Rząd chwali się walką z inflacją, ekonomiści bezlitośni: "Tak było za Gomułki, za Gierka"

Katarzyna Zuchowicz
01 grudnia 2022, 05:58 • 1 minuta czytania
Zerowy VAT na żywność będzie kontynuowany. Będą nowe mechanizmy osłonowe od 1 stycznia. – Widzimy już światełko w tunelu – stwierdził premier Mateusz Morawiecki. – Nie wiem, czy nie jest to nadjeżdżający pociąg – reaguje na to szef Rady Dialogu Społecznego. Jak słowa rządzących odbierają ekonomiści? Czy nie mają już dość?
Mateusz Morawiecki: Walczymy z inflacją metodami prospołecznymi. Poprzez nasze działania inflacja jest niższa o 3-4 proc. niż mogłaby być fot. Zbyszek Kaczmarek/REPORTER/East News

Premier Mateusz Morawiecki powiedział właśnie, że inflacji nie da się zbić z dnia na dzień i niektóre kraje walczyły z nią kilka lat. Ale zaraz dodał: – My widzimy już światełko w tunelu. Widzimy, że według wielu analityków, od środka drugiego kwartału przyszłego roku inflacja ma szansę być w mocnym trendzie spadającym.


Dr Łukasz Bernatowicz, przewodniczący Rady Dialogu Społecznego: – Bardzo bym chciał, żeby tak się stało. Faktem jednak jest, że  NBP i RPP podają, iż cel inflacyjny zostanie osiągnięty dopiero  w 2025 roku, co oznacza, że w 2023 wciąż będzie wysoka. Na początku roku zaś bardzo wysoka.

Dodaje: – Ja nie wiem, czy to światełko w tunelu, czy nie jest to nadjeżdżający pociąg. Można powiedzieć, że dziś, na potwierdzenie tych słów, inflacja w listopadzie po raz pierwszy od wielu miesięcy nie wzrosła. Jednak nie przyzwyczajałbym się jeszcze do tego trendu. Jedna jaskółka wiosny nie czyni.

Wszyscy spodziewamy się wysokiego wzrostu inflacji w styczniu, lutym, kiedy ceny prądu pójdą w górę. I kiedy przestaną działać tarcze antyinflacyjne. Co grozi nam realnie, a co jest fatalną wiadomością dla gospodarki, to że zostaniemy z wysoką inflacją na długo. Co z tego, że ona nie będzie rosła, jak będzie w okolicach 15-18 proc. przez następne miesiące? To będzie ogromny problem i dla przedsiębiorców i dla zwykłych obywateli.  dr Łukasz BernatowiczRada Dialogu Społecznego

Jak odbiera kolejne słowa rządzących o inflacji? O tym, jak z nią walczą? – Ciężko zgodzić się z tym, co słyszę. Nie jest tak, że walczy się z inflacją wszelkimi możliwymi sposobami. Przy tak wysokiej inflacji, jak teraz, żadne waloryzacje i dodatkowe świadczenia nie zrekompensują ludziom jej kosztów. Dziwi mnie ten optymizm, bo nie jest uzasadniony – odpowiada dr Bernatowicz.

Morawiecki: Zaciągnęliśmy hamulec rozpędzonym cenom

Załóżmy, że przeciętny Kowalski ogląda tylko TVP i przyjmuje tylko to, co tam usłyszy. Na przykład ostatnie wystąpienie premiera Morawieckiego z 29 listopada, po posiedzeniu Rady Ministrów, o tym, jak polski rząd walczy ze skutkami inflacji.

– My w zeszłym roku zaciągnęliśmy hamulec rozpędzonym cenom, bardzo wysokiej inflacji. Od końcówki zeszłego roku do początku tego roku doprowadziliśmy do złagodzenia inflacji poprzez redukcję stawek VAT, stawek akcyzy na wiele grup produktów – mówił jeszcze Morawiecki.

