"Jesteśmy wstrząśnięci". Przez elektrownię jądrową znaleźli się na świeczniku, ale czy oni jej chcą?

Katarzyna Zuchowicz
05 listopada 2022, 07:26 • 1 minuta czytania
Sołtys Kopalina mówi, że płot będzie dwa kilometry od nich, ale on jest optymistą. Odwiedził elektrownie w innych krajach, rozmawiał z ludźmi, którzy obok nich mieszkają, widział, jak żyją i jest bardzo dobrej myśli. Ale po sąsiedzku wrze. Na parkanach posesji wiszą plakaty "Nie dla atomu", mieszkańcy załamują ręce. – Jest bardzo nerwowo. Wszyscy są już zmęczeni – przyznaje jedna z mieszkanek Słajszewa. Tu ma powstać pierwsza w Polsce elektrownia jądrowa.
Tu ma powstać pierwsza w Polsce elektrownia jądrowa. Jak reagują mieszkańcy gminy Choczewo? (zdjęcie ilustracyjne) fot.THIERRY MONASSE/REPORTER/East News

Niewielka gmina Choczewo od kilku dni jest na ustach wszystkich, choć wokół planów budowy elektrowni jądrowej właśnie tu głośno jest przecież nie od dziś. Ale gdy 2 listopada rząd przyjął uchwałę ws. elektrowni jądrowych a amerykański inwestor Westinghouse wskazał to miejsce jako preferowaną lokalizację budowy elektrowni, ssprawy nabrały tempa. I cała gmina znów momentalnie znalazła się na świeczniku.


Przypomnijmy, trzy reaktory mają stanąć dwa kilometry od miejscowości Słajszewo, między latarnią Stilo, a plażą w Lubiatowie, niedaleko innych spokojnych miejscowości Kopalino, Biebrowo, Jackowo, Sasino. W lesie.

Pod budowę – jak opowiadają mieszkańcy – ma być wycięte ponad 600 ha lasu, choć wersje obszaru, o jakim mówią, lekko się różnią. Tak samo, jak w przypadku liczby robotników, którzy mają budować elektrownię. Słychać o 8 tys., ale też o 20 tys. pracowników.

– Jest wielka niewiadoma z dużym znakiem zapytania. Ludzie zostali pozostawieni sami sobie – reaguje jedna z mieszkanek.

Według planów budowa elektrowni ma ruszyć w 2026 roku. Do tego czasu ma być przygotowana cała infrastruktura. Ludzie opowiadają, że mają powstać drogi, sieć telekomunikacyjna, wodociągowa, molo, do którego drogą morską – z Gdyni – mają docierać materiały. Już w poniedziałek jest pierwsze spotkanie ws. budowy drogi wojewódzkiej.

– Trzeba pamiętać o tym, że gmina z pięknie turystycznej z najpiękniejszymi lasami i plażami stanie się niestety gminą turystyczno-przemysłową. Musimy znaleźć najlepsze rozwiązanie, żeby w tej nowej rzeczywistości się odnaleźć. Będzie ona całkiem inna. Gmina w obecnej formie będzie zniszczona – mówił w "Dzienniku Bałtyckim" wójt gminy Wiesław Gąbka.

Pierwszy reaktor ma zacząć działać w 2033 roku. I wójt, i część mieszkańców, widzi w tej elektrowni wielką szansę dla gminy. Ale, jak łatwo przewidzieć, ludzie są podzieleni.

– Jesteśmy wstrząśnięci – mówi nam Joanna Zwierzchowska, była prezes zarządu, dziś członek Stowarzyszenia Obrony Naturalnych Obszarów Nadmorskich Bałtyckie SOS.

Nie chcą budowy elektrowni

Stowarzyszenie zostało zarejestrowane w marcu tego roku, ale ruch społeczny ruszył w grudniu 2021 – od momentu, gdy wójt Choczewa ogłosił, że elektrownia będzie u nich i może gmina będzie brzydka, ale za to bogata.

