Mówią, że to najmniej religijny region w kraju. "Może nie mieliśmy szczęścia do hierarchów"

Katarzyna Zuchowicz
27 października 2022, 06:02 • 1 minuta czytania
"Dyrektorka usunęła krzyż z przedszkola"; "Tąpnięcie na lekcjach religii, liczba uczniów spadła poniżej ważnego progu"; "Chcą wycofania religii ze szkół", a nawet "W szczecińskim seminarium naukę rozpoczęło tylko czterech kandydatów na księży" – to tylko kilka informacji ze Szczecina z ostatniego miesiąca. To region uważany za najmniej religijny w kraju. Czym różni się od innych? I dlaczego tak jest?
Zachodniopomorskie uważane jest za najmniej religijny region w kraju. (Zdjęcie ilustracyjne). Fot. Karol Porwich/East News

– Świeckie miasto Szczecin – reaguje Przemysław Słowik, wiceprzewodniczący klubu KO i od 2022 roku współprzewodniczący Partii Zieloni. Jest ateistą. Śmieje się, że to jego ulubiony temat i nie bez powodu nazywają go w mieście pierwszym antyklerykałem. To on odsyła nas do statystyk dotyczących regularnego uczęszczania do Kościoła, które dla całej diecezji szczecińsko-kamieńskiej są druzgocące.


A przynajmniej pokazują, że pod tym względem Szczecin i okolice są w ogonie całej Polski. – Diecezja jest na szarym końcu. W ostatnich badaniach wskaźnik katolików uczestniczących tu w mszach wyniósł 23,3 proc. i był to najniższy udział w Polsce – mówi.

Dla porównania najwyższy wskaźnik był wtedy w diecezji tarnowskiej na drugim końcu Polski – 70,8 proc.

Dane pochodzą z 2020 roku. Co prawda rok wcześniej wynik dla diecezji szczecińsko-kamieńskiej był nieco lepszy (25,6 proc.), ale i tak od lat był to sam dół listy.

"Region zachodniopomorski nie należy zatem do specjalnie pobożnych, plasuje się na końcu zestawień, co widać także po liczbie przyjmujących komunię świętą" – tak statystyki podsumowała wtedy szczecińska "Wyborcza".

Teraz, gdy ze Szczecina docierały różne informacje związane z religią i Kościołem, napisała: "Szczecin to prawdopodobnie lider wśród największych miast w Polsce, jeśli chodzi o odwrót uczniów od lekcji religii".

Tak widzą religijność Szczecina

– Szczecin to jedno z młodszych polskich miast, jeśli chodzi o miasta odzyskane. To zachodnie rubieże, na których mimo wszystko przywiązanie do tradycji może być mniejsze. I przez to przywiązanie do Kościoła też jest mniejsze. Otwartość horyzontów jest tu jednak znacznie pogłębiona. Na pewno to najmniej religijny region w Polsce. Podróżując w inne rejony kraju widać większe przywiązanie do Kościoła, choć w ostatnich latach topnieje to wszędzie – komentuje Przemysław Słowik.

Ale nie tylko on, jako ateista, dostrzega, że Szczecin i okolice pod tym względem mogą różnić się od innych miast.

Łukasz Tyszler, przewodniczący klubu KO w Radzie Miejskiej, jest osobą wierzącą, praktykującą. Do Szczecina przyjechał na studia w 1995 roku z Podkarpacia, podobnie jak jego przyszła żona, która pochodzi z Małopolski.

– Już wtedy było dla nas zauważalne, że Szczecin jest bardzo zielony. Zawsze myślałem, że to stoczniowe, przemysłowe, szaro bure miasto i ilość zieleni była dla nas zaskoczeniem. A druga rzecz, która rzuciła nam się w oczy, to że w kościele osób praktykujących było dużo, dużo mniej. I to dużo przez duże D. A był to czas, gdy Kościół by pozytywnie postrzegany – mówi.

– W tamtych czasach w moim rodzinnym mieście czy w mieście mojej żony, jak człowiek chciał pójść do kościoła na godz. 11.00 czy 12.00, to musiał wyjść z zapasem czasu, żeby usiąść w ławce. Tu byliśmy w szoku, że mnóstwo ławek było pustych. Czasami nawet pomimo dużych świąt nie było tłumów. Nawet w rozmowach z kolegami na studiach zauważaliśmy, że ta wiara jest czasem deklarowana, ale bardzo powierzchowna, jeśli chodzi o zaangażowanie w życie Kościoła. A my byliśmy przyzwyczajeni do tego, że przy kościele gromadzili się ludzie, którzy tworzyli wspólnotę, działali w różnych grupach – wspomina.

