Matka z synkiem wpadli do rzeki. Chłopiec jest w ciężkim stanie, kobiety nie odnaleziono

Agnieszka Miastowska
30 grudnia 2022, 20:56 • 1 minuta czytania
Do tragedii doszło w piątek około godz. 13:45 w miejscowości Chlewiska koło Lubartowa. Do rzeki Wieprz wpadła kobieta z 10-letnim dzieckiem. W działaniach brało udział ponad 10 zastępów strażaków. Kobiety do tego momentu nie odnaleziono, a służby zdecydowały o czasowym zawieszeniu poszukiwań.
Do wody wpadła matka z 10-letnim dzieckiem. Kobiety nie odnaleziono Wojciech Zatwarnicki/REPORTER/East News

Do wody wpadła matka i 10-letni chłopiec

 Służby ratunkowe zostały zaalarmowane, że do rzeki Wieprz wpadły dwie osoby, kobieta ze swoim dzieckiem. Na miejsce natychmiast została wezwana straż pożarna, zespoły ratownictwa medycznego oraz policja. Do pomocy przysłano także specjalistyczny zespół, czyli grupę ratownictwa wodnego z Komendy Miejskiej Państwowej Straży Pożarnej w Lublinie. Wszystko wydarzyło się w pobliżu mostu kolejowego. Wydarzenie zobaczył spacerowicz, świadek nie był jednak w stanie wyciągnąć z wody kobiety i dziecka. Według jego relacji topiący się szybko zniknęli pod powierzchnią. Jak w rozmowie z Wp.pl podkreślał st. kpt. Michał Mazur z Komendy Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej w Lubartowie, w akcji ratunkowej brało udział ponad 10 zastępów strażaków, którzy za pomocą łodzi przeszukiwali rzekę.

Kobiety i jej synka szukali wyspecjalizowani nurkowie, dron i trzy łodzie. Na miejscu zjawiły się także trzy karetki pogotowia. Około godziny 16.00 z rzeki wyłowiono ciało 10-latka. Służby przystąpiły do reanimacji.

Chłopczyk trafił do szpitala i jest w stanie hiopotermii. Matki jednak nie odnaleziono, a po takim czasie poszukiwań, o godzinie 18.00, służby podjęły decyzję o zakończeniu akcji poszukiwawczej na dzień 30 grudnia.

Jak portalowi przekazał Michał Mazur, wznowienie akcji planowane jest na kolejny dzień, czyli 31 grudnia, od godzin porannych. Sierżant sztabowy Jagoda Stanicka z KPP w Lubartowie cytowana przez portal podkreślała, że świadkowie relacjonowali, że matka próbowała ratować synka, który wpadł do wody.

Tragiczne utonięcie także w Bałtyku

W naTemat.pl informowaliśmy także o innej zagadkowej śmierci mężczyzny, który wypoczywał nad morzem w Jastrzębiej Górze. Jak informował nas asp. Marcin Kloka z Komendy Powiatowej Policji w Pucku, 51-letni mężczyzna wybrał się na spacer ze swoją rodziną. Przechadzali się klifem w kierunku promenady. Nagle spacerowicze zorientowali się, że wśród nich nie ma jednego z mężczyzn.

Wszystko działo się w nocy z czwartku na piątek (29-30 grudnia). Wtedy rodzina wypoczywająca w Jastrzębiej Górze postanowiła wybrać się na spacer. Turyści spacerowali wzdłuż plaży i około godziny 1:00 w nocy mieli zorientować się, że 51-latek oddalił się od rodziny i zniknął z pola widzenia.

Przez kilka godzin służby poszukiwały mężczyzny, przy użyciu m.in. specjalistycznego drona - podkreśla asp. Kloka. Jednak w piątek o godz. 10:00 przebywający na plaży spacerowicz przy wejściu numer 20 zobaczył dryfujące ciało i wezwał policję.

O wszystkim poinformowano rodzinę 51-latka, która po obejrzeniu zwłok potwierdziła, że zmarły to poszukiwany przez nich mężczyzna. Prokurator Prokuratury Rejonowej Jacek Chmielewski poinformował, że w poniedziałek przeprowadzona zostanie sekcja zwłok mężczyzny. Co więcej, śledztwo zostanie wszczęte w kierunku nieumyślnego spowodowania śmierci.