"Myśleliśmy, że to wypadek na polu, może piec wybuchł". Przewodów opłakuje dwóch zmarłych

Katarzyna Zuchowicz
16 listopada 2022, 16:15 • 1 minuta czytania
Wybuch zburzył spokój ich wioski w skali, jakie jeszcze nigdy nie znali. – Tak było tu spokojnie, o Przewodowie pies z kulawą nogą nie wiedział. A tu taki szum i jazgot na cały świat się zrobił. Afera międzynarodowa – mówi gospodyni księdza. Mały Przewodów przeżywa najazd służb, polskich mediów i zagranicznych stacji. Ale też ludzką tragedię. O ofiarach wszyscy, jeden po drugim, mówią tymi samymi słowami: – Bardzo dobrzy ludzie.
Kim są mężczyźni, którzy zginęli w Przewodowie. fot. AA/ABACA/Abaca/East News

Bogusław W. i Bogdan C. – to oni zginęli w Przewodowie. Obaj w wieku ok. 60 lat.

– Jeden mąż, ojciec. I drugi mąż, ojciec. To byli, dobrzy, normalni ludzie. Ogromna tragedia dla rodziny – reaguje kobieta, która mieszka 3 km od miejsca wybuchu. W poniedziałek, ok. godz. 16-ej, gdy rakieta uderzyła w lokalną suszarnię zbóż, w jej domu też zatrzęsły się szyby i drzwi.


–  Z naszej strony to nie było, że to bomby, że Putin. To jest wieś. Myśleliśmy, że to wypadek na polu, może piec wybuchł. Takie były na początku spekulacje – dodaje.

Kim były ofiary wybuchu

Mężczyzn, którzy zginęli, znają tu wszyscy. – Oczywiście, że ich znałem. Bardzo dobrzy ludzie. Bardzo pomocni. Żal ogromny – reaguje inny z mieszkańców.

W mediach pojawiają się informacje, że jeden był magazynierem, a drugi kierowcą.

Danuta Włodarczyk-Srzednicka, gospodyni księdza, opowiada nam: – Jeden z nich był stróżem przy silosach, pracował na wadze. To był bardzo uczynny człowiek. Bardzo życzliwy, wszyscy go bardzo żałują. Drugi pechowo właśnie przyjechał na wagę z sąsiedniej wioski, z Setnik.

Proboszcz miejscowej parafii obu znał bardzo dobrze. – Bardzo dużo pomagali przy parafii. To byli życzliwi, dobrzy ludzie. I dla sąsiadów, i dla innych – opowiada naTemat ks. Bogdan Ważny, proboszcz parafii pw. Świętego Brata Alberta w Przewodowie.

Wspomina jedną z ostatnich akcji: remont fasady kościoła, we wrześniu.

– To były miejsca trudno dostępne, nie można tego było zrobić od ręki, bo jest wysoko. Gdy udało nam się wypożyczyć samochód z wysięgnikiem, jeden z tych panów razem ze swoim kolegą bezinteresownie wykonał tę pracę. To również świadczy o życzliwości, o przekonaniu, że kościół nie jest tylko własnością księdza, tylko służy wszystkim ludziom – mówi ks. Bogdan.

Zna też obie rodziny. – Uczę religii w miejscowej szkole, w której pracowała żona jednego z tych panów. Mieliśmy kontakt. Z drugą panią, z Setnik, kontakt był rzadszy, ale też bardzo dobrze ich znam – opowiada.

Co teraz? – Najważniejszy jest spokój i zajęcie się bliskimi z tych rodzin. Trzeba będzie zorganizować pogrzeb. Nie wiem, kiedy będziemy mogli wspólnie się pomodlić. Czy to będzie piątek? Czy sobota? Zobaczymy – mówi ksiądz.

Przewodów w epicentrum świata

Wieś jest w szoku. W najśmielszych snach nikomu w życiu nie przyszłoby do głowy, że znajdzie się w politycznym epicentrum świata. Że będą o nich mówić najważniejsi przywódcy, że przeżyją gigantyczny najazd służb. Że będą przeżywać najazd mediów, że CNN, BBC będą robić relacje z Przewodowa.

Na plebanię też dzwoniły zagraniczne agencje.

– Tu było tak spokojnie, jak gdzieś na końcu świata. O Przewodowie pies z kulawą nogą nie wiedział. Gdyby dwie osoby nie zginęły, pewnie nie byłoby żadnego hałasu. A jakby ta rakieta pieprznęła w pole, to w ogóle nikt by się o tym nie dowiedział. A teraz szum i jazgot na cały świat się zrobił. Zrobiła się afera międzynarodowa – mówi gospodyni.