– Stowarzyszenie powstało po to, żeby bronić nas przed takimi głupimi pomysłami jak budowa elektrowni atomowej w gminach turystycznych, w najbardziej atrakcyjnych rejonach polskich. Ono reprezentuje wszystkich, którzy nie zgadzają się na budowę. W naszym gronie są zarówno rdzenni mieszkańcy, jak i ludzie, którzy na co dzień mieszkają np. w Gdańsku, ale w gminie Choczewo mają nieruchomości. To rolnicy, ludzie, którzy mają pensjonaty, a także ci, którzy nie prowadzą żadnego biznesu. To bardzo duży przekrój. Członków stowarzyszenia mamy nawet we Francji. To ludzie, którzy korzeniami związani są z tym miejscem i inwestują w gminie – opowiada.

Twierdzi, że nie bardzo są dopuszczani do głosu.

A ludzi przeraża wszystko. I to, że budowa elektrowni związana będzie z budową gigantycznej infrastruktury, którą trzeba będzie przewieźć konstrukcje stalowe, cement itp. Że w tym celu gmina zostanie poprzecinana torami, co zburzy i krajobraz, i życie mieszkańców. Że cała konstrukcja będzie stała na 10-metrowym cokole betonowym i przy jego budowie będzie huk i wstrząsy. Że na gigantycznym placu budowy będą pracować tysiące ludzi. Że jak wybudują dla nich studnie z wodą, to ucierpi woda w ich studniach. Że pył z budowy może unosić się na wiele gmin. Że rolnicy mogą stracić swoją ziemię, które zakupili po byłym PGR i do dziś spłacają kredyty. Że ucierpią ich turystyczne i rolnicze biznesy, bo gmina jest turystyczno-rolnicza.

Mieszka tu tylko ok. 5 tys. osób.

Jedna z mieszkanek wytyka:

– Mieszkańcy są bardzo niezadowoleni. Jest bardzo nerwowo. Ludzie są oszukiwani, nic nie wiedzą. W naszej gminie nie nie ma nic. Nie ma dróg, nie ma kolei, nie ma pogotowia, policji, światłowodu. Gmina nie jest skanalizowana. A będzie wycięte prawie 650 ha lasu. Zginie płuco Polski, gdzie przyjeżdża bardzo wielu turystów. Z tej nerwówki ludzie są już bardzo zmęczeni, cierpią na zdrowiu.

"Nie odróżnią dnia od nocy"

Joanna Zwierzchowska podaje przykład spokojnej miejscowości Słajszewo, gdzie jest zameldowanych ponad 300 mieszkańców, a latem przewija się kilka tysięcy ludzi.

– Do plaży są 3 km. Po 1,5 km jest parking, stamtąd idzie się przez las. Wraz z budową elektrowni od tego parkingu zacznie się degradacja środowiska. Czyli cały sosnowy las od jednego do drugiego końca gminy będzie wycięty, bo tam ma powstać elektrownia. Ale do niej musi dochodzić droga, po której statystycznie co 1,5 minuty będzie jeździł tir i ciężki transport dowożący sprzęt do atomówki. Powstanie bocznica kolejowa, wstępnie mówi się o trzech torach i pociągach do kilometra długości. Tam ma powstać port morski. Z każdego reaktora będą wychodziły rury w morze, którymi będzie dostarczana potężna ilość wody do chłodzenia tych reaktorów i wypuszczana dalej, w kolejnej miejscowości turystycznej Lubiatowo-Kopalino. Zapewniają nas, że rury będą wkopane, zobaczymy – mówi.

Jeden z sympatyków jej stowarzyszenia budował kiedyś elektrownię jądrową w Czechach. Od niego mają czarną wizję, co może czekać mieszkańców.

– Powiedział: "Dla was jako dla mieszkańców to jest dramat. Oświetlenie miejsca budowy będzie trwało cały czas i będzie tak silne, że nie będziecie rozpoznawać dnia od nocy". Jego ludzie byli zakwaterowani 2 km od budowy, zażądali przeniesienia, zostali przeniesieni do hotelu 30 km dalej. Powiedział: tak to wyglądało u nas i prawdopodobnie tak będzie tu. Tylko że ta inwestycja jest gigantyczna w stosunku do tych, które ja budowałem.

O tym, że nie będą odróżniać dnia od nocy, słyszę potem jeszcze od innych mieszkańców.

