Wybory w Brazylii to nasza wspólna sprawa? Oto dlaczego ich wyniki są ważne dla Polski
- W niedzielę w Brazylii odbyły się wybory prezydenckie
- Wyniki: 50,9 głosów zdobył Luiz Inácio Lula da Silva, natomiast ubiegający się o reelekcję Jair Bolsonaro uzyskał 49,1 proc. poparcia
- W obliczu niekorzystnych sondaży Bolsonaro jeszcze przed przegraną, wzorem Trumpa, zaczął opowiadać o sfałszowaniu (kradzieży) wyborów
Luiz Inácio Lula da Silva nie kryje radości z wygranej w wyborach prezydenckich. Popularny Lula, były prezydent Brazylii (2003–2011), wygrał z kończącym kadencję obecnym prezydentem Jairem Bolsonaro o włos. O tym, że władza przejdzie z rąk przedstawiciela prawicy do lewicowca, zdecydowało ok. 1 proc. głosów.
Wybory w Brazylii. Nieuczciwa kampania
Dr Tomasz Markiewka jest zdania, że ta niewielka różnica jest i tak ogromnym zwycięstwem Luli w sytuacji, gdy kampania wyborcza była nieuczciwa. Prezydent Bolsonaro wykorzystywał bowiem swoją uprzywilejowaną pozycję – choćby wpływ na państwowe media – by niszczyć rywala.
– To była bardzo nierówna walka. Bolsonaro to mistrz fake newsów. Prezydent na co dzień używał dezinformacji, by oszukiwać wyborców na temat tego, co się dzieje w kraju – mówi dr Markiewka.
Według filozofa Luli było o tyle łatwiej bronić się przed kampanią oszczerstw, że już był prezydentem Brazylii. Ludzie go znali, a wielu wspominało z sentymentem jako tego, który wyciągnął ich z ubóstwa. Teorie spiskowe padały więc na mniej podatny grunt.
Przypomnijmy: jak pisała w naTemat Katarzyna Zuchowicz, podczas gorącej kampanii wyborczej o Luli krążyły najdziksze plotki – włącznie z tym, jakoby był członkiem diabelskiego kultu. Trudno uciec od porównań z amerykańską kampanią z 2016 roku – wtedy rywalka Donalda Trumpa Hillary Clinton była pomawiana przez wyznawców teorii spiskowych o udział w satanistyczno-pedofilskich rytuałach.
Wygrana Luli. Nowy prezydent ma powstrzymać dewastację Puszczy Amazońskiej
Dr Tomasz Markiewka uważa, że wygrana Luli to dobra wiadomość nie tylko dla Brazylii, ale i Polski oraz świata.
– Po pierwsze Lula zapowiedział, że powstrzyma rabunkową wycinkę Puszczy Amazońskiej. To las, który nie bez powodu nazywany jest płucami Ziemi, gdyż na wielką skalę pochłania dwutlenek węgla i produkuje tlen. Bolsonaro likwidował Puszczę w takim tempie, że naukowcy obawiali się przyspieszenia katastrofy klimatycznej – mówi autor książki "Lewica dla opornych".
Filozof wskazuje, że z tego powodu wygrana Luli jest nazywana najważniejszym wydarzeniem dla klimatu w 2022 roku.
Jednocześnie, zastrzega Markiewka, z wyboru Luli nie ucieszą się Ukraińcy, ale podobnie prorosyjskie stanowisko Brazylia prezentuje za Bolsonaro, nie byłoby więc tu różnicy.
– Drugi powód, dla którego można się cieszyć ze zwycięstwa Luli, jest symboliczny. Lula pokazał, że ze skrajną prawicą można wygrać także w sytuacji, gdy uruchamia ona antydemokratyczne mechanizmy, by zwalczać rywali – tłumaczy publicysta.
Markiewka podkreśla, że porównywanie Brazylii do USA jest kuszące, ale ma swoje ograniczenia. Konsekwencje podziałów społecznych w obu państwach mają inny ciężar gatunkowy.
– Bolsonaro jest nazywany brazylijskim Trumpem, jednak trzeba pamiętać, że Brazylia nie ma tylu demokratycznych bezpieczników co Stany Zjednoczone, dlatego jego kolejna kadencja mogłaby mieć katastrofalne skutki dla kraju – mówi filozof.
