Andrut, dekoder i kabaret z udziałem "Lewego". Już na zawsze znalazł się pułapce

Krzysztof Gaweł
18 października 2022, 21:53 • 1 minuta czytania
Widzieliście przed rokiem memy z andrutem, którego od "France Football" dostał Robert Lewandowski? A w tym roku memy z Polakiem w roli głównej, który cieszy się, że dostał już antenę satelitarną i dekoder do kompletu? O tym, jaki prezent dostanie za rok, aż strach pomyśleć. Polski as zasłużył dawno na Złotą Piłkę, ale zamiast niej dostaje nagrodę, którą wymyślono tylko dla niego. Tak Francuzi karcą go za to, że nazwał ich wydarzenie kabaretem. To pułapka i myślę, że będzie tak już zawsze.
Fot. IMAGO/JB Autissier/Imago Sport and News/East News

Robert Lewandowski w garniturze, Theatre du Chatelet w Paryżu wypełnione po brzegi gwiazdami futbolu, Złota Piłka na scenie i werdykt. Już chyba przywykliśmy, że co by się nie działo, to nasz as obejdzie się smakiem i głównej nagrody nie dostanie. Kto wie, gdyby 12 kwietnia w Monachium inaczej ułożyły się losy ćwierćfinału LM, to teraz nasz kapitan fetował by na scenie i wracał do Barcelony jako ten najlepszy. Albo znów by go skrzywdzono.

Tak było przecież w 2020 roku, gdy Złotą Piłkę Francuzi po prostu sobie odwołali. Tak było przed rokiem, gdy Lionel Messi dostał nagrodę za to, że jest Lionelem Messim. A dla Roberta Lewandowskiego specjalnie wymyślono trofeum im. Gerda Mullera, by jakoś zamknąć usta krytykom. Tak było też w tym roku, bo tytuł - zapewne zasłużenie - zgarnął Francuz Karim Benzema. Ale nasz snajper wylądował na czwartym miejscu, co samo w sobie jest komiczne.

Właśnie. Ten "le Cabaret" ciągnie się za naszym kapitanem od grudnia 2016 roku i Francuzi mu go na pewno pamiętają. A skoro pamiętają, to nie muszą robić wiele, by Polaka nagrodzić. Wystarczy tyle, by zaprosić go do Paryża, wręczyć nagrodę pocieszenia, pokazać całemu światu, że i tak jest niezadowolony, a potem zająć się poważnymi sprawami, czyli wręczeniem Złotej Piłki. Gdyby "Lewy" protestował, mogą łatwo zamknąć mu usta.

Odebrał nagrodę? Odebrał. Do tego imienia wielkiego Gerda Muellera. To dlaczego wciąż jest niezadowolony? Ta nagroda to bardzo sprytny ruch organizatorów i udany wybieg w przyszłość. Mogą trofeum legendarnego snajpera wręczać Polakowi rok w rok, a ten z uśmiechem na twarzy będzie wychodził na scenę, dziękował, a potem zapowiadał między wierszami, że jeszcze wróci po swoje. Kamery pokażą jego kwaśną minę i... tyle.

To taka pułapka, która może okazać się dla Roberta Lewandowskiego bardzo frustrująca. Jak by się nie starał, czego by nie zrobił i ile bramek nie nastrzelał, to i tak Francuzi znajdą kogoś, kto zgarnie mu trofeum sprzed nosa. Możemy powiedzieć, że Złota Piłka go nie lubi i nie będzie w tym niestety cienia przesady. Zmienia się plebiscyt, zmieniają jego zasady i epoki w piłce. A polski snajper stoi na scenie i uśmiecha się z trudem trzymając swojego andruta.

Mam szczerą nadzieję, że się mylę. Że nasz as pokaże wreszcie całemu światu - przecież po to zamienił Bawarię na Katalonię, by trafiać i zachwycać na oczach piłkarskiego świata - jak jest znakomitym graczem. I że tę Złotą Piłkę wreszcie zgarnie i podniesie na paryskiej scenie ze szczerym uśmiechem na twarzy. Że docenią jego wysiłki, że odrodzona Barca wdrapie się na szczyt, a w zasadzie wniesie ją na swoich plecach na tenże Robert Lewandowski.

To byłaby dziejowa sprawiedliwość, może nieco w hollywoodzkim stylu, ale jednak jakaś sprawiedliwość. Mam nadzieję, że Francuzi już zapomnieli, że polski napastnik wyśmiał ich w oczach świata i trafił w samo sedno. Wiem jednak, że są bardzo wrażliwi i pamiętliwi. I gotowi do tego, by swój słynny kabaret z "Lewym" w roli głównej ciągnąć jeszcze latami. A potem przyznać z niejakim zażenowaniem, że faktycznie się należało, ale jakoś tak wyszło.

Wiecie, nie brakuje w historii wybitnych uczonych, którzy nagrody Nobla nie dostali, choć powinni. Nie brakuje aktorek i aktorów, których każdy łączy ze statuetką Oscara, a oni o takiej mogli tylko pomarzyć. Życie po prostu nie jest sprawiedliwe w swojej czystej postaci i przejawia się to nie tylko w świecie sportu, ale też w innych dziedzinach życia. Tak już jest.

Dla nas jednak Złota Piłka i Robert Lewandowski to na razie połącznie słodko-gorzkie. Miłe marzenie, ale bolesne wspomnienie. I boję się, że takim właśnie pozostanie. Bo nigdy w tym plebiscycie nie mylą się na korzyść Polaka. Bo nawet teraz był czwarty, co jest kabaretem samo w sobie, zwłaszcza patrząc na pozycję Sadio Mane. I chyba ten nasz kapitan zostanie takim błędnym rycerzem Złotej Piłki, do której zmierzać będzie już zawsze.

Dziś do legendarnej La Manchy - nie mylić rzecz jasna z La Masią - ma bliżej, niż kiedykolwiek w życiu. A to zdaje się od jakiegoś czasu samo pisać powieść zatytułowaną "Przemyślny piłkarz pan Robert i jego Złota Piłka". Oby zakończoną szczęśliwie, bo przecież w końcu na świecie wszyscy muszą przejrzeć na oczy i zobaczyć, kim jest ten nasz niebywały snajper. On z pewnością się nie podda i będzie robił wszystko, by dopiąć swego.