Powiedział też, że widział wtedy wiele analiz ekonomicznych, z których wynikało, że w ten sposób obniżyliśmy maksymalny szczyt inflacji o 3-4 punkty procentowe. – Czyli, że jeśli dziś inflacja jest między 17-18 proc., to byłaby 21-22 proc. Wprowadziliśmy pakiet tarcz antyinflacyjnych, które zadziałały – mówił Morawiecki.

Usłyszeliśmy też, dla premiera walka z inflacją ma również wymiar społeczny. Dlatego od samego początku rząd opracowywał różne działania, które miały załagodzić skutki inflacji, zwłaszcza dla tych, którzy są mniej zamożni.

Morawiecki mówił i o ochronie miejsc pracy, i o ochronie grup wrażliwych społecznie, i o tym, że "naszym celem jest walka z inflacją i jednoczesna ochrona społeczeństwa, by nie doprowadzić do bezrobocia".

– Działaliśmy tak, aby inflacja, jak najmniej dotknęła społeczeństwo. W tym czasie ze strony opozycji były takie rady: ograniczcie wydatki zwłaszcza na 13., 14. emeryturę, ograniczcie politykę społeczną PiS – mówił Morawiecki.

I jeszcze: – Światowy kryzys, który jest wielkim wyzwaniem, musi być zwalczony metodami prospołecznymi. To jest nasze credo, polityka społeczna musi być utrzymana, działania osłonowe muszą osłonić tych, których mniej stać na walkę z inflacją.

Jak Kowalski powinien odbierać takie słowa?

Prof. Auleytner: Tak było za Gomułki, za Gierka

– Ja bym wzruszył ramionami i wyłączył telewizor. Ja tego nie słucham, bo wiem, że to jest nieprawda – reaguje prof. dr hab. Julian Auleytner, ekonomista, specjalista w dziedzinie polityki społecznej, rektor senior Uczelni Korczaka w Warszawie.

Wszystko można ubrać w piękne słowa w dowolnej odsłonie politycznej, ale nie ma przełożenia między słowami a czynami. Tak samo było za Gomułki, za Gierka, którzy budowali socjalizm szczęśliwości ustrojowej, ale między ich słowami a czynami nie było powiązania. Inflacja zaczęła się w 2016 roku, za rządów PiS, i od tamtej pory tylko idzie do górę. prof. dr hab. Julian Auleytner,ekonomista

Prof. Auleytner nie odczuwa dziś zaciągniętego hamulca: – Może hamulec jest na szczeblu deklaracji rządowych, ale ludzie widzą ceny. Widzą rachunki w sklepie, za prąd, mają porównanie z tym, co było w zeszłym roku i zastanawiają się, jak sobie poradzić ze swoim budżetem. A inflacja w usługach jest zdecydowanie wyższa, za niektóre usługi płaci się o 40-50 proc. więcej. W zeszłym roku można było zmienić opony za 80 zł, a w tym roku za 150 zł. Ludzie nie kojarzą hamulca.

O tym, co słychać z ust polityków PiS na temat inflacji, mówi krótko i dosadnie: – To mydlenie ludziom oczu. Oni się zapętlili w swoich sloganach, które głoszą od kilku lat. Rząd i politycy w ogóle nie słuchają ekspertów i nie korzystają z ekspertyz, środowisko naukowe jest odsunięte na bok.

Co najbardziej razi go w tych wystąpieniach? – Zamula się ludziom głowy wskaźnikami, które statystycznie nic nie mówią i zupełnie inaczej wyglądają w mediach i w kieszeni gospodarstwa domowego. Ci, którzy mówią o inflacji, wymieniając wskaźniki, nie mówią o konkretach, jak skutecznie jej przeciwdziałać – odpowiada prof. Auleytner.

