Przyjaciel wspomina ostatnie dni życia Nowickiego. "W piątek oglądaliśmy razem mecz"
Jan Nowicki zmarł 7 grudnia w wieku 83 lat w swoim domu w swojej rodzinnej wsi Krzewent w gminie Kowal (województwo kujawsko-pomorskie). Przyczyny śmierci aktora nie podano, ale wiadomo, że odtwórca głównej roli w filmie "Wielki Szu", od lat zmagał się jednak z problemami zdrowotnymi. Wszystko wskazuje jednak na przyczyny naturalne.
Śmierć Jana Nowickiego była niespodziewana. Jeszcze 5 grudnia artysta uczestniczył w lokalnym wydarzeniu. – Mam jeszcze "świeże" zdjęcia z soboty z Kowalu, gdzie Jan Nowicki był na promocji książki "120 lat OSP Kowal". Był tam w mundurze strażackim – powiedział lokalnym mediom Wojciech Nawrocki, radny gminy Kowal.
Reżyser Jacek Bławut wspomina Jana Nowickiego
To, że odejście aktora było nieoczekiwane, potwierdzają również słowa jego przyjaciela, reżysera Jacka Bławuta, autora takich tytułów, jak tegoroczny "Orzeł. Ostatni patrol" oraz "Jeszcze nie wieczór" z 2008 roku, w którym Nowicki zagrał rolę pierwszoplanową. Filmowiec wyjawił, że jeszcze w piątek widział się z kolegą i wspólnie śledzili mundialowe zmagania.
– W piątek oglądaliśmy razem mecz Brazylia – Kamerun, bo Janek był zagorzałym kibicem piłkarskim. A w sobotę jedliśmy śniadanko. Było miło, wszystko było w porządku – wspominał w rozmowie z WP. – Żona Janka, Ania (Kondratowicz – red.), pyta, czy jajecznica ma być na maśle czy smalcu. "Tylko na smalcu – smalec to życie!" – powiedział Nowicki. Bo on kochał życie. Nie tyle kochał, co połykał je, pochłaniał, jadł je łyżkami. Zawsze otwarty, dowcipny, celny w ripostach, a gdy trzeba – cyniczny – opowiadał o Janie Nowickim.
Bławut powiedział również, że aktor przyjmował starość "pogodnie, jako naturalną kolej rzeczy". – Miał kłopoty ze zdrowiem, ale z drugiej strony miał bieżnię w pokoju. Walczył! Pisał ostatnio dużo książek, wspomnień, to go głównie zajmowało. Był aktywny w lokalnej społeczności. Był druhem w OSP w remizie w Kowalu, gdzie mieszkał. Do tego zawsze przebierał się w święta za Mikołaja, brał sanie czy jakiś powóz i rozwoził dzieciom prezenty. W tym roku dzieci będą smutne. Takiego pełnego życia Janka trzeba zapamiętać – mówił.
Reżyser Jacek Bławut wspominał również pracę z Janem Nowickim na planie "Jeszcze nie wieczór". – To film o domu artystów weteranów w Skolimowie. Z obsady odeszła już większość osób, m.in. Nina Andrycz. To było pożegnanie z pewnym pokoleniem. Kazałem mu być sobą i on to doskonale zrobił. On był takim aktorem, że trzeba mu było na planie niejako odejmować, upraszczać ekspresję, żeby to był taki filmowy szept – podsumował aktorstwo swojego zmarłego przyjaciela.
Jan Nowicki planowal swój pogrzeb
Kiedy pogrzeb Jana Nowickiego? Tego na razie nie wiadomo. Eugeniusz Gołembiewski, burmistrz gminy Kowal, a jednocześnie chrześniak aktora, wyjawił jednak w rozmowie z "Faktem", że wybitny aktor dokładnie go zaplanował.
– Wiemy, że będzie skremowany, ale zażyczył sobie, by po śmierci ubrano go w mundur strażaka OSP. Choć nie był już czynnym druhem ze względu na wiek, to jednak bardzo był ze strażakami związany – powiedział.
Nowicki nie chciał spocząć ani w Krakowie, w którym przez długie lata pracował w starym Teatrze, ani w Warszawie w Alei Zasłużonych na Cmentarzu Powązkowskim. Pragnął, aby jego grób był właśnie w Krzewencie. Zlecił nawet wybudowanie na miejscowym cmentarzu rodzinnego grobowca, na którym miał zostać wygrawerowany napis: "Żyć możesz wszędzie, umieraj, gdzie dom".
Aktor był bowiem z gminą Kowal bardzo związany. – Janek jest honorowym obywatelem Kowala, to dzięki niemu powstał hymn miasta. A dzięki jego koneksjom wielu mieszkańcom udawało się szybciej załatwiać sprawy w szpitalu czy urzędzie. To był wspaniały człowiek – mówił "Faktowi" Eugeniusz Gołembiewski o swoim ojcu chrzestnym.