Nic tak nie opisuje stylu życia mojego pokolenia jak "tryb goblina". On może nigdy się nie kończyć
- "Goblin mode", czyli tryb goblina to wyrażenie, które wygrało w konkursie "Word of the Year" głosami 93 proc. ankietowanych
- Tryb goblina dobrze opisuje pandemiczny tryb życia, który miał być chwilowy, a dla wielu z nas stał się nowym stylem funkcjonowania na co dzień
- Polega m.in. na życiu głównie w domu, w chaosie i nieporządku, z inwestowaniem minimum uwagi w dbanie o wygląd zewnętrzny
Tryb goblina
Wyrażenie "tryb goblina" ma coś wspólnego z "essą", czyli młodzieżowym słowem roku 2022. "Goblin mode" zostało wybrane wyrażeniem roku Oxford University Press. A zanim dowiecie się, co konkretnie oznacza, sama jego popularność świadczy o tym, jak ważne społecznie zjawisko opisuje. I chociaż powstało na gruncie angielskim, to opisuje stan, z którym utożsamią się także Polacy, szczególnie ci najmłodsi z pokolenia Z.
Choć sformułowanie istnieje w internetowej przestrzeni od 2009 roku, życie w "trybie goblina" swój początek miało w czasie pandemii. Dla wielu osób był to pierwszy moment, gdy zamiast wstawać o 6.00, nakładać makijaż, wiązać krawat i pakować kanapki do pracy, mogli po prostu... zostać w domu. A raczej we własnym łóżku, śpiąc, by pracę na home office rozpocząć w ostatniej minucie.
Zapewne wielu z was doskonale zna ten mechanizm. Gdy zaczęła się pandemia i przymusowy lockdown, eksperci apelowali, by zachować higienę pracy. Zdeterminowani więc siadaliśmy przed kamerkami laptopów tak, jakbyśmy byli w biurze. Zwarci i gotowi do pracy, z posprzątanym mieszkaniem, w koszuli (i ewentualnie spodniach od piżamy). Parę dni, tygodni lub miesięcy później okazało się, że... nie ma to już żadnego sensu.
Lenistwo w jaskini?
Zaczęliśmy żyć życiem goblina. Zaszyliśmy się w naszych jaskiniach, by wieść życie z dala od biur i innych ludzi. I tak, życie goblina często wiąże się z tym, z czym kojarzy nam się stwór znany m.in. z powieści Tolkiena. Z brudem, smrodem i ciemnością.
Okej, nasze mieszkanie może i nie jest norą pełną błota, ale w czasie home office nauczyliśmy się żyć w nowym porządku, a raczej nowym (nie)porządku. Jak wygląda przykładowe biuro goblina?
Biurko zawalone butelkami po wodzie, talerze po obiadach lub raczej pudełka po gotowym jedzeniu. ("Junk food" to dobre pożywienie dla goblina - gotowe na telefon i nie dorabia bałaganu w postaci naczyń do zmycia). Niepościelone łóżko, które często staje się nowym biurkiem. Po co z niego wychodzić, gdy nie zobaczy nas szef, koledzy, ani właściwie... nikt inny? No poza domownikami. A co z nimi? Tych w trybie goblina trzeba nawet unikać.
Dorota swoje "domowe biuro" dzieli z mężem i dwójką dzieci w wieku półtora roku i trzech lat. Tryb goblina musi często prowadzić z łóżka przez wiele porannych godzin.
Czasem gdy pracę na home office zaczynam o 6.00, nie jem nic do 10.00 i nie opuszczam nawet łóżka. Po szybkiej przerwie wracam do niego i spod kołdry pracuję do 14.00. Wszystko dlatego, że pracuję na piętrze domu, gdy na dole są moje dzieci z mężem. Lepiej się nie pokazywać, bo to sprawi, że nie będę mogła w ogóle wrócić do pracy. Lubię mieć czas na zadbanie o siebie, ale home office z dziećmi wymusił na mnie pracę w trybie goblina.
Tryb goblina może, ale nie musi być jedną wielką pochwałą lenistwa. Dla wielu osób z pokolenia Z to właściwie tryb wzmożonego pracoholizmu. Pracują jeszcze więcej niż w biurze, bo godziny pracy nie są w żaden sposób normowane.
Niektórzy słyszą, co mają na dziś "do zrobienia", chociaż w umowie obowiązują ich konkretne godziny pracy. Pracodawcom zdaje się jednak, że w domu powinni być bardziej produktywni. Niektórzy więc z trybu goblina nie wychodzą wcale. Najpierw trwa on kilka(naście) godzin pracy, a potem kolejne godziny odpoczynku.
Początki home office były trudne, ale z czasem było jeszcze gorzej. Chociaż byłam we własnym domu, zdarzało się, że nie miałam czasu podgrzać sobie obiadu. Szefowa oczekiwała więcej, bo przecież w domu nic mnie nie rozprasza. Po 8 godzinach spędzonych przed komputerem w bluzie lub kocu przenosiłam się... przed komputer, żeby dla rozrywki obejrzeć serial. Tryb goblina nigdy się nie kończy.
Koniec z makijażem i stanikiem
Na łamach "Polityki" pisarz Michał R. Wiśniewski wyjaśniając termin "tryb goblina", odniósł się do zaniedbania wyglądu, które mu towarzyszy, mówiąc o "borsuczeniu i rozmemłaniu". Szczególnie dla kobiet wraz z pandemią nastała nowa era dbania o wygląd. Zabiegi pielęgnacyjne ograniczono do koniecznego minimum.
Makijaż? Kamerkę można wyłączyć. Fryzura? Frotka zastąpi modelowanie włosów. Stanik? Przeżytek. Ciało turlające się z kanapy do biurka i przed telewizor chce przede wszystkim wygody.
Dżinsy zastąpiły spodnie dresowe, koszulę bluza z kapturem, leginsy przestały służyć do ćwiczeń, a najwygodniej się w nich zalega na kanapie, zajadając chrupki. Chociaż niektórzy preferują po prostu nieprzebieranie się z piżamy. Przez cały dzień.
12-krokowa rutyna pielęgnacyjna według zaleceń Azjatek bez jednej zmarszczki została zamieniona w umycie twarzy, jeśli akurat trzeba wyjść do sklepu albo z psem. O szminkach, pudrach i perfumach wiele z nas zapomniało na dobre lub traktuje je jako używany raz na jakiś czas luksus.
Nie oznacza to oczywiście, że życie w trybie goblina ma sprawiać, że będziemy jak goblin pachnieć. Higiena nie została porzucona (przynajmniej nie powinna), ale dbanie o siebie nie jest rytuałem, który ma przygotować nas na przychylne spojrzenia innych ludzi. A raczej zapewnić komfort nam, bo ludzi spotykamy coraz rzadziej.
Izolacja i dziczenie
W bycie goblinem wpisana jest także (niestety) dzikość i zwierzęcość. Spędzamy sami tyle czasu, że wreszcie wychodzenie do ludzi wydaje nam się sprawą zupełnie nieatrakcyjną, niepotrzebną, żeby nie powiedzieć - stresującą. Boimy się przebywania z innymi, uważamy, że ich nie potrzebujemy.
I o ile nie ma nic złego w odpuszczenie w wyścigu szczurów i odpoczywaniu w ciepłym kocyku, o tyle warto byłoby tak jak o pracę, dbać o swoje relacje towarzyskie. I czasem wyjść do ludzi. Lub przynajmniej do innych goblinów.