Czy Bolsonaro odda władzę?
Dr Markiewka podkreśla, że jeszcze kilka lat temu były prezydent Lula miał opinię politycznie skończonego – odsiadywał wyrok za korupcję (podważył go Sąd Najwyższy), wydawało się, że jego wpływ na losy Brazylii należy do przeszłości. Tymczasem porwał za sobą ponad połowę kraju. Symbolem tego wsparcia była jego kampanijna barwa – czerwień.
– Jeśli Lula obejmie urząd prezydenta, sympatia do niego może wzrosnąć. Wystarczy, że przestanie działać państwowy aparat propagandy – mówi filozof.
Dlaczego "jeśli", skoro wyniki wyborów w Brazylii są oficjalne?
– Bolsonaro był świadomy nadchodzącej przegranej i już od jakiegoś czasu opowiadał o sfałszowaniu wyborów. Nauczył się tego od Trumpa. Tyle że w przypadku Bolsonaro istnieje realne ryzyko, że nie skończy się na mówieniu. Jest obawa, że przegrany prezydent może zdecydować się na przewrót. Przecież nadal podlega mu wojsko – tłumaczy dr Tomasz Markiewka.
Do ewentualnego zamachu na demokrację rękę mogą przyłożyć także zwolennicy polityka prawicy – już godziny po ogłoszeniu zwycięstwa Luli rozgoryczeni wyborcy Bolsonaro zaczęli wszczynać zamieszki. Brazylijski odpowiednik ataku na Kapitol, który trumpiści przeprowadzili 6 stycznia 2021 roku, może być w związku z tym znacznie groźniejszy.
– Zamach stanu byłby tragedią dla Brazylii i świata – ocenia dr Markiewka.
USA – Brazylia – Polska. Kłamstwo o "skradzionych wyborach"
Filozof jest zdania, że gdy dojdzie do zaprzysiężenia nowego prezydenta, jego ekipa powinna przemyśleć, czy pociągnąć Bolsonaro do odpowiedzialności za jego działania – m.in. antynaukową i lekceważącą reakcję na epidemię COVID–19, która pochłonęła w Brazylii blisko 700 tys. ofiar śmiertelnych.
– Nowa władza powinna poważnie zastanowić się nad tym, jakie są szanse na skazanie Bolsonaro. Jeśli pół na pół, albo wręcz niewielkie, to ściganie go mogłoby przynieść więcej strat niż korzyści. Bolsonaro jak Trump budowałby swój wizerunek oszukanego męczennika, czym jeszcze bardziej pogłębiałby podziały społeczne. Być może roztropniejszą strategią byłoby pozbawienie go tego paliwa – rozważa dr Tomasz Markiewka.
Publicysta podkreśla, że przed prezydentem–elektem Lulą stoi bardzo trudne zadanie.
– Dziś jest czas zachwytu i radości z wygranej, jutro przyjdzie pora na złapanie się za głowę w obliczu wyzwań. Za pół roku, rok, okaże się, czy Luli uda się jednocześnie poprawić sytuację materialną społeczeństwa i powstrzymać dewastację środowiska naturalnego. Kłopot z tym mają przecież także bardziej rozwinięte kraje – konkluduje.
Czy po ewentualnej przegranej PiS w wyborach Polsce grozi przemoc polityczna, jak w USA czy Brazylii?
– Dobra wiadomość dla Polski jest taka, że PiS nie jest tak jednolity jak Trump. Były prezydent USA szarżował jednoosobowo, ku przerażeniu części Partii Republikańskiej, która jednak karnie stanęła za byłym prezydentem i jego kłamstwami. Z kolei Prawo i Sprawiedliwość by się podzieliło gdyby ktoś rzucił pomysł siłowego wywrócenia wyników wyborów.
PiS nawet gdy przegra, będzie się cieszyć wystarczającym poparciem, by móc snuć wizję powrotu do władzy. Przewrót nie jest dla niego ani jedynym, ani najlepszym rozwiązaniem – konkluduje dr Tomasz Markiewka.