Świątek prosto z mostu do dziennikarzy w Australii. "Udało mi się przetrwać"
- Iga Świątek ma za sobą ciężki bój w pierwszej rundzie Australian Open
- Jak przyznała po meczu, presja i oczekiwania mocno jej przeszkadzały
- Teraz powinno być nieco łatwiej, Polka wchodzi w swój turniejowy rytm
Tak trudnego początku w Australian Open Iga Świątek nie mogła się chyba spodziewać, choć mówiła sama, że czeka ją ciężka przeprawa w pierwszej rundzie z Jule Niemeier. Niemka dzielnie stawiała opór w partii pierwszej, gdzie dopiero dwa ostatnie gemy były popisem naszej mistrzyni (6:4). W secie drugim było już 3:1 dla rywalki, mogło być nawet 4:1. Ale przy stanie 4:5 Polka wrzuciła tryb turbo i wygrała seta 7:5.
Już przed rokiem Polka była w Melbourne w półfinale, a teraz ma ochotę na finał i tytuł. W Wielkim Szlemie radzi sobie doskonale, wygrała dwa razy Rolanda Garrosa i US Open, a w meczach pierwszej rundy najważniejszych tenisowych imprez ma niesamowity bilans: 15 wygranych na 16 rozegranych meczów. Ostatnia porażka? W 2019 roku, gdy dopiero zaczynała przygodę z wielkim tenisem. Teraz jest numerem jeden i to nie przypadek.
Faworytka miała pod górkę i w ogóle się z tym nie kryła.
– Myślę, że można było to zobaczyć podczas transmisji, że nie było u mnie wtedy czystej radości. Byłam zadowolona, że udało mi się przetrwać ten mecz i wrócić w drugim secie. Dni przed turniejem - ze względu na oczekiwania z zewnątrz i te, które sama sobie nałożyłam - nie były dla mnie najłatwiejsze i trochę się stresowałam – mówiła po meczu Agnieszce Niedziałek ze Sport.pl.
21-latka pokazała jednak, że potrafi wychodzić z opresji i grać na najwyższym poziomie wtedy, gdy najbardziej tego potrzeba. – Byłam w stanie zdobyć przełamanie i spowodować, że w pewnym sensie rywalka zwątpiła. To na pewno przyniosło dobry efekt w ostatnim gemie. Super było to, że zanotowałam dwa breaki z rzędu, ale celem na kolejne mecze jest, by nie doprowadzać do sytuacji, gdzie będę aż tak bardzo pod ścianą – dodała Polka.
Mistrzyni z Raszyna przyznała też, że nie pomogła jej presja, którą sama sobie narzuciła. – Pojawiło się też poczucie, że może niepotrzebnie tak się stresowałam, skoro jestem w stanie i tak wyjść na kort i po prostu robić swoją robotę. Po prostu uderzać tę piłkę. Czasami ten tenis robi się trochę za skomplikowany, a to jest w końcu tylko gra, prawda? – mówiła już rozluźniona. Zadanie wykonała, ale to dopiero pierwszy mecz.
Nasza mistrzyni ma za sobą dzień przerwy i na korty Rod Laver Arena wraca już w nocy z wtorku na środę czasu polskiego. Iga Świątek stawi czoła w meczu drugiej rundy Kolumbijce Camili Osorio, która w poniedziałek ograła w pierwszej rundzie Węgierkę Pannę Udvardy 6:4, 6:1. Zawodniczka z Ameryki Południowej jest notowana na 84. miejscu na światowych listach, więc zdecydowaną faworytką meczu jest Polka. Początek ok. 1:00 czasu polskiego, transmisja na antenie Eurosportu.