PiS chce odebrać ciężarnym dostęp do "cesarek". Sondaż pokazuje, co sądzą Polacy
- Rządowa "Strategia Demograficzna 2040" prezentuje pomysły na zwiększenie dzietności w Polsce
- Jeden z podpunktów mówi o ograniczeniu dostępu do porodów za pomocą cięć cesarskich
- Z sondażu IBRiS dla "Rzeczpospolitej" wynika, że Polakom pomysł się nie podoba
Uchwałę w sprawie Strategii Demograficznej 2040 rząd przyjął 15 listopada. Oto jak PiS postanowił demograficznie ratować kraj. "Zmniejszenie skali porodów poprzez cesarskie cięcia", "wsparcie trwałości rodzin", "popularyzacja kultury sprzyjającej rodzinie" – tak między innymi zamierza zwiększać dzietność w narodzie. Miejsca dla finansowania zabiegu in vitro wśród tych planów zabrakło.
Strategia Demograficzna 2040 - o co chodzi?
Na rządowej stronie czytamy, że Strategia Demograficzna 2040 to "zbliżenie naszego kraju do poziomu dzietności, który będzie gwarantował zastępowalność pokoleń". Jak na razie do wspomnianej zastępowalności pokoleń jest najdalej od lat, a konkretnie - od 2013 roku, gdy współczynnik dzietności wynosił 1,25.
Dziś jest niewiele lepiej - 1,32 (co przekłada się na 1320 dzieci na 1000 kobiet w wieku rozrodczym). Myliłby się jednak ten, kto uznałby, że to wzrost. W latach 2016-2017 współczynnik dzietności wynosił 1,45, żeby już w 2019 roku spaść do 1,41 i dalej - aż do dzisiejszego poziomu.
Tymczasem szacuje się, że na zastępowalność pokoleniową jest szansa, gdy współczynnik dzietności oscyluje w okolicach 2,10 - 2,15, a więc lata świetlne od dzisiejszego poziomu.
Przyjęta niedawno Strategia Demograficzna 2040 zakłada ambitnie dojście do poziomu dzietności 2,0 (2000 dzieci na 1000 kobiet w wieku rozrodczym) do 2040 roku, a więc w niespełna 18 lat.
Trudno wyobrazić sobie jej powodzenie przy zakazie aborcji z przyczyn embriopatologicznych, szalejącej inflacji, kryzysie na rynku mieszkaniowym, czy niedostatecznej liczbie miejsc w żłobkach i przedszkolach - o dziesiątkach innych systemowych problemów nie wspominając.
Tymczasem w dokumencie można przeczytać o... szczególnej roli małżeństwa: "Najlepiej na rozwój dziecka wpływają trwałe rodziny uformowane przez oboje rodziców. Szczególna rola przypada tu sformalizowanym małżeństwom, które nie tylko są najtrwalszą formą związku (...)" - czytamy w rządowej strategii.
Co Polacy sądzą o ograniczeniu dostępu do cesarskich cięć?
Najwięcej kontrowersji budzi jednak zapis o ograniczeniu dostępu do zabiegu cesarskiego cięcia. Trudno nawet wyobrazić sobie, jak taki pomysł miałby wpłynąć na dzietność w Polsce, a raczej - jak miałby wpłynąć pozytywnie.
I to o ocenę tego podpunktu IBRiS zapytał Polki i Polaków na zlecenie "Rzeczpospolitej". Okazało się, że pomysł budzi niechęć nawet wśród wyborców partii rządzącej.
- 65,5 proc. ankietowanych uznało, że "kobieta ma prawo wybrać, czy chce rodzić siłami natury, czy przez cesarskie cięcie"
Z tą opinią zgadza się 51 proc. wyborców PiS, 66 proc. wyborców KO i 80 proc. wyborców Lewicy i - co ciekawe - aż 88 proc. zwolenników Konfederacji
- 39 proc. badanych uważa, że decyzja o sposobie rodzenia powinna być podejmowana przez lekarza, nie zaś rodzącą
- 38,1 proc. uważa, że nie powinno wprowadzać się żadnej regulacji dotyczącej porodów
- 42,7 proc. jest zdania, że pozytywny wpływ na dzietność miałaby lepsza opieka okołoporodowa
Tyle że to akurat nie do końca prawda, w komentarzu do badania "Rzeczpospolita" pisze, że zaledwie 35 proc. kobiet twierdzi, że lepsza opieka okołoporodowa miałaby wpływ na ich decyzję o powiększeniu rodziny.
- 3,6 proc. respondentów zgodziło się ze stwierdzeniem, że "mniejsza liczba cięć cesarskich spowoduje, że kobiety będą rodziły dzieci częściej"
Badanie IBRiS dla "Rzeczpospolitej" przeprowadzono w dniach 18-19 listopada br. na 1100-osobowej grupie respondentów.