To tam proboszcz nazwał radnych "wrogami Kościoła". Nie chcieli oddać mu działki za bezcen
- Proboszcz parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa w Pszczółkach chciał kupić od gminy z 99-proc. bonifikatą działkę pod budowę kościoła we wsi Skowarcze. Miała to być czwarta świątynia w tej gminie, oddalona o 2,5 km od kościoła w Pszczółkach.
- Radni nie zgodzili się, by sprzedać gminny majątek za bezcen. W rozmowie z naTemat tłumaczą, że mają pilniejsze wydatki, jak chociażby budowę nowej szkoły.
- Duchowny nazwał radnych "wrogami Kościoła". Miał też posądzić ich o "prorosyjskie zapędy". – Nigdy nie używałem słów "prorosyjskie zapędy", natomiast powiedziałem, że radni nie działają dla społeczności. Można powiedzieć, że nazwałem ich wrogami nie tyle Kościoła, co ludzi wierzących – wyjaśnia proboszcz Józef Urban.
"W Pszczółkach mamy prawdziwe Wilkowyje. Wybuchła awantura między miejscowym proboszczem a radą gminy" – donosi lokalna telewizja Północna.tv. Inne media też rozpisują się o konflikcie, jakiego pomorska wieś dawno nie widziała. W mediach społecznościowych poruszenie.
Kością niezgody jest kościół, a właściwie teren, na jakim ten miałby stanąć – plac w Skowarczu (wieś oddalona o 2,5 km od Pszczółek, gdzie jest już świątynia). Proboszcz Józef Urban, budowniczy – jak samo o sobie mówi – dwóch kościołów, zapragnął postawić i kolejny. Od słów szybko przeszedł do czynów – na początku roku wysłał pismo do wójta gminy Pszczółki i przewodniczącej tamtejszej rady. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie oczekiwanie kapłana, by dostać od gminy działkę pod budowę czwartej w gminie świątyni praktycznie za darmo. Ksiądz wprawdzie chciał kupić teren, ale aż z 99-proc. bonifikatą.
– Na początku roku ksiądz zwrócił się z prośbą o wydzielenie hektara działki na budowę kościoła. Natomiast w lipcu złożył on drugi wniosek, gdzie domagał się innej działki i pół hektara ziemi – mówi nam Anna Staniewicz, przewodnicząca rady gminy. Szacunkowo działkę o wielkości hektara wyceniono na około 2 mln zł.
Wójt pozostawił decyzję radnym. W marcu br. w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" stwierdził, że jeśli samorządowcy odrzucą wniosek proboszcza, to on nie będzie zajmował się sprawą.
Ksiądz nie siedział z założonymi rękami, oczekując na odpowiedź radnych. – Od marca prowadził kampanię i lobbował na rzecz budowy kościoła. Na stronie parafii pisał, by modlić się o światło Ducha Świętego dla wójta i całej gminy Pszczółki – opowiada mieszkanka wsi.
Miał to robić w każdą niedzielę także w kościele. Podczas jednego z kazań wprost nazwał samorządowców "wrogami Kościoła". Miał też raczyć wiernych przypowieścią o rolniku, który nie dał pieniędzy na dzwon kościelny w Stanisławowie, a później nagle zmarł na zawał.
Nie czuję się wrogiem Kościoła, jestem przede wszystkim człowiekiem sprawującym mandat, który uzyskałem od swoich wyborców. A nie było wśród nich wielkiego entuzjazmu, by tę działkę przekazać.
Przewodnicząca rady słyszała, jak ksiądz nazwał radnych "wrogami Kościoła" i do dziś nie może się z tym pogodzić: – Ani ja, ani pan wójt, ani żaden radny gminy Pszczółki – nie jesteśmy wrogami Kościoła. A takie słowa padły podczas mszy świętej. Nie było mnie zaś na mszy, podczas której ksiądz miał mówić o "prorosyjskich zapędach radnych". Natomiast od niejednej osoby słyszeliśmy, że tak nas nazwał – opowiada Anna Staniewicz. Potwierdzają to relacje w lokalnych mediach.
Ksiądz Józef Urban tłumaczy mi przez telefon: – Nigdy nie używałem słów "prorosyjskie zapędy", natomiast powiedziałem, że radni nie działają dla społeczności. Można powiedzieć, że nazwałem ich wrogami nie tyle Kościoła, co ludzi wierzących.
Od kościoła bardziej potrzebna szkoła
Ostatniego dnia października radni zebrali się na sesji i dyskutowali o wniosku proboszcza. W uprzejmych słowach większością głosów (cztery do jednego) odmówili księdzu sprzedaży działki z bonifikatą: – Serdecznie dziękujemy za troskę i uwagę, jakie zostały poświęcone tak istotnej dla mieszkańców Skowarcza sprawie, dlatego też przychylamy się do wsparcia budowy kościoła w Skowarczu i deklarujemy sprzedaż na ten cel części działki o powierzchni około 0,5 hektara według ceny ustalonej na podstawie operatu szacunkowego – mówiła przewodnicząca. Proponowała też sprzedaż ratalną.
Radny Przemysław Jaskólski zaproponował sprzedaż działki z 50 proc. bonifikatą. Kolegom mówił, że był to pomysł "zgodny z głosem jego sumienia". Ale został on odrzucony (12 głosów przeciw, 2 – za).
