Kaja Godek nie odpuszcza. Ma nowy pomysł ws. zaostrzenia prawa aborcyjnego
- W Polsce aborcja jest praktycznie zabroniona. Jednak kobieta, która chce usunąć niechcianą ciążę nie jest karana
- Jednak już osoba, która pomaga takiej kobiecie może trafić nawet na trzy lata do więzienia
- Takie przepisy nie wystarczają jednak Kai Godek. Działaczka antyaborcyjna chce, aby były jeszcze bardziej restrykcyjne. Zaczęła zbierać podpisy pod projektem w tej sprawie
– Projekt ma na celu likwidację systemowego pomocnictwa w aborcji – wyjaśniła "Rzeczpospolitej" Kaja Godek. Jak wymienia dziennik, według omawianego projektu do dwóch lat więzienia groziłoby za publicznie propagowanie działań dotyczących możliwości przerwania ciąży, nawoływanie do aborcji, a nawet informowanie o możliwości zabiegu w przypadkach innych niż wymienione w ustawie. Na razie pod projektem zbierane są podpisy.
Kaja Godek chce zlikwidować pomocnictwo w aborcji
Godek przekazała też gazecie, że ściganie organizacji pomagających w aborcjach jest trudne przy obecnych przepisach. – Np. po tym, gdy przedstawicielka Legalnej Aborcji w czerwcu z mównicy w Sejmie przedstawiła instruktaż, jak zrobić aborcję domowym sposobem, nasi wolontariusze złożyli zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa, jednak prokuratura sprawę umorzyła. Chcemy prowadzić przepisy, które nie pozwolą na umarzanie takich spraw – przekonywała.
Przypomnijmy, że 22 października 2020 roku Trybunał Konstytucyjny ogłosił, że jeden z trzech wyjątków dopuszczających aborcję w Polsce jest niezgodny z Konstytucją. Chodziło o przepisy umożliwiające usunięcie płodu w wypadku jego ciężkiego uszkodzenia lub nieuleczalnej choroby.
Legalna aborcja w Polsce stała się wtedy praktycznie całkowicie niemożliwa. Obecnie Polki, które chcą usunąć niechcianą ciążę albo wyjeżdżają za granicę, albo decydują się na aborcję farmakologiczną, którą można przeprowadzić w domu.
Przez brak dostępu do aborcji w Polsce umierają kobiety
Po zaostrzeniu przepisów ws. aborcji kilka kobiet zmarło z powodu decyzji lekarzy, którzy zwlekali z zabiegiem. Jednym z najgłośniejszych przykładów była historia Izy z Pszczyny, która w 22. tygodniu ciąży trafiła do szpitala. Lekarze zbadali płód i stwierdzili bezwodzie. Mimo to nie dokonali aborcji, tylko czekali, aż ten obumrze. Tak się w końcu stało, ale po niespełna 24 godzinach pobytu w szpitalu zmarła także Iza.
Co ważne, Polacy wcale nie chcą tak restrykcyjnego prawa antyaborcyjnego. W ostatnim badaniu United Surveys dla Wirtualnej Polski zapytano Polaków, w jakich sytuacjach powinno przysługiwać prawo do aborcji. 49,2 proc. respondentów stanęło za liberalizacją prawa dotyczącego przerywania ciąży. 13,5 proc. uczestników sondażu twierdzi, że prawo do aborcji powinno przysługiwać w nieograniczonym zakresie.
Jakiego prawa ws. aborcji chcą Polacy?
Odpowiedź "do 12. tygodnia ciąży (bez podawania powodu przez pacjentkę)" wybrało 35,7 proc. badanych. Wśród nich najliczniejszą grupę stanowiły kobiety, deklarujące się po stronie opozycji i mieszkające w dużych miastach.
W badaniu znalazła się także odpowiedź dotycząca tzw. kompromisu aborcyjnego. Ten wariant wybrało 26,6 proc. respondentów. Obecne przepisy popiera 12,3 proc. badanych. Za całkowitym uniemożliwieniem przerywania ciąży opowiedziało się tylko 5,4 proc. ankietowanych. 6,6 proc. deklaruje, że nie ma zdania w tej kwestii.