Lewandowski odesłany z raju do samego piekła. Na ten dzień "czekał" 13 lat

Krzysztof Gaweł
26 października 2022, 21:57 • 1 minuta czytania
Robert Lewandowski i jego FC Barcelona zostali w środę odesłani z piłkarskiego raju do samego piekła, czyli do Ligi Europy. Tak to wygląda, bo dla takich klubów jak Duma Katalonii nie liczą się żadne pucharowe zmagania poza Champions League. Nasz as czekał na ten dzień 13 lat, bo po raz ostatni w LE występował w 2010 roku w barwach Borussii Dortmund. I dobrze tej przygody raczej nie wspomina.
Robert Lewandowski odesłany z raju do samego piekła. Czekał na to raptem 13 lat Fot. JOSEP LAGO/AFP/East News

Robert Lewandowski wiosną pierwszy raz od 13 lat będzie występował w Lidze Europy. Wszystko po tym, jak FC Barcelona w środę straciła ostatecznie szansę na występ w 1/8 finału Champions League, co przydarzyło się jej po raz drugi z rzędu. Przed rokiem Duma Katalonii odpadła z Benficą Lizbona i Bayernem Monachium. Teraz poza Bawarczykami ekipę z Katalonii zdystansował Inter Mediolan. Dla Barcy to klęska.

I strata ciężkich milionów, bo sam awans do 1/8 finału rozgrywek to niemal 10 mln euro premii, a do tego wyższa premia za miejsce w europejskim rankingu i większe wpływy z praw telewizyjnych, które UEFA rozdzieli między uczestników rozgrywek już po sezonie. Lekką ręką brak awansu do szesnastki w LM można oszacować jako stratę rzędu 25-30 mln euro. Barcelona zagra w Lidze Europy, a tam wielkiej kasy nie ma. Triumfator zarobi "tylko" 8,6 mln euro.

Dla naszego napastnika, którego sprowadzono do Barcelony po to, by błyszczał właśnie w takie wieczory, jak pojedynki w Lidze Mistrzów, środowy scenariusz to koszmar i pożegnanie po latach z piłkarskim rajem. Przed ostatnią dekadę regularnie wiosną walczył w kolejnych rundach rozgrywek, strzelał bramkę za bramką, prowadził Borussię Dortmund do finału w 2013 roku, a Bayern Monachium do triumfu w roku 2020. Był królem strzelców.

Teraz z piłkarskiego raju trafi do piekła, gdzie jego zespół zagra za karę, ale w zasadzie nie może odpuścić rywalizacji o trofeum i wspomnianie miliony euro. Nie tylko ze względu na dziurę w budżecie, ale też z powodów sportowych. Sam Polak wiele razy podkreślał, że Barcelona to nowy projekt, który potrzebuje czasu i początki mogą być trudne. No i są, bo w Lidze Mistrzów zespół spisał się tej jesieni słabo. 0:2 z Bayernem, 0:1 i 3:3 z Interem, to są wyniki poniżej oczekiwań. A być może też wielkich możliwości.

I teraz najlepsze. Robert Lewandowski wraca do Ligi Europy po ponad dekadzie. Gdy wiosną FC Barcelona ruszy do rywalizacji w fazie pucharowej, nasz as zagra w tych rozgrywkach po 13 latach przerwy. Po raz ostatni występował w LE jesienią 2010 roku, gdy był jeszcze piłkarzem Borussii Dortmund. Wówczas BVB nie awansowała z grupy do fazy pucharowej, ustępując w stawce Paris Saint-Germain oraz Sevilla FC. Niemcy wyprzedzili tylko Karpaty Lwów, a nasz as strzelił jednego gola w LE.

Rok później Dortmund zagrał w fazie grupowej Champions League, ale ten występ również zakończył się klęską. A w 2013 roku "Lewy" i spółka byli już w finale Ligi Mistrzów, gdzie przegrali z Bayernem Monachium 1:2 pamiętne starcie na Wembley. Teraz, czy Barcelona chce, czy nie chce, musi wiosną zbierać cenne doświadczenie w pucharach. A Robert Lewandowski będzie miał szansę sięgnąć po koronę króla strzelców rozgrywek, których dotąd nie wygrał.

W Lidze Mistrzów jego licznik zatrzyma się przynajmniej na rok, czyli do momentu, gdy FC Barcelona znów wróci do elity. Na razie jest niemal na szczycie tabeli w LaLiga, więc jest na dobrej drodze do celu. A jeśli po drodze wygra Ligę Europy? Cóż. Za kilka lat nikt na trofeum narzekać nie będzie, choć dziś dla klubu i dla drużyny Xaviego Hernandeza klęska to dominujące odczucie.