Księdz nie zjawił się na otwartej sesji. Ale dzień później na profilu parafii na Facebooku zamieścił wymowny wpis: "Oto krzyż czekający na swoje miejsce na Placu Kościelnym w Skowarczu". Po raz kolejny poprosił też o modlitwę, by wkrótce na placu stanął krzyż, a w przyszłości i kościół. Dodał – co jeszcze bardziej zbulwersowało mieszkańców gminy: "Tylko pod tym krzyżem, tylko pod tym znakiem Polska jest Polską, a Polak Polakiem".
Radni i mieszkańcy uważają, że oczekiwania proboszcza są "nie na miejscu". – Naszym głównym argumentem przeciw były trudne czasy i pilniejsze potrzeby. Zwykle robię wywiad środowiskowy, czyli pytam mieszkańców, co uważają na dany temat. I oni też powtarzali, że są ważniejsze potrzeby w tych trudnych czasach. Wiemy, co się dzieje na świecie, jak szaleje inflacja. Potrzebna jest szkoła, żłobek, przedszkole – wskazuje radny Sławomir Ziętek. Prosi, żeby zaznaczyć, że wrogiem Kościoła nigdy nie był. – Ale przy podjęciu decyzji musimy kierować się dobrem gminy i podejmować decyzje, które przyczynią się do jej rozwoju – dodaje.
Wtóruje mu Anna Staniewicz:– Nie chcemy tej działki sprzedawać za bezcen, ponieważ nie jesteśmy gminą na tyle bogatą, żeby stać nas było na rozdawanie za 1 proc. gminnego majątku. I tak jak ksiądz mamy do zrealizowania ważne zadania. Planujemy wybudować szkołę podstawową, świetlice wiejskie. Musimy zająć się remontem dróg i stworzeniem mieszkańcom jak najlepszych warunków do życia.
Trzy puste kościoły
We wsi słyszę, że ludzie głowią się teraz, czym ogrzać mieszkanie albo jak zapłacić rachunki za prąd, gaz. Mniej zajmuje ich budowa czwartego w gminie kościoła. Tym bardziej, że jak zauważają radni, w trzech pozostałych znajdzie się aż nadto miejsca dla nowych wiernych.
Mamy kościół w Różynach, Żelisławkach i w Pszczółkach. I w żadnej z tych świątyń nie ma stu procent zajętych miejsc. Miejsce w kościele jest dla każdego. Nie widziałam też, by podczas mszy ludzie stali na zewnątrz. Ludzie naprawdę mają inne potrzeby: żeby wysłać dziecko do szkoły, żeby były połączenia autobusowe z każdej miejscowości, żebyśmy nie byli wykluczeni w żadnej dziedzinie.
Staniewicz nie może zrozumieć, dlaczego ksiądz – choć kościół planuje wybudować za parę lat – koniecznie teraz chce przejąć działkę. – My mówimy "nie" kościołowi, ale teraz nie możemy sobie na to pozwolić. Może za 15-20 lat będzie nas na to stać – dodaje.
Duchowny przekonuje, że za rok, dwa deweloperzy wykupią wspomniany teren. – I wtedy nie będzie już o czym rozmawiać – mówi. I wylicza: – Skowarcz zamieszkuje już przynajmniej 2 tys. osób. Do zabudowy jest tam zapewne około 30 hektarów. W perspektywie 10-15 lat ta miejscowość będzie miała co najmniej 5 albo 6 tysięcy mieszkańców. A kościół buduje się 10-15, a może nawet 20 lat. Zależy mi na tym, by ludzie wierzący, którzy już tam są, mieli swój kościół. I tyle.
Proboszcz: kościół i tak powstanie
Duchowny uważa, że teren trzeba ogrodzić. W środek wbić stalowy krzyż z figurą, który – jak zaznacza – sami mieszkańcy Skowarcza już zorganizowali.
– Jestem człowiekiem i księdzem, wierzącym, dlatego wiem, że ten kościół powstanie, czy za tego wójta czy innego. Ludzie wcześniej czy później zrozumieją, o co chodzi. Wiatr historii zdmuchnie wójta, radę. I ktoś inny będzie. Pomoże – czy to mnie, czy następcy. Kościół będzie i ja głęboko w to wierzę. Jeżdżę do Gietrzwałdu i modlę się w tej intencji. Będzie to kościół pod wezwaniem Matki Boskiej Gietrzwałdzkiej. Pan Bóg sobie z nimi poradzi. Człowiek jest za mały. To są rzeczy wielkie – snuje swoją opowieść proboszcz Urban.
– A bez bonifikaty wybudujecie? – dopytuję.
– Bez bonifikaty nie wybudujemy – odpowiada szybko. Ale i dodaje też, że nie daje wiary szacunkowej wycenie wartości działki.
– Pan sołtys pół roku temu rzucił, że działka w Skowarczu kosztuje 2 mln zł. Tyle może kosztować działka w Sopocie, Gdańsku, ale nie pole w Skowarczu. Wczoraj sprawdzałem i hektar ziemi kosztuje tu 56 tys. zł. To jest ziemia szóstej, siódmej klasy. Jestem rolnikiem, więc wiem, że tam jest posiany owies. Dlatego opowiadanie, że proboszcz chce ukraść działkę za 2 mln zł, jest zwykłym kłamstwem. I jest mi przykro, że takie kłamstwa funkcjonują w obiegu – załamuje ręce duchowny.