Brakuje mi rządowego programu oszczędności wydatków budżetowych. Jeśli jest inflacja, to trzeba zacząć najpierw od siebie. W tym zakresie jest absolutna cisza. Nie ma planu, który pokazałby społeczeństwu, że rząd konkretnie w poszczególnych resortach zamierza oszczędzić. Po drugie, co się dzieje z funduszami, które są wyprowadzone poza budżet? Nikt tego nie rozlicza? Jakim celom mają służyć? Jestem daleki od tego, żeby mówić o realizacji celów prospołecznych. Jest dużo mowy, ale w realizacji nie ma skuteczności. To jest uderzające. Prof. Julian Auleytnerekonoista

Prof. Orłowski: Nie zaciągnęliśmy żadnego hamulca

Prof. Witold Orłowski, ekonomista, mówi, że już się przyzwyczaił do tego, co mówią premier i rządzący. Nie poraża go to, co słyszy na temat inflacji. Czy nie ma już dość?

– To siła przyzwyczajenia. Trudno sobie wyobrazić wypowiedź premiera, która naprawdę by mnie zdumiała. Była już mowa o milionie samochodów elektrycznych, o tym, że Polska dogoniła Japonię, że cały świat nam zazdrości wzrostu, że za poprzedników nie wybudowano żadnych autostrad. Tyle się już słyszało, że trudno, aby coś zaskoczyło. Jak rozpędzała się pandemia, to słyszeliśmy od pana premiera, że już się skończyła i nie trzeba się jej bać. Równie dobrze możemy teraz usłyszeć, że inflacja hamuje i zaraz spadnie – zaznacza na wstępie.

Podkreśla jednak: – Trzeba jednak skorygować słowa premiera: nie zaciągnęliśmy żadnego hamulca. Rząd działa tak, jakby z inflacją nie miał zamiaru walczyć, jakby miał inne, ważniejsze cele na głowie. To może być krótkowzroczne, gdyż obietnicę spadku inflacji ludzie szybko będą mogli zweryfikować. Zaklinanie rzeczywistości nic nie da.

Rozumiem, że premier jest przyzwyczajony do mówienia rzeczy, które poprawiają na jakiś czas humor jemu, i być może oceniającym jego wypowiedzi. Natomiast w przypadku inflacji zetknął się z murem. Od samego mówienia, nic się nie będzie działo. prof. Witold Orłowskiekonomista

Prof. Orłowski przyznaje, że rządzący od początku wzięli się za łagodzenie skutków inflacji: – To jest prawda. Tylko że to nie jest walka z inflacją, a jedynie łagodzenie jej skutków odczuwanych przez ludzi. To samo robią wszystkie rządy w Europie, nie ma w tym nic niezwykłego.

Czy dzięki rządowi inflacja spadła o 3-4 proc., jak mówił premier?

– To jest co najwyżej ćwierć prawdy. Inflacja jest rzeczywiście niższa dzięki czasowemu obniżeniu podatków, które potem zostaną z powrotem naliczone i podwyższą inflację. To tylko czasowe działanie ograniczające skutki inflacji. Jeśli pan premier uważa, że jest to polityka przeciwdziałania inflacji, to dość głęboko się myli – odpowiada ekonomista.

I dodaje: – To jedynie polityka odkładania inflacji w czasie z nadzieją, że kiedy ponownie wzrośnie o te 3 punktu procentowe, to nie będzie już takiego problemu. Ale kolejna część prawdy to stwierdzenie, jakim kosztem to się odbywa? Pojawia się ryzyko poważnego załamania finansów państwa. A to grozi utrwaleniem inflacji.

Prof. Męcina: Próbujemy zaklinać rzeczywistość

Co jeszcze zwraca uwagę ekonomistów?

Prof. dr hab. Jacek Męcina, kierownik Katedry Ustroju Pracy i Rynku Pracy WNPiSM UW, doradca zarządu Konfederacji Lewiatan: – Przede wszystkim martwi mnie to, że próbujemy zaklinać rzeczywistość, a inflacja po prostu jest i najprawdopodobniej będzie, bo nie widać po stronie rządu realnych działań, które służą walce z inflacją. To zaklinanie rzeczywistości nie ma żadnego znaczenia dla procesów ekonomicznych i ograniczenia inflacji. Trochę z przerażeniem patrzę, co jeszcze się zdarzy

