Wybuch w Przewodowie jako test. Czy polskie służby zdały go na wypadek hipotetycznego ataku?
Przypomnijmy, do eksplozji doszło 15 listopada, ok. godz. 15.40. Bardzo długo nie było informacji na ten temat. Przed godz. 18.00 rzecznik rządu poinformował tylko, że premier Mateusz Morawiecki w trybie pilnym zwołał Komitet Rady Ministrów do spraw Bezpieczeństwa Narodowego i spraw Obronnych, choć nie sprecyzował, o co chodzi.
Dziennikarz Radia Zet Mariusz Gierszewski podał jednak nieoficjalnie, że w Przewodowie spadły dwie zabłąkane rakiety. O rakiecie też informowała też agencja Associated Press.
W internecie bardzo szybko zaczęły pojawiać się pierwsze zdjęcia i spekulacje – czy to ukraińska obrona zestrzeliła rakietę i ta zmieniła tor lotu. Czy to dzieło Rosjan.
Dopiero późnym wieczorem MSZ podało, że pocisk był produkcji rosyjskiej.
To, co zadziało się potem, przypomnijmy w telegraficznym skrócie – nadzwyczajne posiedzenie rządu, decyzja o podwyższeniu gotowości bojowej niektórych jednostek oraz wprowadzenie stanu podwyższonej gotowości wszystkich służb mundurowych w Polsce.
Były rozmowy z przywódcami innych państw, liderzy państw Zachodu wydali oficjalne komunikaty. – Wszyscy przywódcy, z którymi dziś rozmawiałem, zapewniali mnie o sojuszniczym wsparciu, podtrzymaniu wszystkich postanowień z art. 5. włącznie – mówił Andrzej Duda.
Wczoraj prezydent spotkał się z premierem, ministrami oraz dowódcami wojskowymi w Biurze Bezpieczeństwa Narodowego. – Cieszę się, że sojusznicy zdają egzamin – powiedział we wtorek.
W opinii publicznej przewija się jednak pytanie, dlaczego na informacje ze strony władz trzeba było czekać tak długo. Dlaczego więcej o tym, co się zdarzyło, można było przeczytać w internecie albo w zagranicznych mediach. W ogóle pojawił się jakiś chaos informacyjny i długo nie było wiadomo, czyja rakieta spadła na terytorium Polski. To prezydent USA Joe Biden przekazał liderom państw NATO, że eksplozja w Przewodowie to nieszczęśliwy wypadek
A gdyby to zdarzenie potraktować jako test przed bardzo hipotetycznym scenariuszem potencjalnego ataku na Polskę?
Gen. Bieniek: Są procedury
– Hipotetycznie nie możemy gdybać, bo spadł jeden pocisk i służby od razu podjęły działania. Zabezpieczyły miejsce, a władze podjęły działania zakulisowe, nie podając tego do opinii publicznej przez cztery godziny, dopóki nie uzyskają informacji – reaguje gen. Mieczysław Bieniek, były zastępca dowódcy strategicznego NATO.
Gdyby jednak? – Gdyby ten atak trwał, gdyby kolejne rakiety spadały, to podniosłyby się wszystkie jednostki lotnicze, które są w pobliżu. To kwestia 20 minut, żeby pojawiły się w tamtym rejonie. Następnie uruchomiony zostałby system zwalczania pocisków przeciwrakietowych, czyli sojusznicze baterie Patriot, które są rozmieszczone w Polsce. Dodatkowo zostałby postawiony w stan w gotowości obserwacyjnej system rozpoznania radioelektronicznego – naziemny oraz powietrzny – odpowiada generał.
Oczywiście rozmawiamy wyłącznie hipotetycznie.
– Na taką ewentualność są procedury. Dowództwo Operacyjne Sił Zbrojnych, Centrum Operacji Powietrznej, Centrum Operacji Lądowej ma procedury. Wciska się guzik albo otwiera się teczkę i tam jest wszystko. Dyżur może mieć najmniej zdolny pułkownik, ale gdy otwiera procedury, na pierwszej stronie ma napisane, kogo ma powiadomić i co ma uruchomić – mówi gen. Bieniek.
Czy Polska zdała egzamin?
Czy na ten moment – wybuchu rakiety na terytorium Polski – wszystkie procedury zadziałały, jak powinny?
– Nie byłem w Centrum Zarządzania Kryzysowego czy w Rządowym Centrum Bezpieczeństwa, które też mają procedury. Nie wiem. Ale na pewno bardzo szybko zabezpieczyli ten rejon. Czy powiadomili pozostałe służby i wojsko? Na pewno. Siły zbrojne zostały postawione w stan gotowości. Uruchomiona została cała sekwencja zdarzeń również związana z tym, że jesteśmy państwem NATO. Zażądano wzmocnienia i uruchomienia art. 4 – wymienia gen. Bieniek.
Uważa: – Na tym etapie zdaliśmy test. Można mieć tylko pretensje do czasu ujawnienia tego faktu opinii publicznej. Być może były jakieś przesłanki ku temu, ale takie rzeczy i tak się rozchodzą. Wystarczy, że mieszkaniec zrobił zdjęcie dołu i wysłał koledze. Dlatego czas jest bardzo istotny, żeby nie siać paniki w społeczeństwie.
A całe zamieszanie z pochodzeniem rakiety?
Gen. Bieniek mówi, że trzeba poczekać na wynik międzynarodowego śledztwa w tej sprawie: – Musimy stwierdzić, co to było, żeby w przyszłości uniknąć tego typu pomyłek albo zdarzeń. Wiadomo, że rakieta była rosyjska, ale Rosjanie i Ukraińcy mają takie same rakiety. Na pewno Ukraińcy nie wystrzelili rakiety w stronę naszego terytorium.
Co na to opozycja?
"W sytuacji zagrożenia, niezależnie od wewnętrznych sporów i różnic, wszyscy musimy być zjednoczeni i solidarni. W tej trudnej chwili będziemy razem" – zapowiedział Donald Tusk.
"W tej chwili nie jest czas na jednoznaczną ocenę działań rządu. Z naszej strony, ze strony opozycji, jest jasna deklaracja: potrzebujemy wszyscy jedności, potrzebujemy działać razem, potrzeba w Polsce solidarności i każde z tych słów ma swoje znaczenie" – ocenił w "Wyborczej" były szef MON Bogdan Klich.