roku zabójstwa w Grudziądzu. Jeśli słowa kobiety okażą się prawdziwe, oznacza to, że w więzieniu przez 24 lata karę odsiadywał niewinny człowiek.
Budynek więzienia (zdjęcia ilustracyjne). Fot. Adam Burakowski/REPORTER

Zabójstwo sprzed lat

W roku 1995 leżącym nad Wisłą Grudziądzem wstrząsnęła sprawa zabójstwa lokalnego przedsiębiorcy. Za brutalne zabójstwo skazany na karę 25 lat więzienia został 28-letni mieszkaniec Grudziądza wraz z domniemanym wspólnikiem. Wyszedł na wolność 8 czerwca 2020 roku po 24 latach. Miał wówczas 52 lata. Nigdy nie przyznał się do winy, podobnie jak jego domniemany wspólnik.

Teraz po latach pojawił się świadek, który potwierdza, że mężczyzna jest niewinny. Tą osobą jest schorowana mieszkanka Grudziądza. Wyznała ona dziennikarzowi Wirtualnej Polski Tomaszowi Moldze, że w sprawie zabójstwa przedsiębiorcy został skazany niewinny człowiek, a morderstwa dokonać miał... jej mąż.

"20 lat temu było takie zabójstwo w Grudziądzu, kiedy w bloku przy dawnej ulicy Dzierżyńskiego, za kioskiem ruchu, nożami zamordowano mężczyznę. Poszli za to siedzieć dwaj włamywacze, a tak naprawdę to był mój mąż z kolegą" – przekazała dziennikarzowi.

Opowiedziała, że w dniu zabójstwa jej mąż wrócił do domu w zakrwawionym ubraniu i zwrócił się do żony słowami: "Poderżnąłem mu gardło od ucha, patrz, ile krwi z niego chlusnęło". Przez lata nie chciała wyjawić prawdy, aby nie obciążać męża, lecz wyrzuty sumienia nie dawały jej spokoju. Mężczyzna miał ją zastraszać, że i ona pójdzie siedzieć za niszczenie dowodów i współudział.

Teraz jednak jej stan jest na tyle poważny, że bała się, iż zabierze tę tajemnicę ze sobą do grobu. Dlatego zdecydowała się przerwać milczenie.

Sąd ponownie zajmie się sprawą zabójstwa z Grudziądza

Wyznanie kobiety było punktem wyjścia do ponownego zbadania sprawy zabójstwa z Grudziądza. Najpierw dziennikarz skontaktował się ze służbami i ustalił, że rzeczywiście takie zabójstwo miało miejsce. Następnie kobieta powtórzyła swoje wyznanie przed policją.

Po tym, jak notatki z tej rozmowy wylądowały na biurku prokuratura w Grudziądzu, zdecydowano się na wszczęcie postępowania wyjaśniającego. 26 września prokuratura poprosiła sąd o wszystkie zeznania i dowody, jakie się jeszcze zachowały.

Historia mężczyzny z Grudziądza przypomina głośną sprawę Tomasza Komendy, który za kratami spędził 18 lat, zanim pojawiły się dowody potwierdzające jego niewinność. Po wypuszczeniu na wolność przyznano mu 12 mln zł zadośćuczynienia oraz 811 533 zł odszkodowania. Według mecenasa Zbigniewa Ćwiąkalskiego, który reprezentował Komendę, sprawa mieszkańca Grudziądza wygląda bardzo podobnie.

– Jeżeli jest osoba, która teraz postanowiła ujawnić nowe okoliczności zbrodni w Grudziądzu, to należy takich zeznań wysłuchać i zacząć je dogłębnie weryfikować – mówi Ćwiąkalski w rozmowie z WP.

Podkreśla też, że powinny się tym zająć osoby niezwiązane z lokalnym środowiskiem policji i prokuratury. Zwraca równocześnie uwagę na fakt, że obecnie śledczy dysponują technikami, do których nie było dostępu w latach 90., takimi jak na przykład badania DNA.

"Powiedziałbym mu: patrz chu…, tak było naprawdę"

Dziennikarzowi WP udało się dotrzeć do mężczyzny skazanego za zabójstwo, który spędził w więzieniu 24 lata. Po wyjściu zza krat wrócił do swojego starego mieszkania w Grudziądzu.

Mężczyzna zgodził się na rozmowę, po tym jak dowiedział się, że pojawiły się dowody na jego niewinność. Przyznaje, że nigdy nie zgadzał się z wyrokiem, ale po 10-15 latach zaakceptował go, bo był to jedyny sposób, aby wytrwać do końca odsiadki.

"Nie spodziewałem się, że ktoś jeszcze do mnie przyjdzie w tej sprawie" – powiedział dziennikarzowi, gdy ten skończył mu relacjonować, co nowego udało ustalić. Przyznaje, że jego jedynym marzeniem jest spotkanie się z policjantem, który "to wszystko uknuł".

"Powiedziałbym mu: patrz chu…, tak było naprawdę" – wyznał w trakcie rozmowy.