Krychowiak wszystko wyjaśnił. Na mundial nie jedziemy grać w piłkę, a po prostu grać "swoje"
- Polska swój pierwszy mecz na MŚ 2022 zagra 22 listopada przeciwko Meksykowi
- Biało-Czerwoni na awans do fazy pucharowej na mundialu czekają od 1986 roku
- Polacy do Kataru jadą dzięki wygranej w barażowym meczu (2:0) ze Szwecją
Przyznaję, nie lubię zerkać w pomeczowe statystyki. Te najczęściej potrafią wypaczyć faktyczny przebieg meczu, niezależnie od tzw. momentów. Można było jednak przewidywać, że środowe starcie z Chile nie będzie porywającym widowiskiem. Kino dla koneserów, wręcz futbolowych purystów, którzy po prostu lubią, kiedy piłka przemierza metry murawy.
I jedna ciekawa historia. Polacy wymienili w środę 280 podań, a Chilijczycy 730. Do tego jeszcze zresztą wrócimy...
Najpierw popsuł się PGE Narodowy i to już było coś niespodziewanego. Oczywiście dostało się w odpowiednich mediach (sic!) Donaldowi Tuskowi, bo jak grało i huczało, to tradycyjnie sukces rządzących, a jak się psuje, to przecież psuje się od dawna.
Ale zostawmy politykę na półce. Na tej osadzonej stosunkowo nisko zagrała niestety w środę polska drużyna. Nie był to produkt premium, bardziej kopanina, gdzie wiele było pytań, a mało odpowiedzi. Tak właściwie to pojawiła się jedna, wyjątkowo barwna, pomeczowa. Grzegorz Krychowiak postanowił uciąć narzekania na wygraną. I zamknąć usta tym, którzy wymagają fajerwerków.
"Ja powiem jedną rzecz. My tak będziemy grać, bo ta gra przynosi nam efekty. Nie oczekujcie od nas, że będziemy grać pięknie w piłkę. Gra w piłkę w ostatnich latach czy miesiącach nam nie przynosiła rezultatów. Ten sposób gry, odpowiednia defensywa, odpowiednie przesuwanie, walka, zaangażowanie. Sytuacje, a nawet pół sytuacji, którą sobie stworzymy, to w ten sposób będziemy wygrywać spotkania. Wydaje mi się, że to jest sposób do tego, żeby coś osiągnąć na tym turnieju." – powiedział Krychowiak przed kamerami TVP Sport.
Muszę przyznać, aż usiadłem z wrażenia. "Krycha" to jest piłkarz, którego więcej niż połowa kraju wyrzuciłaby z kadry, ale już następcy próżno szukać. Trochę jak w przypadku Jakuba Wawrzyniaka, który był wiecznym zmiennikiem. Najczęściej grając przy tym w kadrze od dechy do dechy na lewej obronie, zamiast... nieistniejącego piłkarza.
Krychowiak na mundial w Katarze pojedzie i radziłbym się oswoić z myślą, że odegra w reprezentacji Michniewicza znaczącą rolę. Czy na plus, czy na minus, tego nie wie nikt, ale zapewne wiemy, z jakim nastawieniem. Grać niekoniecznie pięknie, a po swojemu, tak jak Polacy potrafią wygrywać.
Będąc sprawiedliwym, obrośnięta legendą kadra Adama Nawałki też pięknie w piłkę nie grała. Co więcej, wygrane na Euro 2016 w meczach z Irlandią Północną (1:0) czy Ukrainą (1:0) miały w sobie tyle romantyzmu, co zwycięstwo nad Chile (a jakże, 1:0). W środę na "trudnej murawie" Legii Warszawa otrzymaliśmy proste odpowiedzi. Dokładnie takiego scenariusza należy się spodziewać w meczu otwarcia Polaków, w którym zmierzą się z Meksykiem.
Będą ciężary, zgrzytanie zębów i szarpanina na całego. Będzie też Robert Lewandowski czy Piotr Zieliński, którzy w ostatnim wyzwaniu przed MŚ odpoczywali. I tu kolejna zaskakująca historia, potrafimy wygrywać bez "Lewego". Takiego scenariusza nie zakładam w przypadku mundialu w Katarze, ale to też godne uznania. A jak trwoga, to do Krzysztofa Piątka, który trafi nawet przy środzie, bo w końcu nie zawsze będzie koniec tygodnia pracy.
Słowa Krychowiaka zgrzytają mi jednak w przypadku Zielińskiego. Ileż to razy czytałem czy słyszałem, że to taki talent i wielki gracz w lidze włoskiej (potwierdzam), ale w kadrze niestety, słabo to wygląda. Jerzy Brzęczek uknuł nawet teorię o "przeskoczeniu czegoś" w głowie Zielińskiego. Co zresztą na moje oko nastąpiło, ku uciesze kibiców.
A to może nam wszystkim coś musi przeskoczyć? Bo pragmatyzm pragmatyzmem, defensywa defensywą, husaria husarią, ale jakoś trudno się zakochać w takiej przemyślanej kopaninie. Chciałbym zobaczyć połączenie akcji bramkowej z meczu na Euro 2020 z Hiszpanią (gol Lewandowskiego) z kontrolą i konsekwencją prosto z barażu ze Szwecją. Bo jak pokazują przykłady, oba rozwiązania w wydaniu Biało-Czerwonych wydają się być realne.
Michniewiczowi i kadrze życzę siermiężnego do bólu 1:0 z Meksykiem. Bo przecież to "sposób do tego, żeby coś osiągnąć na tym turnieju", idąc za słowami pana Grzegorza. A jak już taki Jakub Moder wróci gdzieś tam w przyszłości, to drogi ku ewolucji.
Bo za ofensywę to nawet Paulo Sousa dał się lubić.