– Nawet jak wybuchła wojna, dzwonili do mnie znajomi i pytali: "Czy u was coś słychać?". Nic nie było słychać. Tłumaczyłam, że my jesteśmy na uboczu, ani w pobliżu Dołhobyczowa, ani Hrebennego, gdzie było dużo uchodźców. Granica jest 6 km stąd, ale u nas nie przebiega żaden główny szlak, są pola i lasy, więc jest spokojnie. Nawet jak rosyjskie rakiety spadały na okolice Lwowa, ok. 50 km stąd, nic u nas nie było słychać. No i teraz mamy – dodaje.

Huk usłyszała koło szesnastej, była na plebanii. – Był straszliwy. Pomyślałam: takie pieprznięcie, że to nie mogła być opona. W pierwszej chwili myślałam, że w silosie wybuchły gazy. Znałam taką teorię, że czasami może się to zdarzyć. Ale okazało się, że nie. Za chwilę zadzwoniły do mnie siostry z Machnowa i pytały: Co to było, bo my 30 km stąd usłyszałyśmy – opowiada naTemat.

Ksiądz proboszcz w tym czasie odpoczywał, czytał książkę. – Huk był tak olbrzymi, jakiego w życiu nie słyszałem. Myślałem, że coś się stało na dachu plebanii albo przed plebanią. Wyszedłem, sprawdziłem, ale wszystko było w porządku. Nie sądziłem, że coś zdarzyło się 400 metrów od nas – mówi nam ks. Bogdan Ważny.

Zaczął przygotowywać się do mszy o siedemnastej, ale nikt już nie przyszedł. – To mógł być wybuch butli gazowej alb benzyny w traktorze. Nikt nie sądził, że to będzie rakieta. Jak wszystkie służby przyjechały, to nawet przejście przez ten kordon to był horror – mówi.

Wieś w epicentrum świata

Silosy to najbardziej przemysłowy, charakterystyczny, punkt wsi, w której mieszka około 500 osób. Od kościoła oddziela je skarpa, osiedla, szkoła. W Przewodowie jest jeszcze biblioteka, straż pożarna, koło gospodyń wiejskich, sklep – wokół nich toczy się tutejsze życie.

W ostatnią sobotę święcili wóz strażacki, który dostała tutejsza jednostka. – Pan wójt powiedział coś takiego: żeby ten samochód przydawał wam się jak najrzadziej do jakiejś akcji, ale najwyżej, żebyście wyjeżdżali na ćwiczenia. No i widzi pani. Upłynęły trzy dni – mówi proboszcz.

Jakie teraz są nastroje we wsi?

– Może pani spokojnie napisać, że tu się nic nie dzieje – mówi gospodyni.

– Im dalej od epicentrum, tym większy strach. Strach robi się od plotek, jazgotu, mówienia o tym bez przerwy w telewizji. Do mojej koleżanki w Warszawie córka z Ameryki zadzwoniła i pyta: Co tam się w Przewodowie stało? – dodaje.

Proboszcz podkreśla: – Jest obawa, ale nie ze względu na tę rakietę, która uderzyła, tylko ze względu na sytuację. Spokojna miejscowość, a tu jest tyle jednostek policji, straż pożarna, wojsko. To wszystko jest w centrum wioski. Sytuacja jest niecodzienna. To bardziej przygnębia mieszkańców. I oczywiście to, że dwie osoby zostały zabite.

Wieś jest w żałobie. W wielu mediach pojawiają się wspomnienia o obu mężczyznach.

– Moi uczniowie dwaj zginęli. Dwóch Bogdanów – powiedział w rozmowie z reporterem "Super Expressu" Mieczysław Buczak, emerytowany nauczyciel.

Reporterzy Interii usłyszeli z kolei o reakcji żony jednego z mężczyzn na tę tragedię. Kobieta była w szoku, nie dała rady rozmawiać z sąsiadami. – Była w amoku, nie chciała rozmawiać, patrzyła w dal i płakała. Dla niej to był szok – opowiadała jej sąsiadka.

– To mój kolega był. Do jednej klasy chodziliśmy. 60 lat Bogdan miał. Drugi Boguś dwa lata starszy, też dobry człowiek był. Zawsze się witał. Teraz przyszedłem, to się popłakałem. Boże kochany... – mówił dziennikarzom inny mieszkaniec przygranicznej miejscowości.