"Smacznej kawusi i kij wam w oko, drodzy somsiedzi". Czyli jak Polacy cieszą się z porażki Niemców
- By przeczytać ten tekst, musicie wiedzieć wyjściowo tylko dwie rzeczy:
- Niemcy nie wyszli z grupy na Mundialu 2022 w Katarze
- Polsce, po raz pierwszy od 36 lat, się to udało
To prawie tak, jakbyśmy po raz kolejny wygrali bitwę pod Grunwaldem. A nawet nie musieliśmy machać mieczykiem (tu: latać za piłką).
Ale to nawet lepsze, niż gdybyśmy faktycznie z nimi grali, bo to triumf metafizyczny jak Cud nad Wisłą. Czyżby Maryja Królowa Polski znów nam pomogła? Tym razem była to raczej Japonia, królowa eee… kwitnących wiśni (?). W zasadzie nawet fajniej. Osobiście wolałabym rządzić kwitnącymi wiśniami niż tym pierdol**kiem.
Polska solidarna z Polską
Zasługi Japonii dla Polski docenił też - nomen omen - Janusz z Solidarnej Polski (Janusz Kowalski - red.). Swoją drogą też człowiek-mem znany z dopatrywania się "ideologii LGBT" w kredkach. Zapytacie: że co? Ano przecież kredki przypominają tęczę, czego nie rozumiecie?
"I jak tu nie kochać Japonii? Nie dość, że inwestują w węgiel, to jeszcze odesłali Niemców do domu!" - napisał sekretarz stanu w Ministerstwie Rolnictwa i Rozwoju Wsi. Na tym jednak nie poprzestał. W innym komentarzu stwierdził, że w "PO Donalda Tuska" jest z pewnością nerwowo. Tak, dlatego, że Niemcy odpadli.
I gdyby Janusz (Kowalski) nie był Januszem (Kowalskim) można byłoby się zastanawiać, czy nie jest to trolling. A tak, co cóż - po raz kolejny stał się memem. "U Janusza Kowalskiego dziś podwójny orgazm" - skomentowali internauci.
Widać w utajnionym statucie Solidarnej Polski jest zapis o programowej niechęci do Niemiec, bowiem swoje trzy grosze dołożył i europoseł Patryk Jaki (przypomnijmy poglądy, które mogłyby zostać kanwą memów dla miłośników czarnego humoru: przywrócenie kary śmierci i szeroki dostęp do broni palnej.
"Niemcy poza mundialem, a Polska jeszcze gra. To trochę rekompensuje to, co widziałem w naszej grze" - napisał Jaki.
***Swoją drogą, panowie solidarno-polacy, nie musicie mi dziękować za wstawienie brakujących przecinków do waszych tweetów. Nie jesteście Niemcami, więc cieszę się, że mogłam pomóc.
I bardzo wam tak dobrze, amen!
W zestawieniu polactwa-nie-niemiectwa nie może zabraknąć i księdza Daniela Wachowiaka z archidiecezji poznańskiej - aktywnego twitterowicza i YouTubera.
Najpierw podziękował Japonii za sprawienie radości Polakom (patrz: wyżej), potem napisał lekko infantylnie "Polska jest w ⅛ a Niemcy nie. Miło" (tere-fere Niemcy). Katoliczką może i nie jestem, ale przykazanie o (miło)waniu bliźniego swego jeszcze pamiętam.
Przeglądając reakcje rodaków, trudno nie odnieść wrażenia, że fakt, że Niemcy nie wyszli z grupy to większy sukces Polski, niż to, że Polacy z grupy wyszli.
Całkiem zabawne, zważywszy, że reprezentacja Niemiec swój ostatni mecz wygrała, Polska zaś, no cóż - przegrała. Twórczy memiarze stworzyli już nawet stosowne słowo: przewygrać. Niby się przepier******, a jednak się wygrało. I to podwójnie - bo i awans i zagranie na nosie Niemcom.
Specjalność polska: przewygrywanie
W zasadzie po kilkunastu latach edukacji w polskiej szkole, trudno nie odnieść wrażenia, że cała nasza historia to przewygrywanie. Na pierwszym planie: odsiecz wiedeńska, wspomniane już bitwa pod Grunwaldem i Cud nad Wisłą, no i oczywiście - husaria - tacy tam polscy marines z XVI wieku.
Powstania przegrywane jedno za drugim? Ależ błagam - byliśmy moralnymi zwycięzcami (no dobra, może i trochę bywaliśmy, ale jednak tego typu retoryka jest dość pokrętna jak na nauczanie historii).
Trochę jak ze Szczęsnym i karnymi. Na siema, umówmy się: Wojciech Szczęsny wielkim bramkarzem był (to znaczy jest, był w ostatnich meczach).
No ale BŁAGAM - wypychanie do podświadomości faktu, że przegraliśmy z Argentyną i kierowanie reflektorów na fakt, że obronił karnego Messiego to wypisz wymaluj kalka ze wspomnianego nauczania historii (z powidokami podręcznika profesora Roszkowskiego). Co za przewygranie! Jesteśmy zajebiści! Polska królem Polski!
