Wybuch w Przewodowie jako test. Czy polskie służby zdały go na wypadek hipotetycznego ataku?

Katarzyna Zuchowicz
16 listopada 2022, 16:59 • 1 minuta czytania
Wybuch w Przewodowie nastąpił we wtorek przed godziną szesnastą, ale rząd milczał na ten temat przez kilka godzin. W tym czasie w internecie zaczęły krążyć informacje, spekulacje i hipotezy, a amerykańska agencja jako pierwsza puściła w świat nieoficjalną wiadomość o wybuchu rakiety. Potem nastąpił informacyjny chaos. A gdyby to nie była zagubiona rakieta, tylko atak? Czy na tym etapie Polska zdała test?
Prezydent Andrzej Duda spotkał się z premierem, ministrami oraz dowódcami wojskowymi w Biurze Bezpieczeństwa Narodowego. fot. credit Oleg Marusic/REPORTER/East News

Przypomnijmy, do eksplozji doszło 15 listopada, ok. godz. 15.40. Bardzo długo nie było informacji na ten temat. Przed godz. 18.00 rzecznik rządu poinformował tylko, że premier Mateusz Morawiecki w trybie pilnym zwołał Komitet Rady Ministrów do spraw Bezpieczeństwa Narodowego i spraw Obronnych, choć nie sprecyzował, o co chodzi.


Dziennikarz Radia Zet Mariusz Gierszewski podał jednak nieoficjalnie, że w Przewodowie spadły dwie zabłąkane rakiety. O rakiecie też informowała też agencja Associated Press.

W internecie bardzo szybko zaczęły pojawiać się pierwsze zdjęcia i spekulacje – czy to ukraińska obrona zestrzeliła rakietę i ta zmieniła tor lotu. Czy to dzieło Rosjan.

Dopiero późnym wieczorem MSZ podało, że pocisk był produkcji rosyjskiej.

To, co zadziało się potem, przypomnijmy w telegraficznym skrócie – nadzwyczajne posiedzenie rządu, decyzja o podwyższeniu gotowości bojowej niektórych jednostek oraz wprowadzenie stanu podwyższonej gotowości wszystkich służb mundurowych w Polsce.

Były rozmowy z przywódcami innych państw, liderzy państw Zachodu wydali oficjalne komunikaty. – Wszyscy przywódcy, z którymi dziś rozmawiałem, zapewniali mnie o sojuszniczym wsparciu, podtrzymaniu wszystkich postanowień z art. 5. włącznie – mówił Andrzej Duda.

Wczoraj prezydent spotkał się z premierem, ministrami oraz dowódcami wojskowymi w Biurze Bezpieczeństwa Narodowego. – Cieszę się, że sojusznicy zdają egzamin – powiedział we wtorek.

W opinii publicznej przewija się jednak pytanie, dlaczego na informacje ze strony władz trzeba było czekać tak długo. Dlaczego więcej o tym, co się zdarzyło, można było przeczytać w internecie albo w zagranicznych mediach. W ogóle pojawił się jakiś chaos informacyjny i długo nie było wiadomo, czyja rakieta spadła na terytorium Polski. To prezydent USA Joe Biden przekazał liderom państw NATO, że eksplozja w Przewodowie to nieszczęśliwy wypadek

A gdyby to zdarzenie potraktować jako test przed bardzo hipotetycznym scenariuszem potencjalnego ataku na Polskę?

Gen. Bieniek: Są procedury

– Hipotetycznie nie możemy gdybać, bo spadł jeden pocisk i służby od razu podjęły działania. Zabezpieczyły miejsce, a władze podjęły działania zakulisowe, nie podając tego do opinii publicznej przez cztery godziny, dopóki nie uzyskają informacji – reaguje gen. Mieczysław Bieniek, były zastępca dowódcy strategicznego NATO.

Gdyby jednak? – Gdyby ten atak trwał, gdyby kolejne rakiety spadały, to podniosłyby się wszystkie jednostki lotnicze, które są w pobliżu. To kwestia 20 minut, żeby pojawiły się w tamtym rejonie. Następnie uruchomiony zostałby system zwalczania pocisków przeciwrakietowych, czyli sojusznicze baterie Patriot, które są rozmieszczone w Polsce. Dodatkowo zostałby postawiony w stan w gotowości obserwacyjnej system rozpoznania radioelektronicznego – naziemny oraz powietrzny – odpowiada generał.

Oczywiście rozmawiamy wyłącznie hipotetycznie.

– Na taką ewentualność są procedury. Dowództwo Operacyjne Sił Zbrojnych, Centrum Operacji Powietrznej, Centrum Operacji Lądowej ma procedury. Wciska się guzik albo otwiera się teczkę i tam jest wszystko. Dyżur może mieć najmniej zdolny pułkownik, ale gdy otwiera procedury, na pierwszej stronie ma napisane, kogo ma powiadomić i co ma uruchomić – mówi gen. Bieniek.

Czy Polska zdała egzamin?

Czy na ten moment – wybuchu rakiety na terytorium Polski – wszystkie procedury zadziałały, jak powinny?

– Nie byłem w Centrum Zarządzania Kryzysowego czy w Rządowym Centrum Bezpieczeństwa, które też mają procedury. Nie wiem. Ale na pewno bardzo szybko zabezpieczyli ten rejon. Czy powiadomili pozostałe służby i wojsko? Na pewno. Siły zbrojne zostały postawione w stan gotowości. Uruchomiona została cała sekwencja zdarzeń również związana z tym, że jesteśmy państwem NATO. Zażądano wzmocnienia i uruchomienia art. 4 – wymienia gen. Bieniek.

Uważa: – Na tym etapie zdaliśmy test. Można mieć tylko pretensje do czasu ujawnienia tego faktu opinii publicznej. Być może były jakieś przesłanki ku temu, ale takie rzeczy i tak się rozchodzą. Wystarczy, że mieszkaniec zrobił zdjęcie dołu i wysłał koledze. Dlatego czas jest bardzo istotny, żeby nie siać paniki w społeczeństwie.

A całe zamieszanie z pochodzeniem rakiety?

Gen. Bieniek mówi, że trzeba poczekać na wynik międzynarodowego śledztwa w tej sprawie: – Musimy stwierdzić, co to było, żeby w przyszłości uniknąć tego typu pomyłek albo zdarzeń. Wiadomo, że rakieta była rosyjska, ale Rosjanie i Ukraińcy mają takie same rakiety. Na pewno Ukraińcy nie wystrzelili rakiety w stronę naszego terytorium.

Co na to opozycja?

"W sytuacji zagrożenia, niezależnie od wewnętrznych sporów i różnic, wszyscy musimy być zjednoczeni i solidarni. W tej trudnej chwili będziemy razem" – zapowiedział Donald Tusk.

"W tej chwili nie jest czas na jednoznaczną ocenę działań rządu. Z naszej strony, ze strony opozycji, jest jasna deklaracja: potrzebujemy wszyscy jedności, potrzebujemy działać razem, potrzeba w Polsce solidarności i każde z tych słów ma swoje znaczenie" – ocenił w "Wyborczej" były szef MON Bogdan Klich.