Wdowa po mężczyźnie, który zginął w Przewodowie, zabiera głos. "Muszę być silna"
- Tragedia, do której doszło w Przewodowie, wstrząsnęła lokalną społecznością
- Do szkoły nie przyszło wielu uczniów. Jak informują przedstawiciele władz placówki, wszyscy zostaną objęci pomocą psychologiczną
- Wśród osób, dla których jest to największa tragedia, są rodziny mężczyzn, którzy zginęli. Dziennikarzom udało się do nich dotrzeć
– Trudno opisać to, co teraz czuję – mówi Wirtualnej Polsce wdowa po jednym z mężczyzn, którzy zginęli w eksplozji na terenie suszarni zboża w Przewodowie. Pytana, czy otrzymała wsparcie psychologiczne, odpowiedziała, że otrzymała opiekę.
– Muszę się trzymać, bo mam dzieci, dla których muszę żyć – powiedziała kobieta w krótkiej rozmowie z dziennikarzami.
Przewodów dotknięty tragedią
O tym, jak wygląda życie w miejscowości, w której niespełna dobę temu doszło do tragedii, informuje między innymi dyrektorka lokalnej szkoły – Ewa Byra. Jak wynika z informacji, którą przekazała, w środę do szkoły nie przyszło wielu uczniów.
– W momencie wybuchu nie było mnie w szkole, bo już nie prowadziliśmy zajęć. Ale wszyscy jesteśmy poważnie zmartwieni tym, co się wydarzyło. Mieszkamy bardzo blisko granicy – mówiła w Wirtualnej Polsce dyrektorka placówki.
Żona jednego z mężczyzn, który zginął w wybuchu, jest pracownicą szkoły w Przewodowie. W związku z tragedią przebywa teraz na urlopie.
Wiadomo już, kim były osoby, które zginęły w wyniku eksplozji. Jak pisaliśmy w naTemat, to mężczyźni w wieku około 50 i 60 lat, pracownicy lokalnej suszarni zbóż. Jak udało się ustalić mediom, jeden z nich był magazynierem, drugi kierowcą.
Skąd pochodziły rakiety, które spadły na Przewodów?
Już wiadomo, że rakiety, które spadły w Przewodowie, nie były wymierzone w Polskę. Zostały wystrzelone przez obronę powietrzną Ukrainy jako odpowiedź na zmasowany rosyjski atak.
Informację w tej sprawie przekazał prezydent Andrzej Duda. – Najprawdopodobniej była to rakieta typu S-300 produkcji rosyjskiej, wyprodukowana w latach 70. Nic nie wskazuje na to, że została ona wystrzelona przez siły rosyjskie - stwierdził prezydent. Jak podkreślił, incydent, w którym zginęły dwie osoby, to najpewniej nieszczęśliwy wypadek.
"Jest wysokie prawdopodobieństwo, że była to rakieta ukraińskiej obrony przeciwlotniczej, która spadła na terytorium Polski" – przyznał prezydent tuż przed posiedzeniem Rady Bezpieczeństwa Narodowego.
Do sprawy już miała odnieść się także strona ukraińska, a w sprawie tragedii miał do Mateusza Morawieckiego dzwonić ukraiński premier Denys Szmyhal. Wyjaśniał, że wiele rosyjskich pocisków było wycelowanych tereny przy granicy z Polską.
Do sprawy odniósł się także sam Morawiecki, który podczas wystąpienia z prezydentem Andrzejem Dudą podkreślał, że okoliczności zdarzenia cały czas są wyjaśniane.
– Większość dowodów przez nas zebranych pokazuje, że uruchomienie art. 4 NATO być może tym razem nie będzie niezbędne, ale ten instrument jest wciąż w naszych rękach i dopiero podejmiemy decyzję. Natomiast wszystkie procedury zadziałały i pokazały, że jesteśmy częścią tego najsilniejszego na świecie sojuszu militarnego – powiedział Mateusz Morawiecki, odnosząc się do art. 4 Traktatu Północnoatlantyckiego.