Nieoficjalnie: Polska chce pozwać KE do TSUE. Chodzi o naliczanie milionowych kar

Mateusz Przyborowski
03 listopada 2022, 13:30 • 1 minuta czytania
W czwartek mija dokładnie rok, odkąd Komisja Europejska nalicza Polsce milion euro kary dziennie za brak zawieszenia przepisów odnoszących się do uprawnień Izby Dyscyplinarnej. Jak ustaliło RMF FM, rząd PiS rozważa pozwanie KE do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej, chcąc odzyskać przynajmniej część pieniędzy.
Ursula von der Leyen i Mateusz Morawiecki Fot. ANDRZEJ IWANCZUK / REPORTER

"Najpierw będzie prośba do Komisji Europejskiej 'po dobroci', potem pozew do TSUE za naliczanie kar w związku z Izbą Dyscyplinarną" – przekazało RMF FM. Dziennikarka stacji usłyszała te słowa w Brukseli ze źródeł rządowych.


Polska pozwie Komisję Europejską do TSUE?

W ten sposób rząd PiS będzie chciał odzyskać przynajmniej część kar, a konkretnie tych nakładanych codziennie od 15 lipca. Łatwo policzyć zatem, że chodzi o przeszło 100 milionów euro.

A skąd wzięła się data 15 lipca? Tego bowiem dnia weszła w życie prezydencka ustawa o Sądzie Najwyższym, likwidująca Izbę Dyscyplinarną, którą zastąpiła nowa Izba Odpowiedzialności Zawodowej.

Zdaniem obozu rządzącego ustawa załatwia sprawę, ale innego zdania są urzędnicy w Brukseli. Komisja Europejska wielokrotnie informowała, że to właściwy kierunek, jednak nie wypełnia w całości założeń środka tymczasowego. Poza likwidacją samej Izby KE wymaga także m.in. zawieszenia skutków jej orzeczeń w sprawach o uchylenie immunitetu sędziowskiego.

RMF FM ustaliło nieoficjalnie, że Polska najpierw listownie będzie starała się przekonać KE, by ta wstrzymała naliczanie kar. – Jeżeli KE będzie obstawać przy swoim zdaniu, to TSUE jest właściwy do rozstrzygnięcia tego sporu – stwierdził przedstawiciel polskich władz.

Dodał, że "KE kontynuuje procedurę egzekucyjną, czyli nie uznaje wykonania przez Polskę środka tymczasowego".

Siódma transza kar

Polska ma dwa miesiące na zaskarżenie decyzji wykonawczej o potrąceniu ostatniej transzy kar. Przypomnijmy, że w ubiegłym tygodniu KE potrąciła nam siódmą transzę kar w wysokości 30 milionów euro. Kwota obejmuje okres od 28 czerwca do 27 lipca tego roku.

W sumie straciliśmy już 267 milionów euro, czyli ponad 1,2 miliarda złotych. Nasz kraj nie płaci kar bezpośrednio, dlatego Komisja sama odcina kolejne kwoty od należnych nam funduszy.

A na tym tracą na przykład samorządy. Potrącane transze obejmują bowiem refundacje za rozliczone faktury z poszczególnymi regionami, o które do Brukseli wnioskuje budżet państwa. W rezultacie tracą więc wszyscy podatnicy.

Jeśli polskie władze pozwałyby KE do TSUE, wyrok mógłby zapaść nawet w połowie przyszłego roku.

Co z wnioskiem o pieniądze z KPO?

Nierozwiązanie problemów z praworządnością przejawia się nie tylko w karach. Zmiany w obszarze sądownictwa to bowiem jeden z "kamieni milowych", od których KE uzależnia wypłatę środków w ramach Krajowego Planu Odbudowy.

W grę wchodzi około 158 miliardów złotych. Na razie Polska nie otrzymała nawet złotówki ze środków przewidzianych w ramach Funduszu Odbudowy, który ma wspierać państwa członkowskie w wychodzeniu z kryzysu po pandemii COVID-19. Co więcej, nie wpłynął nawet wniosek o wypłatę środków z KPO.

Jeszcze we wrześniu premier Mateusz Morawiecki zapewniał, że zostanie on złożony "najpóźniej do końca października". Okazuje się jednak, że Polska będzie mogła zwrócić się w tej sprawie do Brukseli najwcześniej za miesiąc. Jak informowaliśmy w naTemat, nadal nie ustalono z Komisją Europejską sposobów weryfikacji kamieni milowych.