Obawiam się, że jeśli rządowi nie starczy pieniędzy, aby wydłużyć tarczę antyinflacyjną – a takie decyzje już  w zasadzie zapadły – to inflacja w styczniu wzrośnie skokowo. A grudzień też pewnie będzie ją napędzał, bo mimo że słabnie konsumpcja, co obserwujemy po listopadowym odczycie, w grudniu świąteczne wydatki będą ją napędzać.Prof. Jacek MęcinaKonfederacja Lewiatan

Ekspert dodaje: – Szkoda, że nie ma takiej refleksji, że czas na to, aby oprócz działań NBP włączyć antyinflacyjne działania rządowe, bo przecież działania osłonowe nie ograniczą  inflacji. Oczywiście, że inflacja ma wymiar i skutki społeczne, a działania na rzecz  wsparcia społeczeństwa są potrzebne, ale inflacja przede wszystkim jest zjawiskiem ekonomicznym.

Najskuteczniejszą metodą na to, aby chronić społeczeństwo przed jej skutkami, byłaby zdecydowana polityka antyinflacyjna. Dlaczego nie utrzymamy obniżonego VAT-u? Instrumentu, który był efektywny, łagodził społeczne skutki i ograniczał inflację.Prof. Jacek MęcinaKonfederacja Lewiatan

Balcerowicz, Tusk i bezrobocie

A walka za pomocą metod prospołecznych, o czym mówił Morawiecki?

Prof. Orłowski zauważa, że nie ma w tym nic nadzwyczajnego. – Wszystkie kraje w Europie stosują podobną politykę. Starają się obniżyć koszty inflacji i ból z nimi związany dla najsłabszych. Bardzo dobrze, że i nasz rząd to robi, jest to absolutnie słuszne działanie. Natomiast nie prowadzi żadnej polityki zwalczania inflacji. Pan premier powinien wiedzieć, że innej metody zwalczenia inflacji niż metodami ekonomicznymi nie ma – polityka społeczna może tylko łagodzić jej skutki – mówi.

Prof. Męcina: – To jakieś nieporozumienie. Oczywiście działania prospołeczne są potrzebne, ale lepszym rozwiązaniem byłoby na przykład utrzymanie tarczy antyinflacyjnej. Jeżeli będziemy hodować tę inflację i tylko budować formy świadczeń osłonowych, to tak jakbyśmy podlewali chwast. A przecież chodzi o jego eliminację.

W wypowiedziach polityków rządu nie brak też odniesień do tego, co było. Tym razem Mateusz Morawiecki również podkreślał, że rząd PiS zupełnie inaczej podszedł do walki z inflacją niż liberałowie – od lat 90. do czasów przed dojściem PiS do władzy. I w ogóle, "jak bardzo różnimy się od naszych poprzedników w przypadku walki z inflacją".

"Trzy wielkie fale bezrobocia – dwie balcerowiczowskie", "Bezrobocie, które zgotowali nam liberałowie", "W czasach Tuska sięgnęło prawie 15 proc.", "Na wiecach mówią: zlikwidujcie 500+" – padało z jego ust.

– To nie jest nasza droga. Nasza droga to ochrona miejsc pracy, grup wrażliwych społecznie, czyli wprowadzenie szeregu działań osłonowych po to, aby walka z inflacją nie odbywała się kosztem pracy. Tym się różnimy od naszych poprzedników – mówił.

– Z niepokojem obserwuję, że główne przesłanie, jakie płynie od rządu – to oswajanie społeczeństwa z tym negatywnym zjawiskiem, tłumaczenie, że bywało gorzej. To niebezpieczna gra, którą tłumaczyć można tylko trwającą już kampanią wyborczą, a może także obawą o zduszenie gospodarki – komentuje prof. Jacek Męcina.

Dodaje: – Tyle że utrata kontroli nad tym zjawiskiem może nas prowadzić do rozpędzenia się spirali cenowo – płacowej, a wtedy skutki dla gospodarki i społeczeństwa mogą być naprawdę poważne.