Dryjańska: Piosenkarz Nosowska jest zmęczona feminatywami. Ja jestem zmęczona jej zmęczeniem

Anna Dryjańska
03 stycznia 2023, 18:08 • 1 minuta czytania
Piosenkarz Katarzyna Nosowska udzieliła wywiadu Kamilowi Wróblewskiemu w TOK FM. Dziennikarz zapytał wokalistę, co sądzi o feminatywach, czyli żeńskich formach zawodów i funkcji. Influencer jest nimi zmęczona.
Katarzyna Nosowska. fot. JACEK DOMINSKI/REPORTER

Muzyk przekonuje, że "my jako kobiety koncentrujemy się na drobiazgach", bo przecież mamy wiele poważniejszych problemów niż nasza nie/obecność w języku. Celebryta jest zdania, że kobiety, które używają żeńskich końcówek, próbują w ten sposób zdobyć szacunek otoczenia, a przecież prawdziwą wartość "powinny" czerpać z wnętrza. Piosenkarz Katarzyna Nosowska jest zmęczona słuchaniem feminatywów, zwłaszcza jeśli w zdaniu występuje więcej niż jeden. Artysta kończy wypowiedź sentencją, że "(wewnętrzne przekonanie) ja mam prawo kończy walkę o prawa".


Zmęczeni? Ja też. A to dopiero dwa akapity, w których kobiecego przeciwnika feminatywów nazywam po męsku. Sama piosenkarz dobitnie dała jednak do zrozumienia, że jako kobieta świadoma swojej wartości, która potrafi wznieść się ponad błahostki, woli formy męskie. Będę więc to respektować, jakkolwiek zgrzytliwie by to (dla mnie) nie brzmiało.

Kobiety i drobiazgi

Przykro mi, że muzyk, która przecież jest znanym zwolennikiem praw kobiet, powieliła seksistowski argument o tym, jakoby drobiazgi przesłaniały kobietom obraz rzeczy. Dyskryminacja kobiet ma wiele form i wymiarów, które wzajemnie się napędzają. To, że ktoś używa feminatywów, nie znaczy, że nie dostrzega płciowej luki płac albo przemocy seksualnej. Tu nie ma albo-albo.

Jest nas na tyle dużo, że damy radę zająć się wszystkim, co rzecz jasna nie znaczy, że każda z nas ma robić wszystko. Przy okazji pozwolę sobie przypomnieć, że Strajk Kobiet wyległ masowo na ulice nie z powodu uporczywego określania kobiet przy użyciu maskulinatywów, tylko zakazu aborcji. O priorytety kobiet jestem więc spokojna. O to, że potrafią dostrzegać więcej niż jedną rzecz na raz, też. 

Nosowska wiąże poczucie własnej wartości z męskimi końcówkami

Nie podoba mi się narracja, że kobiety podpompowują poczucie własnej wartości feminatywami. "Dziennikarka" jest równie dobra co "dziennikarz", "internautka" nie jest lepsza od "internauty", a "autorka" od "autora". Jestem kobietą, więc używam formy żeńskiej. To kwestia tożsamości. Tylko tyle i aż tyle. A stawianie amatorskich diagnoz psychologicznych obcym ludziom jest po prostu słabe.

Zgadzam się z Nosowską, że poczucie wartości to ważna rzecz. Tak, dobrze by kobiety je w sobie budowały, zwłaszcza że otoczenie często tradycyjnie je niszczy. Wzdragam się jednak słysząc zwrot "kobiety powinny", nawet jeśli mowa o pozytywnej rzeczy. Jeśli miałabym jednym zdaniem opisać patriarchat, byłby to taki ustrój społeczny, w którym kobietom dyktuje się, co powinny robić. Na przeciwnym biegunie jest feminizm - afirmacja tego, że kobiety mogą robić to, na co mają ochotę (o ile, jak wszyscy, nie naruszają wolności innych).  

Nie będę polemizować z tym, że Nosowska jest zmęczona feminatywami. Uczucia to coś, co po prostu jest - każdy najlepiej wie, jak się czuje i ma do tego prawo. Ja za to mam prawo być zmęczona zmęczeniem Nosowskiej z powodu feminatywów. Dobijamy do końca pierwszej ćwierci XXI wieku i nadal to wałkujemy.

Feminatywy? Ujdą, gdy dotyczą mniej prestiżowych funkcji

W sumie nie chodzi nawet o piosenkarza, ale o te wszystkie sytuacje, gdy członkowie (bo przecież nie członkinie) Kościoła Męskich Końcówek robią problem z tego, że ktoś mówiąc o sobie lub innych kobietach stosuje - szok i niedowierzanie - końcówki żeńskie.

Nieproszeni, nierzadko wulgarnie, młotkują autorki w komentarzach i mailach, by form żeńskich nie używały, bo oni tego nie lubią. Kobiety mają mówić o sobie i innych kobietach jak o facetach - zwłaszcza wtedy, gdy chodzi o prestiżowe funkcje i zawody. "Sprzątaczka" - spoko. "Prezydentka" - skandal. Siri, pokaż hipokryzję.

Idźmy dalej. “Ja mam prawo kończy walkę o prawa” - mówi Nosowska. Rozmarzyłam się. Serio. Bardzo chciałabym, aby walkę o prawa człowieka kończyło przekonanie, że się na nie zasługuje. To wiele by ułatwiło. Niestety historia wszystkich ruchów obywatelskich dowodzi, że ta teza jest nieprawdziwa.

Język spaja myśli i działania

Feministki pierwszej fali nie zdobyły praw wyborczych oddając się dyskretnym rozmyślaniom o tym, że mają prawo głosować i kandydować. Afroamerykanie nie odzyskali wolności poprzestając na przekonaniu, że to im się należy. Osoby LGBT nie wywalczyły równości małżeńskiej samą refleksją.

Myśli są koniecznym, ale niewystarczającym warunkiem zmiany rzeczywistości, w tym zakończenia dyskryminacji danej grupy. Potrzebne jest również działanie. Kluczowa jest synergia myśli i czynów.

I tu do gry wchodzi ten "drobiazg", jakim jest język. Błahostka, której poświęcona jest potężna dziedzina wiedzy nazywana lingwistyką. "Granice mojego języka oznaczają granice mojego świata" - powiedział Ludwig Wittgenstein, austriacki filozof żyjący w pierwszej połowie XX wieku. Forsowanie maskulinatywów, wbrew logice języka polskiego, wbrew historii (feminatywy były bardzo popularne w II RP, to PRL rozjechał je walcem), powoduje, że dla kobiet i dziewczynek zamyka się mentalnie całe dziedziny.

Gdy domyślną wersją człowieka pełniącego jakąś funkcję jest mężczyzna, trzeba wiele hartu ducha i determinacji, by sięgnęła po nią kobieta. Ba, to zaczyna się już w dzieciństwie. Dziewczynka, która wie, że może być uczoną, weterynarką, prezydentką, żołnierką czy astronautką, ma znacznie większą przestrzeń wyboru, a wraz z nią zmieniania rzeczywistości. Język spaja wszystko to, o czym potrafimy pomyśleć, z tym, co jest możliwe. 

Jestem zmęczona tym, że trzeba tłumaczyć, dlaczego istnienie kobiet w języku jest ważne. Czas jednak działa na naszą korzyść. Ponad 20 lat temu "posłanka" wywoływała oburzenie i rubaszne żarty. Przyjdzie moment, gdy przestaniemy dyskutować o feminatywach, tak jak nie dyskutujemy o tym, że kobieta - piosenkarz to piosenkarka.