Joanna Zwierzchowska była inicjatorką protestu ws. budowy elektrowni. W ciągu miesiąca jej stowarzyszenie zebrało ponad 1300 podpisów na ankietach i 9 tys. podpisów w internecie.

Rozmawiała też kiedyś z pracownicą Uniwersytetu Gdańskiego, która jeździła do Choczewa i robiła ankiety o tym, jak opinia publiczna postrzega tę inwestycję. – Kiedy zapytałam ją, jak rozkładają się głosy, powiedziała: "Szczerze? Nie spotkałam nikogo za. Wszyscy są przeciw. Ale gdy pani posłucha rządu, TVP, to z uporem maniaka powtarza się, że 70 proc. ludzi to akceptuje".

Dzięki elektrowni będą inwestycje

Ale nie wszyscy mieszkańcy tak boją się atomu. "Nie dla atomu" przeplata się z "Tak dla atomu" i to również trzeba podkreślać. Podział w gminie jest widoczny, skrajne emocje łatwo się wyczuwa. Wizja gminy, która się na nim wzbogaci, przekonuje wielu. "Choczewo może stać się jedną z najbogatszych gmin w Polsce" – już piszą media.

– Jak ze wszystkim ludzie są "za" i "przeciw". Żeby powiedzieć, że się cieszą, to za dużo powiedziane. Ale teraz, z tego co słyszę od mieszkańców, większość jest zdecydowanie zadowolona, że wreszcie zapadła decyzja. Najgorsza była niepewność i oczekiwanie, czy można tu inwestować, czy nie i w jakim zakresie. Przecież to wszystko trwało ponad 12 lat – reaguje w rozmowie z naTemat sołtys Kopalina Jerzy Żuczek.

Wspomina, że w gminie nie ma żadnych wpływów podatkowych z zakładów przemysłowych. – Żeby móc inwestować w jej rozwój, potrzeba środków. A te środki są tak małe, że nie wystarcza, żeby załatać najpilniejsze rzeczy, jak kanalizacja, drogi, oświetlenie dróg. Na to nie ma środków. Takie inwestycje, jak elektrownia – jądrowa, czy inna, jak Bełchatów – przynosiły wysokie dochody dla okolicznych gmin. Te pieniądze mogły być przeznaczane na inwestycje i infrastrukturę. I to cieszy ludzi. Ci, co zainwestowali duże pieniądze w agroturystykę, mają rację, pytając: dlaczego u nas? Ale każdy w innej gminie tak by reagował – mówi sołtys Kopalina.

Kopalino to jedna z miejscowości położonych najbliżej ewentualnej elektrowni.

– Teren elektrowni będzie się rozciągał w pasie nadmorskim. Od Kopalina do płotu elektrowni to ok. 2 km. My jesteśmy trochę z boku. Centralny punkt budowy będzie w prostej linii ze Słojszewa do morza. Tam sa komplikacje związane z zejściem wczasowiczów do plaży. Teraz będzie musiała być zrobiona dla nich nowa droga. Tam najbardziej widać protesty – mówi Jerzy Żuczek.

Wycieczki do elektrowni w Europie

Sołtys Kopalina nie chce spekulować, co będzie, jaki wpływ elektrownia może mieć na turystykę.

– Nie możemy dziś przewidywać, co będzie. A może turystyka się zwiększy? Może turyści przyjadą z samej ciekawości? – odbija piłeczkę.

Ale opowiada, że PEJ, wcześniej jako PGEJ1, organizowała dla mieszkańców i samorządowców wycieczki krajoznawcze z możliwością odwiedzenia elektrowni jądrowych w Europie – do Finlandii, Francji, Czech, czy Anglii. Z Choczewa jeździły grupy po 40-50 osób.

Sam był w Anglii, Czechach, Słowacji, na Litwie. – Widzieliśmy za płotem normalne życie. Pasące się zwierzęta, obsiane pola. Dziś niektórzy mówią: nic tu nie będzie rosło, wszystko będzie martwe. A myśmy sami widzieli, jak jest. Od początku były u nas protesty niektórych mieszkańców. Namawialiśmy, żeby pojechali. Nie chcieli. A my rozmawialiśmy z ludźmi, którzy żyją obok elektrowni. Odnieślismy wrażenie, że nie tylko elektrownia im nie przeszkadza, ale są zadowoleni z infrastruktury, która powstała. I że mają zatrudnienie – opowiada.