A w Szczecinie miałem wtedy wrażenie, że to jest bardziej instytucja, z której się korzysta dość zwyczajowo, np. by ochrzcić dziecko, wziąć ślub, pójść na święta. Dziś obserwuję, że i ślubów jest mniej, i do chrztu też się ludzie nie palą. Na południu Polski do tej pory jest tak, że jak dziecko się urodzi to w ciągu 2-3 miesięcy jest ochrzczone. W Szczecinie nierzadko spotykamy chrzty dzieci, które mają rok, dwa lata, a czasami mówię, że do chrztu idą same. W ogóle przez te lata widać ogromną zmianę.Łukasz TyszlerRada Miasta Szczecin

Oczywiście w całej Polsce sytuacja Kościoła wygląda inaczej niż kiedyś. Wszędzie Kościół ma problemy z uczniami, którzy rezygnują z religii. Nie ma w tym nic nowego ani zaskakującego. Jednak ostatnio najgłośniej zrobiło się właśnie o Szczecinie, gdy m.in. okazało się, że liczba uczniów chodzących na lekcje religii pierwszy raz w historii spadła w tym roku poniżej połowy.

Emocje wzbudził też tegoroczny koszt nauczania religii w szkołach – ok. 14 mln zł. I w ogóle niektórzy przypomnieli sobie, że w tym roku do Arcybiskupiego Wyższego Seminarium Duchownego w Szczecinie zgłosiło się tylko czterech kandydatów.

Przemysław Słowik bez litości: – Myślę, że ma potencjał do zamknięcia.

W Szczecinie o religii i krzyżach

Ostatnio w mediach krążyły statystyki, z których wynikało, jeszcze w ubiegłym roku na religię chodziło tu 54 proc. uczniów, a w tym 49 proc. Takie zestawienie podała szczecińska Wyborcza.

Wcześniej to radni PiS poprosili miasto o dane.

Dowiedzieli się, że na religię w miejskich przedszkolach uczęszcza tylko 356 z 2500 dzieci w wieku 3 lat (14 proc.), ale w grupach sześciolatków już 2306 z 3403 dzieci. Z kolei w szkole podstawowej w pierwszych klasach na religię chodzi ok. 76 proc. uczniów, w połowie szkoły mniej więcej połowa, lekki wzrost do ok. 60 proc. widać w okresie bierzmowania. W liceum procent uczniów chodzących na religię nie przekracza zaś 25 proc. A w ostatniej klasie wynosi 15 proc. – dane cytujemy za portalem wszczecinie.pl.

– Jeśli chodzi o przedszkola to był strzał w kolano. W przypadku 3-4-latków to potężny spadek. To największy objaw tego, jak duża zmiana idzie, bo pokazuje to, że rodzice świadomie nie zapisują dzieci na religię. To najmłodsze dzieci, które rodziły się w czasie najbrutalniejszych przemian i działań Kościoła. Musimy jednak poczekać, żeby zobaczyć, jak to się rozwinie. Jeśli ta fala będzie postępować, jeśli te dzieci dalej nie będą zapisywane, to w 10 lat całkowicie wymiecie to religię ze szkół – mówi Przemysław Słowik.

Zapytanie radnych PiS miało związek z religijnym incydentem ze Szczecina, który niemal przekształcił się w aferę na całą Polskę. Chodziło o dyrektorkę jednego z przedszkoli, która – po interwencji rodzica – we wrześniu zdjęła krzyże ze ścian.

– Dlaczego bronicie dzieciom, by mogły patrzeć na znak życia i miłości? – grzmiał szczeciński arcybiskup Andrzej Dzięga.

– Była potężna nagonka wytworzona przez Polskie Radio, TVP, lokalnych polityków PiS. Nikt poza tym tak nie reagował. Wręcz odwrotnie. Było dużo wsparcia i popierania decyzji pani dyrektor. Zrobiła się z tego niepotrzeba afera, która tak naprawdę znowu zaszkodziła Kościołowi – uważa Przemysław Słowik.

Krzyże ostatecznie wróciły na miejsce. Ale ze Szczecina zaczęły dochodzić doniesienia o tym, że radni KO w ogóle nie chcą religii w szkołach.

– To wyjątkowa sytuacja, że tak radykalne słowa padły z ust PO w Szczecinie. Gdy na początku kadencji kilku młodszych radnych wystąpiło z wnioskiem o zdjęcie krzyży, to była wielka burza. A teraz taka zmiana. I dobrze. Im więcej nas będzie za doprowadzeniem do świeckości państwa, im więcej nas będzie za wyprowadzeniem religii ze szkół i zaprzestaniem ich finansowania, tym lepiej – uważa Przemysław Słowik.

Religia w szkołach nie ma sensu

To Łukasz Tyszler razem z innym radnym przed laty wieszał krzyż zdjęty wcześniej ze ściany przed sesją Rady Miasta. Pamięta tamtą burzę, mówi, że pierwszy raz spotkał się z taką sytuacją. Dziś ma świadomość, że takie sytuacje mogą zdarzać się częściej.

