Rowerzysta był w szoku, kiedy usłyszał wysokość mandatu. Oto co zrobił
Polskie przepisy są bezlitosne dla osób, które popełniają wykroczenia na przejazdach kolejowych. I nie ma się co dziwić. Tylko w grudniu ubiegłego roku na przejazdach kolejowych doszło do 24 kolizji z udziałem pojazdów i pieszych.
W skali całego roku jest jeszcze gorzej. W całym 2022 roku na skrzyżowaniach dróg z torami doszło do 172 wypadków, w których łącznie zginęły 43 osoby, a 20 zostało ciężko rannych. To naprawdę dużo.
Są jednak przepisy dość absurdalne, a kary za nie jeszcze bardziej dyskusyjne. Przekonał się o tym pewien rowerzysta z Inowrocławia. Nagranie z interwencji policji wobec niego wstawiła tamtejsza drogówka.
Mundurowi na gorącym uczynku przyłapali 64-latka na rowerze, jak wjechał na przejazd kolejowy, zanim do końca otworzyła się rogatka. Miał pecha, ponieważ patrol stał tuż za nim i tak jak on czekał na podniesienie się szlabanu.
Mandat za wtargnięcie na przejazd kolejowy, gdy zapory są opuszczone lub właśnie zaczęły się opuszczać, to minimum od 2 do 4 tys. zł. Przepis ten dotyczy zarówno kierowców jak i pieszych oraz rowerzystów.
Prawo jest prawem
Co ciekawe prawo nie rozróżnia wjazdu na przejazd kolejowy podczas zamykania się szlabanów od wjazdu na przejazd, gdy szlabany zaczynają się otwierać. Karani są wszyscy jak leci według interpretacji policji.
I o ile zrozumiałe jest karanie za wjazd, kiedy zapory zamykają się, bo pociąg może być niedaleko, to mandat za ruszenie w momencie, kiedy pociąg przejedzie i rogatki ruszają w górę nasuwa na myśl pytanie: czy policjanci zbyt łatwo sięgnęli po bloczek?
Oczywiście mundurowi zachowali się przepisowo, bo tak stanowi prawo, mogli go ukarać i to zrobili, ale może jednak przepisy powinny rozróżniać te dwa przypadki. Bo jeśli chodzi o rowerzystę z Inowrocławia nie było mowy o powodowaniu zagrożenia. A może do każdego przypadku należy podchodzić inaczej? Co sądzicie?