PZPN i Michniewicz oficjalnie w separacji. Pozostaje zapytać: Czy leci z nami pilot?
- Reprezentacja Polski na etapie 1/8 finału zakończyła udział na mundialu w Katarze
- Czesław Michniewicz najprawdopodobniej nie będzie już selekcjonerem Polaków
- Biało-Czerwoni na MŚ 2022 po raz pierwszy od 1986 roku weszli do fazy pucharowej
Gdyby zebrać wszystkie wątki, które zaistniały od momentu porażki z Francją (1:3) na mundialu w Katarze, do poniedziałkowego komunikatu Polskiego Związku Piłki Nożnej, mielibyśmy gotowy scenariusz na serial. Nie byłby to jakiś byle gniot, a produkcja mająca wielowątkową fabułę, gdzie sport zajmowałby ważne miejsce, ale nie najważniejsze. A na miejsce w obsadzie mógłby liczyć np. premier Mateusz Morawiecki. Byłby to co prawda epizod, ale dosyć znaczący. W końcu w grę wchodziło nawet ok. 50 milionów złotych.
Premia od szefa rządu Prawa i Sprawiedliwości to jednak tylko jeden z wątków historii, której jesteśmy naocznymi świadkami. Trener Czesław Michniewicz z zadaniowca, który najpierw awansował na MŚ 2022, a następnie przecisnął kolanem (razem z Wojciechem Szczęsnym) zespół do fazy pucharowej mundialu, dzisiaj znajduje się już w zupełnie innym miejscu.
Jakie to miejsce? To centralny punkt pomiędzy jego zwolennikami a przeciwnikami. Dokładnie to samo, w którym był, kiedy pod koniec stycznia 2022 roku Cezary Kulesza pojawił się na konferencji prasowej, ogłaszając, że to Michniewicz będzie selekcjonerem Biało-Czerwonych. Wówczas okładka "Przeglądu Sportowego" straszyła, że ten wybór "podzielił Polskę".
Dzisiaj na granicy tego podziału jest selekcjoner oraz Polski Związek Piłki Nożnej. Można odnieść wrażenie, że w ostatnim czasie popełniono tyle wizerunkowych błędów, że aż trudno wybrać ten, który razi najbardziej. Zaczynając od dziwnej interpretacji wspomnianej premii od premiera Morawieckiego, która po prostu wkurzyła (łagodne określenie) ludzi.
Dokładnie tych samych, którzy walczą ze skutkami inflacji, od miesięcy dwa razy oglądając każdą wydaną złotówkę. Ci sami dopingowali też Roberta Lewandowskiego i jego kolegów, oglądając mecze kadry na MŚ. A dzisiaj o małych momentach mundialowej radości niewielu już pamięta. Niesmak za to pozostał.
Czterech selekcjonerów na cztery lata
Poniedziałkowe oświadczenie PZPN w sprawie sytuacji kontraktowej Michniewicza podkreśliło tylko, jak przeciętnie federacja radzi sobie w kryzysowej sytuacji. Selekcjoner zdążył pojawić w mediach i udzielić kilku wywiadów, które odbiły się szerokim echem. Swój los Michniewicz zawierzał za każdym razem prezesowi PZPN. A Kulesza, zdaniem dziennikarzy "Przeglądu Sportowego", miał już za to sondować możliwości związania kadry z innym szkoleniowcem.
Nie tak miał wyglądać historyczny sukces. Wynik, którego nie udało się osiągnąć w trzech podejściach Polaków do MŚ. Nie wyszło nawet Adamowi Nawałce, uważanemu za jednego z najlepszych selekcjonerów ostatnich kilku dekad. Udało się za to Michniewiczowi, tylko co z tego? Siermiężny styl gry oraz całe pomundialowe piekieło, nie rozkochało jego reprezentacji w kibicach.
A sam Michniewicz dostał sygnał od PZPN, że cytując komunikat z 12 grudnia: "[związek] nie skorzystał z klauzuli umownej, która umożliwiała jednostronne przedłużenie kontraktu selekcjonera. Jednocześnie PZPN informuje, że kwestia dalszej współpracy pomiędzy federacją a Czesławem Michniewiczem jest tematem rozmów stron".
Trwają zatem poszukiwania, które mogą się skończyć wyborem nowego selekcjonera. Powinny, choć karty na stole należą do prezesa Kuleszy. Trudno podejrzewać, żeby jego decyzja była jakkolwiek przewidywalna. To samo szef PZPN zrobił w przypadku Michniewicza, choć media spekulowały, że to Nawałka poprowadzi zespół w barażach. O czym warto przypominać.
Ta nieprzewidywalność kończy się jednak w momencie zerknięcia w statystyki. Michniewicz to czwarty selekcjoner Polaków, wliczając ostatni mecz MŚ 2018. Później byli Jerzy Brzęczek, Portugalczyk Paulo Sousa (ten wyprosił się sam) oraz ten obecny, będący w zawieszeniu. Teraz mamy na linii Michniewicza z PZPN separację, bo kontraktu nowego nie ma, ale nie ma też rozstania. Z boku cztery lata takich losów kadry nie wyglądają zbyt poważnie.
Tak to już jednak w Polsce jest, że na piłce zna się każdy, a selekcjoner może być tylko jeden.