– Dla mnie, jako dla katolika, jest to bez znaczenia. Państwo z założenia jest świeckie, służy wszystkim religiom. To, czy symbol mojej wiary będzie wisiał w miejscu publicznym, czy nie, dla mojej wiary nie ma żadnego znaczenia. Ja w tym miejscu ani się nie modlę, ani Chrystus nie musi na mnie patrzeć, żeby przypominać mi o wierze. Nie róbmy obowiązku z tego, że krzyż musi być wszędzie, bo to powoduje niepotrzebne emocje – mówi.

To on – jako praktykujący katolik – powiedział, że religia w szkołach straciła rację bytu. W Polskę poszło, że w Szczecinie chce tego PO, ale to tylko jego osobista opinia, a nie całego klubu. – Takiej dyskusji, takich rozmów w PO nie było – zastrzega.

Jednak z tego, że religia w szkole straciła sens, nie wycofuje się. Ma dzieci w szkole podstawowej i średniej, które chodzą na religię. Widzi, że są w mniejszości. Ma też wrażenie, że lekcje religii są słabe, że prowadzący przy tak małej liczbie uczniów nie mają motywacji. A on, jako osoba wierząca, widzi, że dzieci właściwie niczego się tam nie uczą.

– Jeśli na religię chodzi 25-35 proc. dzieci, a kiedyś chodziło więcej, to samo to jest świadectwem. Dla mnie nie ma to większego sensu. Wydaje mi się, że chyba nadszedł czas, żeby ludzie Kościoła zaczęli mówić o tym, czego oczekują. Ja oczekiwałbym powrotu religii do sal parafialnych. Ale nie chciałbym stwarzać wrażenia, że Łukasz Tyszler wziął sobie za cel wyprowadzenie religii ze szkoły – mówi.

Skąd taki poziom religijności Szczecina

Szef klubu KO w szczecińskiej Radzie Miasta ma świadomość, że takie podejście mogłoby burzyć wiernych w innych częściach kraju. I tu znów wracamy do tego, skąd taki, a nie inny poziom religijności w tym regionie.

– Myślę, że jest to kwestia korzeni. Na południu i na wschodzie Polski, gdzie ludzie w większości żyli z dziada pradziada, było większe kultywowanie tradycji. Być może był też większy nacisk społeczny, który powodował, że mniej było tolerancji dla zachowań, które nie były powszechnie akceptowane. W Szczecinie była ludność napływowa, każdy przyjechał skądś, częściej pojawiały się inne religie, społeczność nie była zżyta, dopiero zawiązywały się relacje. To powodowało, że z biegiem czasu, gdy poprawiał się ich komfort życia, rezygnowali z obowiązku chodzenia do kościoła. Na południu Polski takich sytuacji było mniej – mówi Łukasz Tyszler.

Ale przyczyn może być więcej.

Część mieszkańców pracowała za granicą, np. w Norwegii. Zasobność portfela powodowała, że było więcej możliwości spędzenia czasu z rodziną niż uczestnicząc we mszy świętej.Łukasz TyszlerRada Miasta Szczecin

– A może też Szczecin nie miał szczęścia do hierarchów kościelnych, którzy nie potrafili dopasować swojej aktywności do tego, żeby zachęcić ludzi? Często pobierali wzorce z centralnej czy południowej Polski, nieco narzucając to jako obowiązek: jesteś katolikiem, to musisz to i to, a jak nie to grzech i kara. Biskupi byli przysyłani z różnych regionów Polski i próbowali powielać te schematy u nas. A zachęt było dużo mniej. Pomijam kwestię afer pedofilskich, bo to dotyka całą Polskę – dodaje.

Przemysław Słowik: – Myślę, że mamy jednego z bardziej radykalnych kościelnych arcybiskupów, czyli abpa Dzięgę. Niestety u nas były też najgłośniejsze przypadki pedofilii. Ks. Andrzej Dymer oskarżany o molestowanie seksualne nieletnich zmarł, nigdy nie został osądzony. Myślę, że skandale pedofilskie oraz buta i arogancja Kościoła to trzy podstawowe rzeczy, które są bolączką całego Kościoła w Polsce, a u nas są wyjątkowo widoczne.

To – jak mówi – pokazuje, że "czas złego Kościoła powoli dobiega końca": – Kościół nie wykorzystał szansy na to, żeby dostosować się do zmieniających się realiów, żeby pomagać ludziom, żeby wykorzystać potężne zaufanie, jakie miał po 1989 roku. Przez 30 lat konsekwentnie to wszystko zmarnował,= traktując Polskę jako bankomat, powiększając swoje majątki zamiast zająć się pomocą potrzebującym

– Ludzie w Szczecinie to widzą. Wśród władzy nie do końca. Mimo wszystko nasze władze samorządowe mają i w ostatnich 20 latach miały z Kościołem silne relacje. Na potrzeby Kościoła miasto przez ten czas przekazało ziemie o wartości kilkudziesięciu milionów złotych – wskazuje.

To już jednak inna historia.