Ale z Francją...
Z drugiej strony, jak gdyby ten hurraoptymizm potrzebował przeciwwagi, pojawia się i nasz narodowy fatalizm. Nic nie da się zrobić. To, że jest dobrze, znaczy co najwyżej, że wkrótce będzie źle i tak dalej.
Podobnie było przed rozpoczęciem Mundialu w Katarze. "Patałachy i tak przewalą", "nie mamy na co liczyć", "przecież nie wyszliśmy z grupy od 36 lat".
Podejście nadaje się na narodową psychoterapię. Nie, żebym była fanką korpo-optymizmu i ludowych DUM SPIRO, SPERO (łac. póki oddycham, mam nadzieję), niemniej jednak nastawianie się na najgorsze, żeby przypadkiem się nie zawieść, zdrowym mechanizmem psychologicznym na pewno nie jest.
No ale, że Polak bez fatalizmu żyć nie może, obecnie króluje czarnowidztwo z Francją w roli głównej. Po co się cieszyć z wyjścia z grupy, skoro już wkrótce dostaniemy tak po d*pie, że będziemy się musieli wstydzić trzy pokolenia wstecz. Wiadomo - obrońcy tytułu, jedni z faworytów, ale nie przesadzajmy - na Euro rok temu przewalili ze Szwajcarią.
Bezpieczniej cieszyć się z porażki Niemców, czyż nie?
Schadenfreude
Pytaniem pozostaje, dlaczego się z niej w sumie cieszymy (tzn. - kto się cieszy, ten się cieszy...). Za te reparacje, co to po stu latach (metafora) chcemy, raczej trochę się wstydzimy. Bo to trochę jak dzwonić w wieku przedemerytalnym do kumpla z liceum, że pięć dych wisi. Więc to raczej nie to.
Za taką II wojnę światową (jako całokształt, nie że piniądz) wkurzeni być możemy. Tyle że chowanie urazy, która nie dotyczy bezpośrednio życia niemal z żadnego z wkurzonych jest trochę śmieszne, a trochę żałosne.
No bo co? Lepszy wynik w kopaniu piłeczki jako rewanż za przegraną kampanię wrześniową? Śmiech na sali (no, chyba że jesteś członkiem Solidarnej Polski, wtedy to może i aplauz).
Na dnie tej dziwacznej satysfakcji z cudzej przegranej (po mądremu: schadenfreude - no i patrzcie, widać, że niemiecki wytwór, to nie nasza wina!!!!) kryją się po prostu kompleksy narodowe. Rzecz równie polska, co fatalizm i martyrologia.
Niemiec jako ultimate villian
Niemcy przegrali wojnę, ale i tak wyszli na tym lepiej niż my - spowinowaceni ze zwycięzcami. Ich kraj jest nowocześniejszy, bogatszy, bardziej uporządkowany - tylko pozazdrościć. Gdzie historyczna uczciwość? (podpowiem: nie istnieje i nigdy nie istniała).
Poza tym Niemcy, a raczej RFN było dla nas wrotami Zachodu. Może nie tego "prawdziwego" jak imaginacyjny Paryż, ale jednak o kilka poziomów wyżej. Kompleks idzie więc pokoleniowo.
To całe brandzlowanko faktem, że Niemcom nie udało się wyjść z grupy, przypomina trochę satysfakcję z porażki WIELKIEGO ZŁOLA w filmie o superbohaterach. A "wielkim złolem" przez lata byli dla nas właśnie Niemcy i ma to solidne podstawy w popkulturze. I nie mówię tu o jakichś "Pianistach" i "Chłopcach w pasiastych pidżamach", ale i o popkulturze PRL-u nadzorowanej centralnie.
Taki "rusek" na ekranie przez niemal 50 lat był przyjacielem. Niemiec? Najgorszym złem. Nawet urodzeni w latach 90., a więc już po zakończeniu komuny oglądali "Czterech pancernych i psa", tym samym nasiąkając kliszami, które w przypadku kultury mają znacznie większą moc rażenia i przenikania do podświadomości niż jakieś tam fakty historyczne.
Pocieszające pozostaje, że pomijając antyniemieckie fiksacje prawicy, gros kibiców jest skłonna raczej wyśmiewać mentalność rodaków, cieszących się z faktu, że Niemcy odpadli. Wskazuje na to choćby nadprodukcja memów ze sławetnym nosaczem - gatunkiem koczkodana z Indonezji, który nie od dziś jest wykorzystywany jako tło dla obśmiewania przywar narodowych.
Tymczasem pozostaje nam czekać na dalszą, mundialową twórczość internetową rodaków, która pomijając obraz nasz własny na miarę satyr wieszcza Krasickiego, dostarcza też niemało rozrywki. Nawet somsiad mógłby się uśmiać. No, gdyby znał polski.
Czytaj także: https://natemat.pl/451135,janusz-walus-dziecinstwo-zona-corka-i-wnuczka-janusza-walusia