Sołtysa martwi co innego.

– My jedynie mamy obawy związane z całą siecią przesyłową, która zmieni naszą gminę. Nie chodzi tylko o energetykę jądrową. Cieszymy się z zielonej energii, ale to też kable i słupy wysokiego napięcia. To nas najbardziej przeraża: że będziemy pod pajęczyną drutów. Nasz wójt stara się to zminimalizować, ale czy to jest realne? Zobaczymy – mówi.

Z trzech strona Natura 2000

Żeby zobrazować całą sytuację gminy, trzeba wyobrazić sobie, w jakim znajduje się położeniu.

Joanna Zwierzchowska tak ją przedstawia:

– W gminie mamy taką sytuację, że jesteśmy otoczeni czterema gigantycznymi elektrowniami. Na południu otwarta jest farma fotowoltaiczna w Zwartowie, która ma ponad 300 ha powierzchni, ma moc 390 megawatów i jest w stanie zasilić 150 tys. gospodarstw domowych przez cały rok. To mniej więcej całe miasto Gdańsk. Mamy farmę wiatraków lądowych, która również zajmuje olbrzymi obszar. Trwają prace nad farmą wiatraków morskich – w tym celu również będą wycinki lasu, na 65 ha powstaje olbrzymia trafostacja w miejscowości Osieki, która ma zasilać południe Polski.

Dodaje jeszcze, że elektrownia będzie graniczyć z obszarem Natura 2000 – od wschodu i zachodu.

– A także chyba w 50 proc. od północy. I w ten obszar, takie kółeczko między Naturami 2000, weszły elektrownie jądrowe. To jest nienormalne. Ja nie mogę wybudować domu wyższego niż 11 metrów, bo jest ochrona krajobrazu. Tymczasem reaktor atomowy jest wysoki na 110 metrów.

Część mieszkańców nie zostawia suchej nitki na wójcie. Inni, że wójt stara się, żeby zminimalizowac straty. Część twierdzi, że nie jest prawdą, że 80 proc. w gminie jest za tą budową, a wójt boi się referendum. Inni mówią, że elektrownia to przyszłość dla gminy. Każdy ma swoje racje. Ale emocje buzują.

Joanna Zwierzchowska wskazuje jeszcze, że prawo bycia stroną w postępowaniu administracyjnym mają tylko ci, którzy mieszkają 100 m od inwestycji. – Większe uprawnienia mają ci, koło których jest budowana ścieżka rowerowa – mówi.

Wciska się nam kity, że turystyka będzie kwitła. My wiemy, że nie. Cała gmina i cała wieś żyje z turystyki. Albo ktoś ma kwatery, dorabia meleksami, są stadniny koni, reszta żyje z gastronomii. Wciska nam się też, że będzie praca. Ale tu nie ma bezrobocia, tu brakuje pracowników. My mamy odwrotny problem. My nie mamy ludzi do pracy .Joanna ZwierzchowskaBałtyk S.O.S

Podkreśla: – Jako mieszkańcy oraz członkowie stowarzyszenia oczekujemy na rzetelną i merytoryczną dyskusję na temat tej lokalizacji oraz przywrócenie nam naszych praw obywatelskich związanych z prawem bycia stroną w postępowaniach sądowych. Bo, że prąd jest potrzebny każdy dziś wie.

Najczęściej przewija się pytanie, po co elektrownia akurat tutaj.

– Nie wiem, dlaczego uparli się na tę elektrownię tutaj. My nie wytrzymamy napięcia budowy przez 20 lat. To jest nie do przyjęcia, żeby 600 ciężarówek dziennie tędy jeździło. Co nas czeka? Nas? Nasze dzieci i wnuki? Nawet trudno będzie się poruszać. Nie przeczę, że prąd jest potrzebny. Ale są w Polsce tereny zdewastowane, zniszczone. Budujmy elektrownię tam! – mówi inna z mieszkanek.